Ostatnio miałem niewiele czasu na pielęgnowanie własnej „niezależności”, przez co parę waznych gier leżało odłogiem (na moim dysku), a najczęściej odpaloną aplikacją był wordziak. W tym czasie twórcy indie nie próżnowali i sprzedali światu parę dramatycznych historii.
W dzisiejszym przeglądzie Niezal melodramatyczności dostarczają: Chris Hunt, który szuka pieniędzy na grę Kenshi (podobno połączenie Obliviona, X-Com i… Stronghold), David Johnston, który zapowiedział pecetową wersję Adventures of Shuggy (świetna platformówka) oraz Jasper Byrne – twórca Lone Survivor, najlepszego survival horroru od lat.
Pieniądze: Kenshi szuka sponsorów
Chris Hunt, twórca Kenshi zdecydował się dołączyć do grona deweloperów korzystających z finansowania społecznościowego. W akcji przeprowadzanej na łamach portalu Indiegogo (alternatywa dla Kickstartera), producent poprosił o 40 tysięcy dolarów na dokończenie prac. Ten serwis działa na trochę innych zasadach – jest bardziej otwarty – dzięki czemu Hunt otrzyma wszystkie przekazane pieniądze, nieważne czy uda się zebrać całą kwotę.
Historia Chrisa Hunta i developingu Kenshi nadaje się na wyjątkowo dramatyczny odcinek „Trudnych spraw” lub „Uwagi”. Producent zaczął przygodę zawodową w małej firmie, gdzie pisał „małe glupie” gry żerujące na odbiorcy. Hunt rzucił nieprzyzwoitą robotę i od sześciu (!) lat tworzy Kenshi, jednocześnie pracując po 12 godzin jako ochroniarz. „Nie jestem na sprzedaż” – pisze deweloper, który zapewnia, że chce stworzyć grę dopracowaną, innowacyjną i ciekawą.
Można stroić sobie podśmiechujki z przesadnie melodramatycznego opisu historii Hunta na jego stronie, ale nie ma wątpliwości, że sam Kenshi zapowiada się świetnie. Sam twórca użył dość dziwacznego porównania, aby opisać swoje dzieło: „X-Com spotyka Obliviona z domieszką Stronghold”. Nie wiem czy to precyzyjne określenie, czy tylko próba zaindeksowania w umysłach graczy wielu dobrych skojarzeń. Bo mi Kenshi kojarzy się raczej z Mount & Blade.
Kenshi będzie drużynową produkcją RPG, rozgrywającą się w sporym świecie. Twórca chce stworzyć rozgrywkę otwartą, w której gracz będzie mógł skupić się na tym, co lubi. Dzięki temu rozwiniemy karierę kupca, rebelianta, lekarza lub najemnika, przy okazji stawiając budowle, wynajdując nowe technologie i tworząc przedmioty. Przy tym wszystkim nie jest to kolejny tytuł „heroiczny” – tu nie będziemy ratować świata, ale starać się w nim przetrwać i rozwijać. Zamiast tego, zmierzymy się z innymi ludźmi mającymi pewną historię i wolę życia.
Zainteresowani? Polecam zajrzeć na Indiegogo lub Desurę, gdzie można wesprzeć/zamówić grę przed jej premierą i przy okazji uzyskać dostęp do wczesnych wersji alfa. Na Desurze i oficjalnej stronie Kenshi jest też darmowe demo (zajmujące około 700 MB).
News: Adventures of Shuggy także na PC
David Johnston ze studia Smudged Cat Games zapowiedział na Twitterze, że Adventures of Shuggy, jedna z najbardziej niedocenionych gier niezależnych z Xboksa 360, zostanie wydana na Steamie. Johnston nie był wstanie podać dokładnej daty premiery tej konwersji, ale zapewnił, że otrzymamy ją raczej niedługo. Cena gry nie powinna być szczególnie wygórowana, bo xboksowy pierwowzór kosztował zaledwie 800 punktów Microsoftu.
Dlaczego tak często nawiązuję do Adventures of Shuggy i Smudged Cat Games (nawet w poprzednim Niezalu)? Bo podczas pewnego wieczoru u znajomego właśnie ta gra rozłożyła nas na łopatki, mimo, że mieliśmy do dyspozycji girsy, hejlo i wszystkie te inne wymuskane hity. Shuggy to pomysłowa, zabawna i trudna platformówka solowa oraz kooperacyjna. Coś pomiędzy N+, ‘Splosion Man oraz Braid (ale bez przeintelektualizowanych naleciałości).
Producent Adventures of Shuggy opisywał na łamach IndieGames problemy związane z wydaniem gry. Najpierw zainteresowała się nią Sierra. Pech chciał, że firma została zamknięta i Johnston musiał szukać nowego partnera. Pojawił się Valcon Games, dzięki któremu udało się dokończyć projekt. Niestety, zajęło to wiele miesięcy, a w międzyczasie pojawiły się takie tytuły jak Braid, czy Winterbottom, wykorzystujące podobne patenty na rozgrywkę. Nie pomogła też bierność Valcon Games w dniu premiery – Shuggy otrzymał szczątkową promocję.
Po raz kolejny społeczność pecetowa ma szansę pokazać, że docenia pracę twórców niezależnych. Dzięki temu David Johnston mógłby odzyskać wiary w sensowność tworzenia gier pomysłowych, a niekoniecznie dopieszczonych wizualnie. Obecnie Smudged Cat Games pracuje nad grą Gateways, o której pisałem parę tygodni temu.
Na parze: Lone Survivor wydany na Steamie
Jasper Byrne przeniósł swoja grę Lone Survivor na Steama. To o tyle istotna informacja, że parowa wersja tej produkcji jednocześnie zawiera aktualizację 1.1, która poprawia sporo elementów i wprowadza parę mikrododatków. Nie żeby podstawowe wydanie było szczególnie wadliwe – osobiście trafiłem tylko na jeden poważniejszy bubel (zablokowanie się gry po rozmowie z jedną z postaci). Także, wbijajcie na parowiec Valve, kupujcie i ściągajcie bo…
…bo Lone Survivor jest genialny. To pozornie tylko zlepek wyjątkowo mrocznych i zakurzonych pikseli. Gra tak ciemna, że po dłuższej sesji trzeba zamówić wizytę u okulisty. W swojej fascynacji Silent Hill, Miasteczkiem Twin Peaks, komiksami i grami, producent Lone Survivor znalazł jednak sposób na to jak stworzyć nową formę opowieści. I przy okazji pokazać, że survival horrory to potencjalnie najbardziej sugestywne gry – takie możliwości daje ten marginalizowany gatunek.
Tego zlepku pikseli boję się bardziej od gier, których twórcy mają dostęp do ogromnych zasobów (także psychologów, którzy mogliby pomóc w tworzeniu historii wdzierających się do mózgu gracza – czy ktoś tego próbował?). Jest tak dlatego, bo Lone Survivor to nie tylko sugestywna oprawa, ale też dobra rozgrywka. W grze rzeczywistość miesza się ze snem, sen z halucynacjami, halucynacje z marzeniami, a marzenia z popkulturowymi referencjami. No i trzeba jeszcze przetrwać, magazynując skrzętnie znalezioną żywność, baterie i inne przedmioty.
Amnesia: Mroczny obłęd to najlepszy horror ubiegłego roku. Lone Survivor to natomiast najlepszy survival horror 2012 roku. Mogę powiedzieć to już teraz, bo nie wydaje mi się, żeby ktoś był w stanie stworzyć coś równie przekonywującego. Naprawdę, nie bójcie się wydać pieniędzy i zagrać w Lone Survivor, bo bać będziecie się dopiero podczas samej gry.
(Dygresja odnośnie aktualizacji 1.1 na Steamie. Po wydaniu gry na tej platformie, Byrne dostał sporo maili od wkurzonych graczy, którzy kupili ją poza Steamem i nie dostali patcha. Autor tłumaczył, że wcale tego nie obiecywał i na swojej stronie sprzedawał podstawową wersję Lone Survivor. Mimo tego, podjął się tytanicznej pracy wyjścia z tej sytuacji – nabywcy gry z jego strony mogą otrzymać łatkę lub steamowy kod. Żeby obsłużyć wszystkich fanów, Byrne wraz z żoną poświęcili cały weekend na odpisywanie na emaile. Teraz sytuacja się trochę uspokoiła i autor spędza poranki na przekopywaniu się przez jedyne 50-100 wiadomości. To jest indie!).
em