Cosmopolis. Film nieocenialny? - fsm - 25 czerwca 2012

Cosmopolis. Film nieocenialny?

Piątek, kilkanaście minut przed 21. Za ścianą transmisja meczu Grecja - Niemcy, na sali może z 15 osób. Po godzinie 2 osoby wychodzą, po jakimś czasie kolejne dwie. Około 22:40 film się kończy, a ja jestem zawiedziony. Oto Cosmopolis, najnowsza produkcja Davida Cronenberga, która w reklamie prasowej zachęca, by "zobaczyć przyszłość".

Na starcie zaznaczam: książkowego oryginału autorstwa Dona DeLillo nie znam, ale wiem jaką estymą cieszy się ten autor, że jest uważany za geniusza, a jego Cosmopolis to świetna i głęboka filozoficzna książka o współczesnym świecie finansjery (podobno). Do kina szedłem z takim oto założeniem: Cronenberg dobrym reżyserem jest i ciekawe filmy robi. Zwiastuny Cosmopolis zaś obiecują kino dynamiczne, niebanalne, pokręcone i niesłychanie interesujące. Co zostało z obietnic? Niebanalny punkt wyjścia, kilka pokręconych scen i... Już. To wszystko.

W Cosmopolis rozchodzi się o obrzydliwie bogatego 28-latka, Erica Packera, który mnoży swoją fortunę obracając walutami, śledząc wykresy, nie śpiąc i robiąc inne tajne finansjerskie czary-mary. Młodzieniec ma ochotę się ostrzyc, więc zamierza przejechać swoją odpicowaną limuzyną do ulubionego fryzjera na drugi koniec Manhattanu nie zważając na korki spowodowane wizytą prezydenta czy groźbę zamachu na jego własne życie. Eric Packer jest zblazowanym automatem, którego nic już nie bawi, więc szuka podniety - czegoś dotąd nieznanego. Eric ma piękną, zimną jak lód blond-żonę, równie bogatą, jak on sam. Eric ma zaufanego ochroniarza, a limuzynę traktuje jak centrum świata - tam rozmawia o pracy, tam spotyka się z lekarzem, tam uprawia seks i prowadzi filozoficzne dysputy. Wokół wolno sunącej przez miasto maszyny dzieje się życie, dzieje się świat (w tym gwałtowna demonstracja, która zamieni śnieżnobiały pojazd w osprejowanego brudasa). Eric jednak ma to wszystko w dupie. Szkoda, że przez większość czasu w dupie ma to także widz.

Cospomolis dzieje się połowicznie we wnętrzu limuzyny, a połowicznie gdzieś tuż obok (hotel przy trasie przejazdu, mała kafejka czy będący celem wyprawy zakład fryzjerski). Początkowe wrażenie jest surrealistyczne, bo pojazd jest niemal perfekcyjnie wyciszony - za oknami widać miasto, ale w środku słychać tylko dialog. Ogląda się to miejscami jak sztukę teatralną, nawet muzyka pojawia się dopiero po dobrym kwadransie. Niezwykle powolne tempo bazuje na dialogach, które wypełniają każdą minutę filmu, a urozmaicenie jest wynikiem późniejszych chwilowych zmian otoczenia. W ciągu nieco ponad 100 minut trwania filmu ciekawe i niebanalne są ze trzy, cztery sceny, a gdy wszystko dąży już do nieuchronnego finału i zaczyna być NAPRAWDĘ ciekawie, Cosmopolis się kończy. A ja zadałem sobie pytanie: I po co to wszystko?

Cosmopolis jest zimną analizą słynnego 1% - książka napisana w 2003 roku naprawdę przewidywała przyszłość, film jednak wrażenia jednak nie robi, bo marsze oburzonych i okupacja Wall Street rzeczywiście miała miejsce. Brakuje więc prawdziwego elementu zaskoczenia, a produkcja jest tak samo beznamiętna i wykalkulowana, jak tematyka, którą podejmuje. Być może takie było założenie - widz nie może w żaden sposób zaangażować się w oglądane wydarzenia, ma to mocno gdzieś. Nawet mimo bardzo interesujących założeń fabularnych i bardzo solidnej realizacji całego obrazu.

Na koniec plus dla Pattinsona. Kojarzony z błyszczącym wampirem aktor pokazał, że nie są mu straszne inne przedsięwzięcia i z postawionego mu zadania wywiązał się wzorowo. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że on nie gra Packera, on nim jest (czyt. bardzo przytomny casting). Cała reszta obsady to role epizodyczne, dłuższe (Kevin Durand jako ochroniarz) lub krótsze (taka Juliette Binoche ma jedną scenę seksu w aucie i krótki dialog).

I dochodzimy do sedna. Ocena. Zwykle używam skali z Filmwebu, gdzie każdej cyfrze przypisana jest wartość (np. 4 - ujdzie, 6 - niezły, 9 - rewelacja etc.), ale przy Cosmopolis mam problem. Z jednej strony miejscami strasznie się nudziłem, ale pod względem treści jest to produkcja zbyt inteligentna, a pod względem technicznym zbyt dobra, by zbyć ją nędzną 3/10 czy 4/10. Z kolei "niezły" (czyli 6/10) też nie był, bo aż za dobrze pamiętam pierwszą myśl tuż po zakończeniu ("łeee"). Średni też nie jest, bo średni film się niczym nie wyróżnia, a tego o Cosmopolis powiedzieć się nie da. Więc jest to dla mnie film nieocenialny. Zawiodłem się, ale jest to pewnie wynikiem źle określonych oczekiwań.

fsm
25 czerwca 2012 - 13:23