Nie dalej jak wczoraj, kolega Cayack wyrazil na swoim facebookowym profilu zdziwnienie. Z lekkim opóźnieniem, ale to można wybaczyć, dotarła do niego informacja, że na najbliższej gali MMA Attack pojedynek stoczą Robert Burneika i Marcin Najman. Innymi – Cayacka – słowy, koleś który nigdy nie stoczył zawodowej walki i jest znany jako mem internetowy kontra dyżurny fajter od pojedynków celebrytów który zawsze przegrywa. Poczułem się, nie wiem czy słusznie, wywołany do tablicy bo mimo, że polskiego MMA niestety nie śledzę, to sam sport jest bliski mojemu sercu.
Cóż, w przypadku tej walki – i podobnych pojedynków – sprawa jest prosta. Są to tak zwane ‘event sellery’ czyli – analogicznie do naszej branży – wydarzenia mające na celu sprzedać główny produkt. Starcie Najmana z Burneiką przyciągnie na samą galę i przed telewizory tysiące widzów. Szczególnie popularny strongman kulturysta może być tu porządnym magnesem. Wartości sportowej, szczególnie z punktu widzenia MMA, walka nie ma w zasadzie ważnej, ale ten sport jest w Polsce na etapie raczkowania, przynajmniej medialnego. Niemniej, dzięki takiemu wydarzeniu, całą galę obejrzy znacznie więcej ludzi niż tylko ci, których interesuje sam sport.
To ważne, bo przy okazji, czekając na walkę wieczoru, wielu będzie miało szansę zobaczyć, na czym tak naprawdę walki w klatce (bo MMA Attack stawia na klatkę) polegają. Istnieje przy tym całkiem spora szansa, że człowiek lubiący oglądać sporty walki stwierdzi, że taka formuła jest dla niego interesująca. Bo tak, moim przynajmniej zdaniem, jest – połączenie zapasów, boksu, karate, judo, ju-jitsu, tajskiego boksu i wielu, wielu innych szkół i stylów walki powoduje, że starcia MMA bywają znacznie bardziej interesujące, niż np. pojedynki bokserskie.
Zanim jednak na zwykłą, pozbawioną szopek, galę przyjdzie komplet widzów, zanim przed telewizorami siądą ich tysiące, musimy dorobić się swoistego panteonu gwiazd. Jak na razie w świadomości społecznej najpopularniejszym zawodnikiem MMA jest Pudzian. Gdzieś tam, za nim, czai się Mamed Khalidow który jako fighter prezentuje się wyśmienicie. Czy Pan Mariusz coś w tym sporcie osiągnie, nie mam pojęcia, ale potrzeba czasu, żeby wśród polaków poszło echo, że takich Khalidowów jest więcej. Potrzeba nam gwiazd, za nimi pójdzie oglądalność, za nią pójdą pieniądze, a za pieniędzmi kolejni zawodnicy, kolejne gwiazdy – tym razem MMA – i coraz mniejsza szopka towarzysząca galom.
Na to musimy jeszcze poczekać, i warto przy tym kibicować tym polskim organizacjom, które przebiły się do telewizji. Zarówno KSW jak i MMAAttack robią kawał dobrej roboty i to dzięki nim coraz częściej trafiam na ludzi, którym nie muszę tłumaczyć, czym jest MMAi dlaczego ja to w ogóle oglądam. Obie organizacje stanowią dla siebie konkurencję, ale jak znam życie i historię, w końcu połączą się w jedną, prężną całość. A na razie na konkurencyjności korzystają widzowie. Na najbliższej gali MMAAttack jako sędzia pojawi się „Big John” McCarthy (o którym nawet kiedyś kilka słów napisałem). W odpowiedzi KSW zaprosiło na swoją galę Ginę Carrano zwaną twarzą kobiecego MMA. Sportowo, szczególnie obecność utytułowanej zawodniczki, raczej nic się nie zmieni. Ale świadomość fanów sportu, świadomość mniej aktywnych zainteresowanych i przede wszystkim świadomość polskiego MMA gdzieś tam, za wielką wodą, znacznie wzrośnie. To moim zdaniem dobry krok, o ile oczywiście wszystko pójdzie tak, jak ma pójść.
Zachęcam do oglądania polskich gal, zachęcam do oglądania gal UFC, zachęcam ogólnie do oglądania MMA. Polecam, chociaż może być to trudne, zarażać swoje żony, narzeczone, dziewczyny i inne kobiety do oglądania MMA. Mi się z małżonką udało i bardzo sobie chwalę wspólne oglądanie, nie mówiąc już o dumie jaka mnie rozpiera kiedy okazuje się, że ona wie więcej o MMA niż większość przypadkowo spotkanych ludzi. To ważne o tyle, że jeśli kobietom spodoba się ten sport, będzie dobrze, bo kobiety zazwyczaj dostają to, czego chcą.
nieniem, ale to mo