Max Payne 3 - komentarz do zwiastuna. - Matio.K - 18 listopada 2011

Max Payne 3 - komentarz do zwiastuna.

Może będę to, aż nazbyt odważne słowa, ale chyba nie ma osoby,  na której Max Payne nie zrobiły wrażenia. W chwili premiery [2001] osobiście długo szukałem szczęki - bullet time okazał się być cholernie efektowny i nie bez znaczenia dla gameplay'u, fabuła wbijała w fotel dobrze oddanym klimatem noir, a prowadzenie akcji [komiksy, narracja, zaburzenia psychiczne] zapadło mi w pamięć po dziś dzień [kto pamięta scenę otwierającą grę?]. Tytuł szturmem wdarł się do grona klasyków.

Dwójka to już formalne potwierdzenie talentu studia, ale już przy pomocy dużo większego budżetu i lepszych rozwiązań technicznych. Niestety, później o serii słuch zaginął, choć na uparciucha można powiedzieć, że dobrze, bo Max przeżył swoje i odszedł na zasłużoną emeryturę ze świadomością, iż nie został nadmiernie wyeeksploatowany. Aż do 23 marca 2009 roku, kiedy zapowiedziano trójkę.

A więc stało się - pomyślałem. - Wskrzeszają legendę.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że fabułę osadzono w Rio, czyli klimatach, które nie miały nic wspólnego z ponurym Nowym Jorkiem, a samego bohatera, zgodnie z panującą wtedy modą na łysych twardzieli, pozbawiono włosów [AAA!]. Innymi słowy zwątpiłem w Rockstar. Dziś, po wszystkim co wydali i zrobili dla branży, czuję, że zupełnie niepotrzebnie. Stało się to za sprawą zwiastunu:

Miałem ochotę na paść na kolana, dotrzeć tak do siedziby studia i wyrazić głęboką skruchę za swój małostkowy brak wiary. Bo oto udała się rzecz niesłychana - mimo upływu czasu, kompletnej zmiany klimatu i wielu przetasowań w growej branży, udało im się zachować niepowtarzalną atmosferę. Tę zaś podbił jeszcze bardziej wypuszczony trailer z fragmentami rozgrywki:

Zacznijmy od pierwszej rzeczy, która rzuca się w oczy - WYBITNEJ animacji. Tak jak na świecie są smakosze wina, tak ja jestem degustatorem pracy animatorów. Bakcyla zaszczepił we mnie pierwszy "Prince Of Persia" i od tego momentu moje oczy źle znoszą ten słabo rozwiązany element. Całość śmiga na autorskim silniku fizycznym Euphorii, który kiedyś był zapowiadany jako rewolucja [a wyszło jak zawsze]. Jeśli faktyczny gameplay ma tak wyglądać [spójrz na cudowny fragment 0:34-0:36], to oficjalnie pewnikiem więcej czasu spędzę na bawieniu się ruchami bohatera zamiast posuwaniem fabuły naprzód. No, może te skoki są grubo przesadzone [1:27], ale realizm musiał zostać poświęcony na ołtarzu dobrej, nieskrępowanej zabawy. 

Przy okazji zapewniono nas o braku skrępowania w jednoczesnym poruszaniu się i wymianom ognia przez Maxa - i chciałoby się zakrzyknąć: wreszcie ktoś na to wpadł!. Biegnąc naprzód można oddawać strzały za siebie, czy na boki, a leżąc obracać wokół własnej osi. Może się mylę, i owe rozwiązanie już się pojawiło, ale sądzę, że dopiero MP3 zdoła je upowszechnić. Tak jak Gears of War ukrywanie za osłonami. A skoro mowa o tym elemencie - do serii wkrada się po raz pierwszy i Bogu dzięki, bo od kilku lat nie wyobrażam sobie, by w bardziej "cywilizowanych" shooterach można było ten aspekt pominąć. 

Sam bullet time nabrał większego sensu - o ile w poprzednich częściach służył zasadniczo tylko poprawieniu naszej celności, o tyle tutaj również przysłuży się omijaniu pocisków. Małe usprawnienie, a cieszy. 

Jeśli jeszcze tylko tryb multiplayer okaże się być czymś więcej niż zapchaj-dziurą [a są na to spore szanse patrząc przez pryzmat na przykład Red Dead Redemption], to z miejsca zamawiam preorder. Nawet jeśli ziszczą się moje obawy, to i tak tryb single-player powinien być wart premierowej kwoty ...

Matio.K
18 listopada 2011 - 09:50