Dan Harmon wyrzucony z Community. Ale i tak warto to zobaczyć jeśli jesteś nerdem - Hed - 22 maja 2012

Dan Harmon wyrzucony z Community. Ale i tak warto to zobaczyć, jeśli jesteś nerdem

Sony Pictures Television wywaliło Dana Harmona z czwartego sezonu Community. Koncern wytłumaczył naturalnie, że chociaż Harmon nie będzie głównodowodzącym w tym projekcie, zachowa pozycję konsultanta i teoretycznie otrzyma możliwość wywierania wpływu na kształt serialu. „Taki kontrakt”, odpowiedział na to Harmon na swoim blogu, „oznacza, że mógłbym równie dobrze siedzieć w domu i masturbować się grając w Prototype 2”. Mówiąc inaczej: jego wpływ będzie zerowy, bo nikt nie potraktuje poważnie jego ewentualnego wkładu.

Zastanawiacie się pewnie, czemu nękam Was skandalami na temat nieznanego w Polsce serialu, a przy okazji straszę onanistycznymi żartami ewidentnie chorego człowieka (który swoją drogą zna się na grach, bo Prototype 2 jest całkiem niezły). Powód jest prosty – martwię się o Community, bo to jeden z najciekawszych seriali telewizyjnych, jakie widziałem. Przynajmniej z perspektywy gracza i kinomana. Tylko tutaj dziesiątki dyscyplin wybitnie nerdowskich – filmy, gry, komiksy, konwencje i style – mieszają się w tak niewymuszony sposób.

Tuż przed możliwym upadkiem tego nietuzinkowego dzieła, zapraszam Was na uczelnię Greendale, gdzie nic nie jest normalne, a każdą ludzką wadę uznaje sie za coś wartościowego.

Szkoła dla wszystkich

Community rozpoczyna się niepozornie – grupka ludzi spotyka się w koledżu publicznym Greendale (publicznym, czyli takim, do którego mogą uczęszczać wszyscy zainteresowani). Centralną postacią serialu jest Jeff (Joel McHale), prawnik, który utracił licencję z powodu oszustwa i próbuje nadrobić czas. Gość jest wybitnie utalentowany w kwestii manipulowania ludźmi i ma niesamowity dar wyrzucania z siebie improwizowanych przemówień, które podniosłyby na duchu każdego. Jego motywacja nie budzi jednak wątpliwości – czerpać korzyści z wykorzystywania innych i dobrze się przy tym bawić. Tej postaci nie dałoby się lubić, gdyby nie prosty fakt: w głębi duszy Jeff jest człowiekiem dobrym i Greendale’a to z niego wyciągnie za pomocą tajnej broni: przyjaźni.  

W pierwszym odcinku Jeff podszywa się pod nauczyciela hiszpańskiego, aby zbliżyć się do przypadkowo spotkanej Britty (Gillian Jacobs), nieskutecznie aspirującej do miana feministki, wojowniczki o pokój, wegetarianki i kobiety niezależnej. Szybko okazuje się, że plan na prosty podryw przemienia się w koszmar: sala wypełnia się dziwnymi osobnikami, którzy nie chcą się odczepić. To Shirley (Yvette Nicole Brown), czyli bogobojna rozwiedziona kobieta z trójką dzieci, Pierce (Chevy Chase), podstarzały i pozbawiony hamulców bogaty przedsiębiorca, Annie (Alison Brie) - kujonka z nieciekawą odwykową przeszłością, Troy (Donald Glover), czyli niespełniony i zaskakująco łatwowierny gwiazdor sportowy, i w końcu, boss wsród bossów, Abed (Danny Pudi), polsko-palestyński entuzjasta popkultury z domniemanym syndromem Aspergera.

Tak, to jedna z najbardziej zróżnicowanych (czy wręcz przeciwstawnych) społecznie grup, jakie można sobie wyobrazić. To także najsympatyczniejsza i najbardziej naturalna paczka ludzi, jaką widziałem w serialu. Jest tak ze względu na brawurowo zagrane role, świetne scenariusze, niewymuszone dialogi i pseudoimprowizowane wstawki. A także to, że każdy z tych bohaterów jest zbudowany poprzez swoje wady – Annie to niestabilność emocjonalna, Abed – brak jakichkolwiek zdolności interpersonalnych, Pierce – nieumiejętność odnalezienia się w naszej erze (z której zresztą gość niczego sobie nie robi). Początkowa niechęć Jeffa do świata i wymienionych osób przeobraża się w sympatię, a później uzależnienie i przyjaźń. W szerszej perspektywie Community opowiada więc o wewnętrznych zmianach, dorastaniu, szukaniu mądrości życiowej – zawsze znajdziemy tu jakąś puentę, które może nie daje do myślenia, ale zawiera w sobie sporo pozytywności.

Nie jest to jednak serial, przy którym będziemy dumać nad sensem istnienia. Wręcz przeciwnie, bo dzieło Dana Harmona jest zbitkiem zabawnych gagów, miażdżących dialogów i przede wszystkim nietuzinkowego jak na serial komercyjny bawienia się konwencjami i nawiązaniami. 

Poopkultura

Stosując profesjonalny język domorosłego znawcy kinematografii nie boję się powiedzieć, że Community balansuje na granicy między błyskotliwą zabawą formą i treścią, a totalną kupą. Najlepsze jest to, że w większości przypadków twórcy robią to świadomie i z premedytacją serwują zupełnie absurdalne zdarzenia, motywy i sytuacje. Zdarza się więc, że serial trochę obniża loty i atakuje odbiorcę absurdalnie bezsensownymi obrazami, do czego wykorzystuje się najczęściej postać Craiga Peltona (Jim Rash), dziekana kampusu, który dziwacznieje z odcinka na odcinek. W tym wszystkim jest jednak metoda i cel – Community nie chce pokazywać odbiorcom, kiedy należy się śmiać i liczy na ich inteligencję oraz czasami chyba wyrozumiałość. W głowach Dana Harmona i jego scenarzystów musi zachodzić sporo niepokojących reakcji chemicznych.

Prawdziwą siłę Community pokazuje w odcinkach zaiste objawionych, serwowanych z zaskakującą częstotliwością. Podczas, gdy prawie wszyscy w telewizji bazują na powtarzaniu identycznych schematów i funkcjonowaniu w jednej konwencji, autorzy tego serialu znaleźli inną metodą. Można wręcz powiedzieć, że ich konwencja polega na regularnej zmianie konwencji. To masło maślane sprowadza się do tego, że wiele odcinków jest utrzymanych w innym stylu i najczęściej parodiuje doskonale znane filmy, komiksy, czy nawet konkurencyjne seriale. Mamy odcinek gangsterski, nolanowskiego Batmana, wojnę paintballową, wyprawę kosmiczną, spaghetti western, amatorskie dokumenty, studium psychologii ludzkiej, zombie, slapstikowe gagi, teorie spiskowe, a nawet takie odloty jak stosowanie animacji poklatkowej, czy „przygodę” utrzymaną w konwencji Dungeons & Dragons.

Ten popkulturowy miszmasz jest trzymany w ryzach za pomocą zgrabnie napisanych wątków fabularnych, eksplorujących różne postacie i ich wady. Nie jest to więc serial, do którego po prostu powrzucano byle jakie nawiązania i połączono wszystko czołówką i zakończeniem. Tutaj znaczna część odniesień jest serwowana precyzyjnie i spełnia pewną funkcję narracyjną, czy komediową. Przy tych wszystkich zabawach struktura serialu pozostaje wierna campbellowskiemu Bohaterowi o tysiącu twarzy w niemal każdym przypadku, dzięki czemu nawet dziwaczne sploty wydarzeń kończą się satysfakcjonującym finiszem, najczęściej zabawnym, pociesznym, zaskakująco ciepłym i sympatycznym.

Co dalej? Not cool, not cool

Po tych peanach chyba nie muszę mówić, że czekam na trzeci sezon Community. Sezon już zakończony w Stanach Zjednoczonych i podobno wyjątkowo nierówny. Już teraz wiem, że podjaram się co najmniej paroma odcinkami, które w samych urywkach i streszczeniach brzmią arcyzabawnie. Będzie coś o alternatywnych liniach rzeczywistości – odcinek poskładany z różnych wersji jednego zdarzenia. Znajdzie się też parodia seriali śledczych i sądowych, które same w sobie bywają bardzo śmieszne (przez próby zachowania maksymalnej powagi).

Najciekawiej zapowiada się jednak końcówka trzeciego sezonu, zrealizowana pod postacią trzech współgrających ze sobą odcinków. Pierwszy z nich brzmi jak zupełna abstrakcja – epizod jest bowiem zrealizowany w formie... 16-bitowej gry, która na pierwszy rzut oka wygląda na połączenie Terrarri, Mario, Zeldy, czy Castlevanii. Pomyślcie o tym – dwudziestominutowa machinima emitowana w „poważnej” telewizji rozrywkowej jako pełnoprawny odcinek „poważnego”, bo powracającego po raz trzeci serialu. To kolejny dowód tego, że Community jest czymś więcej niż tylko powtarzaniem w kółko prostych do odczytania pseudonerdowskuch nawiązań i stereotypów, na jakich buduje się na przykład Big Bang Theory (z całym szacunkiem dla tego sympatycznego serialu, który też swego czasu oglądałem).

Dlaczego oni to robią?

Czekam na kolejną porcję popkulturowej mieszanki i jednocześnie martwię się, że to ostatni dobry sezon Community. Jak pisałem, Dan Harmon, czyli ojciec tego absolutnie odjechanego uniwersum, odpadł z gry (o czym podobno dowiedział się z sieci, bo nikt nie kontaktował się z nim, aby wyjaścić szczegóły). Wraz z nim z serialem rozstało się paru innych scenarzystów, w tym świetny Chris McKenna. Z uczelnią Greendale pożegnali się też Bracia Russo, reżyserowie wielu odcinków. Na razie nie ma informacji o zmianach w samej obsadzie, która oczywiście także jest niezmiernie ważna, bo stanowi tak charakterystyczną, sympatyczną i naturalną grupę ludzi. Obawiam się jednak, że w tym przypadku obecność Glovera, Chase’a, McHale’a, Briee i innych osób nie wystarczy. W końcu to nie oni są nerdami. Bo prawdziwym nerdem w Community jest Dan Harmon.

Zapytacie, dlaczego zmieniać człowieka, który dał Community duszę i zbudował sławę tego serialu? Prawdopodobnie chodzi o pieniądze i charakter Harmona. Ma on opinię człowieka niezbyt dobrze zorganizowanego i dość kłopotliwego w kontaktach z niektórymi członkami obsady. W szczególności chodzi o Cheviego Chase’a, z którym twórca wszedł niedawno w ostrą polemikę. Dan zwyzywał Chase’a ze sceny przed jego rodziną (najprawdopodobniej za notoryczne schodzenie z planu zdjęciowego bez powodu), a Chase odpłacił mu za to ostrą wiązanką nagraną na pocztę głosową. Na domiar złego, Dan upublicznił ten materiał (a później przeprosił...). Ostry konflikt z „gwiazdą” serialu mógł wpłynąć negatywnie na pozycję Harmona.

Inną sprawą jest to, że przez swoją specyfikę Community nie jest największym serialem w historii telewizji – ma zaledwie 3-4 milionową publiczność w Stanach Zjednoczonych. Sony i stacja NBC, gdzie jest emitowany serial, być może spróbują znaleźć dla niego większą widownię z pomocą nowych scenarzystów i zapewne uproszczeń. Niestety, wtedy Community straci sens i swoich dotychczasowych widzów.

Nawet jeśli spełni się najczarniejszy ze scenariuszy i Community stanie się zwykłym szarakiem wśród innych seriali, pozostaną nam trzy sezony wypełnione po brzegi absurdem. Do grona studentów Greendale możecie dołączyć w każdym momencie. Wystarczy kliknąć w te linki:  

Hed
22 maja 2012 - 23:30