Bardzo lubię mitologię grecką. Powiedzieć, że wychowałem się na niej, to by było nadużycie, niemniej w dzieciństwie spędziłem sporo czasu na czytaniu mitów o Heraklesie, Tezeuszu, wyprawie Jazona i Argonautów po Złote Runo, stworzeniu świata i tak dalej, i tak dalej. Z mojej perspektywy zawsze miło widzieć kolejny film czerpiący z mitologii. Miło widzieć, nie zawsze znaczy miło oglądać. Jak jest z Gniewem tytanów? Uczucia mam mieszane...
Film Liebesmana zaczyna się typowo. Zmęczony życiem bohatera Perseusz, kolokwialnie mówiąc, rzuca je w cholerę i osiada w pewnej wiosce, by prowadzić prostą egzystencję jako rybak. Ma syna, którego chce uchronić od wojennej zawieruchy, nie uczy go walki. Chce go ochraniać i przede wszystkim być przy nim. Dlatego gdy w potrzebie zwraca się do niego z prośbą o pomoc wieszczący nowe zagrożenie Zeus, bohater grany przez Worthingtona (Avatar, Terminator: Ocalenie, Człowiek na krawędzi) grzecznie, ale stanowczo odmawia. Spokój i sielanka nie trwają długo. Miejsce zamieszkania Perseusza napada Chimera, a bohater ostatecznie zmuszony jest do zaangażowania się w całą historię, głównie z powodów osobistych. I oczywiście jest też ostatnią nadzieją białych.
Gniew tytanów ma niestety kilka wad. Jeśli chodzi o aktorów, najbardziej boli mnie marne wykorzystanie potencjału Liama Neesona. Facet, który potrafi zagrać bezwzględnego tu_słowo_na_s, a którym bywał i sam Zeus, tutaj został sprowadzony do roli dobrego dziadka. Niezdolnego gniewać się na swoich wrogów, nie ustawiającego po kątach kogo trzeba wtedy kiedy trzeba. Większość spraw załatwia gadką, co niestety ma odniesienie w całym filmie. Jest bardzo przegadany. Dużo dialogów mogłoby mieć miejsce „u cioci na imieninach”, podczas gdy tutaj przydałaby się krew, pot i łzy. Nie powiem, że tych trzech płynów właściwych dla ludzkiego ciała się spodziewałem, ale była by to miła niespodzianka.
Kolejna sprawa, to pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o odwzorowanie mitologicznych postaci, co już zasygnalizowałem powyżej w przypadku Zeusa. Hefajstos w wydaniu Gniewu tytanów to nie brudny, odrażający kowal, a szalony wynalazca. Perseusz jest nieco nijaki, jakby stracił charakter. Agenor za to pełni rolę śmieszka. Charaktery postaci które niekoniecznie pokrywają się z wyobrażeniami widzów to jedna sprawa, ale dochodzi także wrzucanie potworów z zupełnie innej bajki. Epizod z Minotaurem, inteligentnym przecież stworzeniem (którego zabił Tezeusz, a nie Perseusz), to scena zupełnie nic nie wnosząca do całości. Można zgadywać, że ta krótka walka pełniła rolę przerywnika między kolejnymi dialogami, była oczekiwaną odrobiną akcji, inaczej nie jestem w stanie zrozumieć jej zastosowania. No, poza tym, że Minotaur zawsze dobrze robi reklamie filmu bazującego na mitologii. Gniew tytanów niestety tylko prześlizguje się po mitologii, czerpiąc z niej postaci i ozdoby (pod tym kątem jedynka wyglądała lepiej). I ponownie – nic czego nie dałoby się przewidzieć, ale jakże miło by było się pozytywnie rozczarować.
Miłą niespodzianką jest całkiem przyzwoita jakość wersji 3D. W przypadku tego filmu jakoś nie czuję się oszukany, że jest to tylko zabieg mający za zadanie nabić kabzę producentom, a efekty zostały potraktowane po macoszemu. Na Gniew tytanów dobrze się patrzy, a na pewno film zrobi większe wrażenie podczas seansu w kinie, niż w domowym zaciszu. Co nie znaczy, że zachęcam do wybrania się na niego, co to, to nie. Zależność podobna jak w serii Transformers.
Jeśli lubicie mitologię, to może być największy atut filmu, a jednocześnie jedna z największych jego wad. Wszystko zależy od tego, na ile jesteście elastyczni w stosunku do zmian, modyfikacji i udziwnień, jakie twórcy nałożyli na bohaterów znanych z mitów. Pewnie, jest to nowa historia, pewien niesmak jednak pozostaje. Ale pal licho, mógłbym to temu filmowi wybaczyć, gdyby spełniał swoją rolę jako typowy odmóżdżacz. Nie do końca tak jest. Więcej akcji, mniej gadania (zwłaszcza w stylu, który moim zdaniem zupełnie nie pasował niektórym postaciom), a byłoby dużo lepiej. Sam nie wiedziałem, czego spodziewać się po kontynuacji Starcia tytanów. Mimo to, jestem nieco rozczarowany. Nikt nie oczekiwał "odchamiacza", ale Gniew tytanów pozostawia sporo do życzenia nawet w swojej lidze.
4.5/10