Dyktator - chcesz się pośmiać? Dobry wybór - Cayack - 26 maja 2012

Dyktator - chcesz się pośmiać? Dobry wybór

Dobrze czasem obejrzeć komedię. Wyluzować się, zresetować, zapomnieć o obowiązkach, powinnościach czy zaległościach i zwyczajnie na moment ucieszyć mordę. I właśnie Dyktator jest komedią w czystej postaci. Bezkompromisową w żartach, naśmiewającą się z każdego i ze wszystkiego, bez wyjątku. Dyktator śmieje się z porządku świata, co i rusz podrzucając widzom kolejne gagi. Trudno tu o nudę, za to o donośny śmiech - jaki miałem okazję zasłyszeć w kinowej sali - bardzo łatwo.

Admirał Generał Aladeen jest ostatnim wielkim dyktatorem. W swoim państewku o nazwie Wadiya dzierży w ręku niepodzielną władzę, sięgającą każdego aspektu życia. Organizuje własną olimpiadę, na której zgarnia wszystkie medale, zdobywa tamtejsze odpowiedniki Oscarów (które sam sobie przyznaje), "zalicza" gwiazdy show-biznesu, zmienia także ojczysty język, sporą liczbę słów zamieniając na „Aladeen”. Jak to na wielkiego dyktatora przystało, snuje także plany produkcji broni jądrowej, wprowadzając je w czyn. To skutkuje wezwaniem Admirała Generała przez ONZ do Stanów Zjednoczonych. Na miejscu w wyniku pewnych zdarzeń Aladeen musi przez jakiś czas żyć i pracować jak zwyczajny imigrant – a jako osobie która ma wszystko na każde zawołanie, nie znosi sprzeciwu i nie zna zwyczajnego życia, możecie się domyślić, przychodzi to ze sporym trudem. Za to widz oglądając te zmagania uśmiechnie się nie raz i nie dwa.

Jedną z maskotek dyktatora została Megan Fox.

Szacunek dla Sachy Barona Cohena (scenarzysty i odtwórcy głównej roli) oraz Larry’ego Charlesa (reżysera) za to, że w dobie ogromnej poprawności politycznej i wcale nie tak długo po wydarzeniach wiosny arabskiej potrafili nakręcić tego typu film, naśmiewający się właściwie ze wszystkich. Już sam początek, gdzie projekcję otwiera napis „Ku pamięci” i zdjęcie Kim Dzong Ila sugeruje, z czym będziemy mieć do czynienia. Dyktator pełen jest gagów ocierających się, lub będącymi wręcz żartami rasistowskimi czy szowinistycznymi, uderzający także w czułe punkty (11.09). Obrywają czarni, obrywają arabowie, żółci. Ale obrywają i biali. Bo gdy się baczniej przyjrzeć, film nabija się także właśnie z osób, które zachowywałyby się jak główny bohater. Z rasistów i szowinistów właśnie.

Bardzo charakterystyczny gest, możemy zaobserwować go w miarę często.

Warto zwrócić uwagę na to, że główni aktorzy zagrali w typowy dla siebie sposób. Postać Aladeena została skrojona specjalnie pod Cohena, to jest jasne. Ale nawet Anna Faris prezentuje prawie to samo (jakościowo) co w kolejnych Strasznych filmach. Z drugiej strony mamy Bena Kingsleya który zawsze jest przynajmniej poprawny, ale po raz kolejny przyszło mu wcielić się w postać zazdrosnego wuja, pragnącego za plecami krewniaka przejąć władzę. Krótką rolę zalicza znany m.in. z Rzezi Romana Polańskiego John C. Reilly. Jego występ nie trwa długo, ale jest bardzo, powiedziałbym, "płomienny" (;)) i dobrze prezentuje amerykańskie uprzedzenia, pewnego rodzaju ksenofobię.

Jedna z najlepszych scen w filmie. Siedząc w helikopterze obok pary w średnim wieku bohaterowie rozmawiają ze sobą w ojczystym języku, po angielsku wymawiając jedynie słowa-klucze: 911 (telefon na policję ale i 11 września), Empire State Building, Statua Wolności, itd.)

Historia gdzieś ma swój przełom, a totalitarny przywódca staje się nieco mniej totalitarny. Szczęśliwie, zakończenie jest skrojone w taki sposób, że nie burzy kompletnie wizerunku naczelnego wodza, tak skutecznie budowanego przez godzinę i dwadzieścia minut. I jeśli się uprzeć, to także w nim można znaleźć przytyk do działań jankesów w Iraku czy Afganistanie.

Najważniejsze jest to, że Dyktator spełnia swoje zadanie jako film komediowy. Owszem, humor tu jest dosyć prosty, trudno wypatrywać wysublimowanych żartów, ale natężenie zabawnych momentów sprawiło, że sala raz za razem zanosiła się śmiechem. Jeśli chcecie się po prostu pośmiać, Dyktator będzie dobrą propozycją. Niezależnie od tego, czy odnajdziecie w nim prztyczki w nos dla otaczającej nas rzeczywistości.

7/10

Cayack
26 maja 2012 - 10:55