Dobra fabuła w bijatyce – niemożliwe? - Brucevsky - 19 lutego 2012

Dobra fabuła w bijatyce – niemożliwe?

Czekamy na nowe Dead or Alive, aby poznać historię Kasumi. Jasne.

Bardzo często twórcom bijatyk obrywa się od graczy i recenzentów za przygotowanie durnej, pozbawionej sensu fabuły, która nawet nie uzasadnia obecności wojowników na danym turnieju. Ostatnio dostało się w ten sposób chociażby autorom Girl Fight, którzy przygotowują nowe IP, bazując na najniższych ludzkich instynktach.

Trudno jednak oczekiwać, aby bijące się po twarzach, prawdopodobnie skąpo ubrane, kobiety znalazły się nagle na wymyślnych arenach z jakiś racjonalnych powodów. Jakby nie patrzeć, oczekujemy nie wiadomo czego od twórców w temacie, który jest całkowicie oderwany od rzeczywistości.

To nie boks lub K-1 gdzie organizowane są gale, ani też WWE, gdzie scenarzysta w pocie czoła przypisuje wrestlerom różne role i scenki do odegrania pomiędzy starciami. Gdzie w rzeczywistości znajdziemy turnieje rozgrywane na różnych arenach, w których grupa bardzo charakterystycznych postaci o odmiennych stylach walki staje naprzeciw siebie, aby osiągnąć upragniony cel? Takie rzeczy to tylko w produkcjach z Jean Claude Van-Dammem i właśnie w grach.

Jeśli autorzy dają nam więc proste uzasadnienie, że są jakieś badania, że pojawia się jakaś nagroda, że jakaś zemsta i inne pobudki pchnęły w tę samą stronę grupę zapaleńców o niezwykłych umiejętnościach to trzeba to zaakceptować z uśmieszkiem i cieszyć się na kolejną okazję na poznanie mistrzów kung-fu, zapasów, muay thai czy taekwondo.

W ostatnim czasie Mortal Kombat udowodnił, że można przygotować w miarę sensowne tło fabularne i dać graczom jakiś pretekst do kolejnych starć. Nie bez przyczyny wszyscy byli jednak zaskoczeni historią i trybem dla samotników, który zapewniał długie godziny zabawy na wysokim poziomie. To był wyjątek na tle wielu innych gier walki. Także jednak i w tej serii nie brakowało wcześniej dziwnych motywów i słabo zarysowanych postaci. Mortal ostatnio jest tutaj jednak tytułem wyróżniającym się in plus.

Losu rodu Forresterów...znaczy Mishima/Kazama

Na tle Dead or Alive, Tekkena lub Street Fightera dzieło NetherRealm prezentuje się świetnie. Czy to jednak znaczy, że każdy z pozostałych wymienionych tytułów jest słaby, bo ma niedorzeczną warstwę fabularną? Nie, bo w bijatykach liczy się system, projekty aren i postaci oraz możliwość toczenia efektownych starć. Nikt z nas prawdopodobnie nie byłby w stanie stworzyć nic mądrego z otrzymanego od Capcom, Team Ninja lub Namco Bandai zarysu fabuły i listy postaci. Co może kierować Kasumi, Hayabusą, Tiną i Baymanem, że zjawiają się nagle na jednym turnieju? Co mogłoby popchnąć Paula, Leia, Ninę i Kazuyę do walki na lotnisku lub na dachu budynku? Czy ścieżki Ryu, Chun-Li i Balroga da się skrzyżować w sensowny sposób?

Patrząc na nieudolne próby scenarzystów filmowych i większej części twórców gier, którzy od pewnego czasu usilnie starają się wepchnąć do swoich gier ciekawy tryb fabularny trudno znaleźć sensowne odpowiedzi na postawione wyżej pytania. Bijatyki nie są od opowiadania wielkich historii i nie powinno im się też zarzucać niedorzecznej fabuły. To nie wada. Każdy pretekst jest dobry, aby „dziwni” bohaterowie stanęli ze sobą do walki i pozwolili sprawdzić graczom, która technika walki jest efektywniejsza w wirtualnym świecie. Musimy zrozumieć to my, recenzenci i producenci gier. Soul Calibur V właśnie przejeżdża się na niepotrzebnie rozbudzonych ambicjach dotyczących trybu dla samotników. Mortal Kombat na tym polu zaskoczył i wiele zyskał. Summa summarum, historia jest TYLKO tłem. Powinna być zaletą jeśli została przygotowana z głową. Jej brak nie powinien być chyba jednak wadą. Jakie jest wasze zdanie?

Brucevsky
19 lutego 2012 - 13:06