Uwielbiam Naughty Dog. To firma, z której zawsze wydostaje się pełno świetnych pomysłów, które potem przekuwane są w znakomite gry. Uwielbiam Naughty Dog. Ale po skończeniu Uncharted 3 jakby trochę mniej.
Każdy kto mnie zna, wie że najlepiej czuję się w klimatach żeglarsko-orientalnych, a więc jak w jakiejś grze są statki lub pustynia, to ja już jestem "uchachany" od ucha do ucha. W Oszustwie Drake'a jest jedno i drugie, a mimo wszystko to nie wystarczy bym postawił grze ocenę wyższą niż 7,5. Jest epickość, jest filmowość, jest bombastyczność (przesadna). Ale zabrakło nowych pomysłów.
Co mi się podobało?
Wizualnie gra jest obłędnie dobra. Naughty Dog stukało i pukało młoteczkami, aż wyrzeźbiło dzieło sztuki. Mam tu na myśli przede wszystkim misje rozgrywające się na morzu i pustyni.
Filmowa fabuła, z całkiem interesującymi postaciami drugoplanowymi. Szczególnie relacja Nathan-Sully, choć byłoby przesadą napisać, że to pozycja pod tym względem wybitna.
Bardzo fajna mechanika walki wręcz. W ogóle starć na pięści jest w tej grze trzy razy więcej niż w poprzednich dwóch razem wziętych.
Sporo skradania się, co w poprzednich częściach było potraktowane nieco po macoszemu. Teraz nawet jest jedna misja, w której wpadka kończy się niepowodzeniem.
Muzycznie i dźwiękowo jest genialnie. Uważam też, że dobrze wypadł polski dubbing i nawet cholery Nathana, cholera jakoś mi nie przeszkadzały. Aktorzy świetni z jednym wyjątkiem. Tak jak lubię panią Krystynę Jandę, tak moim zdaniem tutaj się nie popisała. Niby jej zadaniem było zagrać zimną sucz, ale bez przesady. Co to było? Szczękościsk?
Animacja postaci i zakres wykonywanych przez nie ruchów. Nie pomylę się, jeżeli stwierdzę, że nie ma drugiej gry, która mogłaby choć w przybliżeniu pochwalić się czymś równie doskonałym. I pewnie jeszcze jakiś czas nie będzie.
Nawiązania do Lawrence'a z Arabii i jazda na koniach. Co prawda już sama akcja z wykorzystaniem wierzchowców nie jest rewelacją, ale ta chwila, kiedy wyjeżdżamy z obozu jest wprost boska. No i sama pustynia - cymes.
Co było takie sobie?
Przez większość czasu fabuła trzyma się kupy. I trzymała by się dalej, gdyby nie trywialny powód całego zamieszania.
Przez pierwszą część gry obowiązuje schemat: najpierw eksplorujemy daną lokację, by potem strzelać się z napastnikami idąc drogą powrotną. Trochę za dużo przy tym strzelania, a za mało przygody.
Dowcip o języku polskim. Za pierwszym razem w dwójce było spoko, powtórzone męczy.
Co mi się nie podobało?
Uncharted 3 cierpi na syndrom Call of Duty. Korytarz - starcie z chmarą wrogów wypadających z każdej wygódki. Za dużo strzelania, za dużo wybuchów, za dużo bombastyczności.
Uncharted kojarzy mi się z zaginionymi cywilizacjami, świątyniami, starożytnymi artefaktami. Trójkę zaczynamy w pubie, potem biegamy gdzieś po ulicach, jakieś magazyny, jakieś lotnisko, jakieś muzeum. Co to u licha jest?
Za mało piasku na pustyni. O co chodzi? Ujmę to tak: spodziewałem się w Uncharted 3 co najmniej tyle piasku ile śniegu było w dwójce. Co dostałem? Pół godziny na pustyni i godzinę w starożytnym mieście, które sprawia raczej wrażenie arabskiego kurortu wypoczynkowego z wyglancowanymi do połysku złoceniami, a nie tajemnicze miejsce pełne interesujących zagadek.
Ogółem
Dobra gra, ale po Naughty Dog powinno spodziewać się więcej. Przygodę na pewno przedłuży tryb multiplayer i zabawa w kooperacji, ale to tylko dodatki do treści właściwej. A ta jest poniżej oczekiwań, choć w starciu z konkurencją to wciąż Mount Everest. Poza tym w większości zgadzam się z Łosiem, którego recenzja wisi obok.