Iron Sky - całkiem nieźle ale da się lepiej - yasiu - 3 maja 2012

Iron Sky - całkiem nieźle, ale da się lepiej

W Iron Sky zakochałem się, kiedy zobaczyłem po raz pierwszy trailer. Film jawił mi się jako coś świeżego, niesamowicie innego, łączącego wiele różnych fantastycznych elementów w – nomen omen – fantastyczny sposób. Zebraliśmy się więc w ostatni piątek większą brygadą i ruszyliśmy do multiplexu. Przy wejściu na salę coś mi nie grało – dzień premiery a mnóstwo krzeseł pustych.

Całkiem niezła banda... i te mundury!

Prawie pustą salę da się jednak wytłumaczyć. Film nie jest amerykański, nie jest wysokobudżetowy i nie gra w nim plejada gwiazd. Przyciąga więc na seanse na dwa sposoby. Pierwszy to oczywista chęć przyjrzenia się bandzie ludzi w niemieckich mundurach (jakby nie patrzyć, umieli je szyć). Drugi to chęć poznania alternatywnej historii – jakiej, pisać nie będę, całkiem sposo słów już na ten temat można znaleźć w internecie.

Kto przyszedł na seans dało się też zauważyć w momentach śmiesznych. Były takie, gdzie śmiali się wszyscy (oprócz koleżanki Kreski – Wrocław pozdrawia) były też takie, gdzie śmiała się tylko część Sali. Część która rechotała z każdej sceny, nawet jeśli pokazywała bombardowanie cywilnych instalacji i dramat zwykłych ludzi. Nie żebym uważał się za ambitnego odbiorcę kina, albo odbiorcę ambitnego kina, nie, ja po prostu lubię obejrzeć film, pośmiać się, ewentualnie nad czymś zastanowić.

Patrząc pod tym kątem, Iron Sky spełniło moje oczekiwania. Film jest niegłupi, zawiera sporo satyry na nasze dzisiejsze czasy i momentami może być nawet boleśnie prawdziwy. Z humorem jest podobnie, nie brakuje go, jest sporo dialogów które pozornie śmieszne nie są, ale jak się zastanowić, uśmiech pojawia się na twarzy. Iron Sky jest też małym rajem dla wszystkich którzy lubią szukać różnego rodzaju mniej lub bardziej ukrytych nawiązań do innych dzieł kinematografii.

Wydaje się więc, że wszystko jest w porządku. Od początku do końca jest śmiesznie, poruszane są momentami poważne problemy. Super, problem tylko w tym jak to wszystko poskładano. Film nie jest płynny, często trafiają się krótsze lub dłuższe momenty, kiedy akcja, dialogi są rwane, nie przechodzą gładko jeden w drugi, mają bardzo różny poziom i przez to film naprawdę sporo traci. Może gdyby go skrócić, przemontować, oglądałoby się lepiej. Nie wiem, ekspertem nie jestem.

Niemniej, jako projekt fundowany przez przyszłych widzów i tworzony w ramach internetowej komuny (tak słyszałem, nie sprawdzałem tych donosów) wygląda całość naprawdę świetnie. Od strony wizualnej jest naprawdę fajnie, trochę gorzej z aktorstwem, ale braki innych nadrabia urokiem Julia Dietze. Kwesti nie gra wielce ambitnych, ale jest naprawdę jasnym elementem wszystkich kadrów.

Film jak najbardziej polecam, ale ostrzegam że nie każdemu będzie się podobał. Wspomniana wcześniej Kreska bezczelnie zasnęła w kinie. Ale co się dziwić, to nie jest Gruzińskie czarno-białe ambitne kino drogi.

yasiu
3 maja 2012 - 11:07