Kronika - recenzuję chłopięce wybryki - fsm - 4 lutego 2012

Kronika - recenzuję chłopięce wybryki

"Boys will be boys", rzecze jedno z haseł na anglojęzycznych plakatach filmu Kronika (dzięki za nie okaleczenie tytułu). Kończący liceum bohaterowie tej opowiastki mają w sobie jeszcze bardzo dużo z brudzących się po piaskownicach chłopców. Co więc się stanie, gdy w niewyjaśniony sposób zaczną władać nadprzyrodzonymi mocami? Na to pytanie całkiem satysfakcjonująco stara się odpowiedzieć debiutujący w fotelu reżysera Josh Trank (rocznik 85!).

Kronika cierpi na syndrom pokazującego zbyt wiele zwiastuna. Kto obejrzał więc dwuminutową zapowiedź, jest w stanie z dużą dokładnością przewidzieć, jak rozwinie się historia. Inną sprawą jest fakt, że film sam w sobie podąża dosyć utartymi ścieżkami. Ale to w sumie dobrze.

Opowieść wygląda następująco: jest sobie Andrew, chłopak szczupły, zamknięty w sobie, kumplujący się w zasadzie tylko z kuzynem Mattem, a w szkole postrzegany jest jako dziwak i popychadło. Dodatkowo w domu ma bardzo chorą matkę i temperamentnego ojca. Niewesoło. Jego kuzyn jest bardziej otwarty i momentami pełni funkcję kogoś w stylu przewodnika po świecie okrutnej młodzieży. Jest jeszcze trzeci gość, Steve - ultra-popularny, wesoły kandydat na szefa uczniowskiego samorządu. Podczas plenerowej imprezy chłopaki natrafiają na tajemniczą dziurę w ziemi, w której znajduje się świecące COŚ. Elektronika przy tym wariuje, z nosów zaczyna lecieć krew... Dziwy, panie! Następnego dnia okazuje się, że cała trójka zaczyna przejawiać nietypowe zdolności - głównie telekinezę i wzmocnioną odporność. I tak oto rozpoczyna się krótka wycieczka, którą śmiem nazwać jednym z najciekawszych spojrzeń na klasyczną komiksową historię o superbohaterach od czasów Shyamalanowskiego Niezniszczalnego.

Co zrobiłby każdy nastolatek, gdyby nagle odkrył, że potrafi przesuwać przedmioty siłą woli? Zacząłby się wydurniać, oczywiście. Tak też się dzieje, ale - bez zaskoczeń - fabuła szybko pokazuje jak cienka jest granica między bohaterem a łotrem. I to mi się podobało. Kronika odhacza kolejne punkty na liście typowej opowieści o powstawaniu potężnych oponentów z przeciwnych stron barykady. Jest tu wszystko, co znaleźć można w komiksie, tyle że mocno osadzone we współczesnej rzeczywistości. No i pokazane nietypowo, bo w jakże modnym, para-dokumentalnym stylu ładnie nazwanym z angielska found footage. Dzięki temu nie trzeba do końca wyjaśniać wszystkich rzeczy i można ukryć niedostatki w budżecie (12 milionów dolarów jak na efektowną opowieść o rzucaniu w siebie autobusami to bardzo mało - choć dwie sceny naprawdę wywracają gacie widza na lewą stronę), a przy tym nie spowodować u oglądających zawrotów głowy - Andrew dokumentuje wszystko swoją kamerą, ale szybko uczy się operować nią za pomocą telekinezy, ujęcia są więc bardzo stabilne, filmowe i ciekawe. A gdy tej kamery braknie, autorzy sprytnie obchodzą to ograniczenie. Choć początkowo wydaje się, że tempo jest zbyt wolne i dzieje się za mało, to w odpowiednim momencie wrzucany jest wyższy bieg, a trzeci akt filmu to już pełen galop.

Kronika to film zrobiony z głową i pomysłem, dobrze zagrany (Dane DeHaan jako Andrew jest bardzo przekonujący, będzie o nim głośno) i napawałby mnie olbrzymią dumą, gdybym jakimś cudem w taki sposób zadebiutował na wielkim ekranie jako reżyser. Będę wypatrywał kolejnych filmów Josha Tranka. Radzę i Wam.

fsm
4 lutego 2012 - 18:19