Jako student prawa naczytałem się już niemałej ilości ustaw czy to z obowiązku, czy to z czystej ciekawości. W teorii podstawową znajomość prawa powinien mieć każdy obywatel, faktycznie jednak ogranicza się ona do "wiedzy" wyniesionej z mediów. Dzisiaj moją uwagę zwróciła sprawa zamknięcia dwóch lokali w Lublinie - popularnego Padbaru i sklepu Vipgamer, o którym pisał już promilus.
Przyznacie sami, że sprawa jest iście absurdalna. Nie dość, że zarekwirowano kupę sprzętu i gier, to w dodatku zamknięto obydwa lokale. Na jakiej podstawie? Pozwólcie, że opiszę to dosyć szczegółowo.
Odnośnie sklepu Vipgamer sprawa jest raczej prosta.
Właściciele rzekomego sklepu moim zdaniem powinni się bronić tymże artykułem:
Art. 33 4 . Wolno korzystać z utworów w związku z prezentacją lub naprawą sprzętu.
Nie dajmy się zwariować. Oczywiście nie mam kompletnych informacji, domniemywam jednak, że właściciele sklepu nie pozwalali grać klientom za przysłowione parę groszy np. godzinę. Jeżeli zaprezentowanie jak wygląda produkt, który chcemy kupić jest przestępstem, to znaczy, że świat zupełnie zbzikował i trzeba emigrować do Chin, albo Rosji.
Przejdźmy teraz do sprawy Padbaru.
Oto jaką podstawę prawną obrali sobie policjanci z Lublina:
Art. 116.
1. Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w ust. 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
3. Jeżeli sprawca uczynił sobie z popełniania przestępstwa określonego w ust. 1 stałe źródło dochodu albo działalność przestępną, określoną w ust. 1, organizuje lub nią kieruje, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.
4. Jeżeli sprawca czynu określonego w ust. 1 działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Jak widać w omawianym przypadku właścicielom lokali raczej nie zagrozi odpowiedzialność z ust. 3 (jak to sugeruje Gazeta Wyborcza), a raczej z ust. 1, albo 2. Faktem pozostaje, że sytuacja właścicieli jest raczej nieciekawa. Wyszli z fantastyczną inicjatywą, a zostali potraktowani jak kryminaliści.
Co ciekawe, prawo można spróbować obejść - niestety już nie po fakcie. Choć nie dałbym sobie głowy uciąć, to sądzę, że rozwiązanie może leżeć tutaj:
Art. 31. Wolno nieodpłatnie wykonywać publicznie rozpowszechnione utwory podczas ceremonii religijnych, imprez szkolnych i akademickich lub oficjalnych uroczystościpaństwowych, jeżeli nie łączy się z tym osiąganie pośrednio lub bezpośrednio korzyści majątkowych i artyści wykonawcy nie otrzymują wynagrodzenia, z wyłączeniemimprez reklamowych, promocyjnych lub wyborczych.
Kiedy w naszym kraju wchodziła w życie ustawa o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych, wprowadzająca zakaz palenia w miejscach publicznych, któryś z właścicieli barów założył stowarzyszenie czy kościół (dokładnie nie pamiętam) i stworzył ze swojego lokalu miejsce spotkań, których elementem było właśnie zaciąganie "dymka". W ten sposób niecne przepisy zostały ominięte. W tym przypadku właściciel lokalu może teoretycznie założyć własny kościół, miejscem spotkań wyznaczyć swój bar i zapisać gdzieś drobnym druczkiem, że w godzinach otwarcia baru odbywa się ceremonia religijna.
Jest to oczywiście absurd i w normalnym świecie nie powinno się robić takich machlojek. Jak jednak widać, obecnie prawo nam nie służy.
To nie koniec ciekawostek z rzeczonej ustawy. Wiecznym problemem wideobloggerów jest usuwanie, bądź blokowanie ich materiałów przez pracowników YouTube, bądź serwisów pokrewnych. Zazwyczaj powodem takiego zachowania jest wplatanie fragmentów np. filmów czy utworów muzycznych we własne dzieło. Oczywiście jest to granicznie wręcz idiotyczne, bo jak stworzyć amatorską recenzję filmu czy gry bez wplatania fragmentów? Zgodnie z prawem nie możemy przecież publikować nawet części utworów.
Jedynym ratunkiem, mogącym przekonać obsługę pomocy serwisów pozwalających na publikację materiałów wideo, pozostaje dla nas ten artykuł:
Art. 29.1. Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionymwyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.
Pytanie tylko - jak odnieść się do sytuacji w których przy pomocy montażu, bądź podkładu głosów czy wręcz dodania tylko napisów, tworzy się odrębne dzieło z utworu już opublikowanego. Przykładów nie trzeba szukać daleko - poszukajcie przeróbek "Upadku" i słynnej sceny z Adolfem Hitlerem wydzierającym się nad mapą w swoim ostatnim bunkrze. Zgodnie z Polskim prawem autorów takich filmików powinno się posłać do paki.
Jeżeli o mnie chodzi, to jestem zdania, że w pogoni za poszanowaniem praw autorskich zabrnęliśmy zdecydowanie za daleko. Zakaz publikacji, odtwarzania, przerabiania chociażby fragmentów, wielotysięczne kary za ściągnięcie kilku utworów muzycznych. Autorom należy się ochrona, została ona jednak zdecydowanie zbyt mocno rozbudowana. Nie jestem zwolennikiem łamania prawa, jestem zwolennikiem jego zmiany. Kto ma ukraść i tak ukradnie, resztą prawdziwych złodziei nikt nie ściga, bo to zadanie czasochłonne i mało efektowne. Organom ścigania zdecydowanie łatwiej jest znaleźć przepis, który pozwoli im aresztować, albo postawić zarzuty osobom, które uczciwie starają się stworzyć coś ciekawego, bądź przedsiębiorczego. Ewentualnie aresztować małolatów za palenie marihuany czy studentów za picie piwa na ławce w parku.
Artykuły z tytułu których najczęściej stawia się zarzuty nie bez powodu nazywane są "statystycznymi". Poprawiają one na papierze skuteczność organów ścigania. Obawiam się, że niedługo takim artykułem staną się te z ustawy o ochronie danych osobowych.
Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę moje ego będzie Ci wdzięczne, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem.