Wszyscy kochają Romana. Tuż po premierze Autora Widmo sala kina była pełna, wczoraj na seansie Rzezi publiczność również dopisała. I rechotała donośnie i bez wstydu. Bo Rzeź to śmieszny film jest. Poważnie.
Scenariusz filmu powstał na bazie sztuki teatralnej (Bóg mordu) i rodowód ten widać na kinowym ekranie. Na szczęście Rzeź nie jest po prostu sfilmowanym za pomocą drogiego sprzętu kawałkiem teatru. To pełnoprawny film, którego akcja dzieje się w obrębie jednego mieszkania w czasie mniej-więcej 90 minut (sam film trwa niecałe 80). To film o gadaniu. To dobry i śmieszny film o gadaniu. I na tym koniec tej krótkiej recenzji. Ale zaraz... co to? Zobacz więcej?
Rzeź to aktorski popis czwórki bardzo zdolnych ludzi. Jodie Foster jest grzeczna i pisze książki, John C. Reilly (och, jak dobrze, że jest go w kinie coraz więcej!) jest wybuchowy i sprzedaje AGD, Kate Winslet jest trochę sztywna i pracuje jako broker, a Christoph Waltz (z cudownym wystudiowanym amerykańskim akcentem) to cwaniaczkowaty adwokat (przy okazji: na ekranie przez jakieś 5 sekund widać też Polańskiego w bardzo "polskim" cameo). We czwórkę spotkali się w mieszkaniu Foster i Reilly'ego by omówić zajście na szkolnym boisku - synek Winslet i Waltza trzasnął patykiem synka drugiej pary wybijając mu dwa przednie zęby. Trzeba się dogadać. Próbują więc, na początku grzecznie i w sposób cywilizowany, ale stopniowo cała ta dyskusja robi się coraz bardziej zażarta (a przy okazji bardzo zabawna).
Ostrzeżenie: pierwsze 30 minut nie wróży sukcesu. Ot, gadają, ale bez jakiejś specjalnej ikry. Widz uśmiecha się raz czy dwa, ale nachodzi go myśl "ale to miało być zabawne i fajne". I takie się robi - wstawiony poniżej wykres pięknie pokazuje mechanizm rozkręcania się Rzezi. Zaczynamy powoli, stopniowo dorzucajac do pieca i atakując na nowe sposoby. Dialogi są soczyste, docinki złośliwe, a zmiany frontów między czwórką postaci przyjemnie odświeżają całą tę krótką historię. Każda osoba ma swoje do zagrania i swoje 5 minut, a całość jest naprawdę bardzo zabawna i lekka. Świetna zabawa dla miłośników... Allena. Bo jakiś taki allenowski ten Polański. Siedem z wielgachnym plusem.