Gwiezdne Wojny w 3D są... - fsm - 11 lutego 2012

Gwiezdne Wojny w 3D są...

Zanim dokończę zdanie z tytułu wpisu, mała dygresja. Bardzo lubię Gwiezdne Wojny, ale daleko mi do zakładających szlafroki, jeżdżących na konwenty maniaków. Po prostu przemawia do mnie uniwersum, lubię kosmos, wybuchy, lasery, potwory i jestem w stanie przemilczeć niektóre niedociągnięcia. Co ciekawe, gdy widziałem Epizod IV jako kilkulatek na jakimś zrytym VHS-ie, to zupełnie mnie nie ujął. Plastikowe statki? Gumowe stwory? Nieee... Dopiero w okolicach premiery edycji specjalnej (miałem wówczas 13 lat) zaczęła na mnie działać magia Gwiezdnych Wojen. Chcę wierzyć, że nie przez dodane komputerowe efekty...

Pierwszy z powodów, dla których warto obejrzeć Mroczne Widmo.

Z powodu powyższych faktów jako zupełnie świadomy widz obejrzałem w kinie dopiero nową trylogię. Gorszą trylogię. Ale wciąż dającą frajdę. Skoro więc Lucas obiecał wprowadzić do kin na nowo wszystkie epizody, ucieszyłem się. Szkoda tylko, że zaczął od niewłaściwej części...

Nie należę do ludzi, którzy mieszają Mroczne Widmo z błotem. Za pierwszym razem podobał mi się ten film, nie zwracałem uwagi na fabularne debilizmy. Za którymś tam razem historyjka napisana przez Lucasa obnażała swą nijakość i durnotę, ale co tam... wszak to Star Warsy! A teraz dodatkowo do obejrzenia w 3D! No to jak?

Gwiezdne Wojny w 3D są... wyjątkowo mało trójwymiarowe.

Jeśli chcecie iść do kina tylko po to, żeby zobaczyć, jak azbestowa broda Qui-Gon Jinna wystaje z ekranu i/lub chcecie pozachwycać się głębią malowniczych krajobrazów, to nie traćcie czasu. Nawet spece z Industrial Light & Magic nie są w stanie zapewnić dobrej konwersji 2D > 3D. Co prawda Mroczne Widmo wygląda lepiej, niż przerobione na 3D Thor czy Pirania, ale tak naprawdę efekt jest żaden. Jest w filmie kilka ujęć, które wyglądają naprawdę nieźle i chce się, by potrwały nieco dłużej (kamera z kokpitu podczas wyścigu czy sekwencje kosmicznych walk), ale tak naprawdę wszystko sprowadza się do ledwie zauważalnej głębi. A czasami niewidocznej głębi. Głowa nie boli, oczy nie muszą się do niczego przyzwyczajać, po prostu niespecjalnie widać te 12 miesięcy pracy. Wielka szkoda.

Drugi z powodów, dla których warto obejrzeć Mroczne Widmo.

Jeśli więc denerwowały Was w Epizodzie 1: Jar Jar, brak wyrazistych postaci (i brak faktycznego głównego bohatera) oraz bardzo licha intryga, to będą Was denerwować dalej. Trzeba jednak filmowi oddać sprawiedliwość - po 13 latach Mroczne Widmo nadal wygląda zaskakująco dobrze, a dwie sekwencje nadal zasługują na niski pokłon. Mowa oczywiście o wyścigach podów i pojedynku Dartha Maula z dzielnymi Jedi z rozbrzmiewającym w tle Duel of the Fates. Miodzio. Sceny akcji są jednak jedynym przejawem Mocy w filmie. Reszta jest dokładnie taka, jaka była. Bez wartości dodanej w postaci trójwymiaru. Tym niemniej fajnie było zobaczyć Gwiezdne Wojny w kinie i zapewne skuszę się na oryginalną trylogię, gdy ta się w kinach pojawi za te kilka lat. Byle tylko puszczali te filmy głośno (pozdrawiam operatora z Multikina 51 w Poznaiu, który chyba przysnął na potencjometrze). Póki co: zawód.

PS. Tak - kukiełkowy Yoda został zamieniony na swojego napędzanego przez GPU odpowiednika. CO TERAS?

fsm
11 lutego 2012 - 12:02