Wyobraź sobie, że przez chwilę jesteś producentem gry. Masz już koncept swojej nowej produkcji, w którym piekielnie skuteczna, ubrana w obcisły mundur policjantka stawia czoło mafii w świecie przyszłości. Gdzie byś ją rzucił w jej pierwszej misji i jednocześnie zaczął swoją grę? I ani się waż powiedzieć, że w magazynie.
W ciągu ostatnich dwunastu lat w świecie gier zmieniło się wiele. Nie może być inaczej skoro dzisiaj twórca ma tylko kilka minut, aby przyciągnąć uwagę potencjalnego konsumenta do swojej produkcji i pokonać ogromną konkurencję. Często więc pierwsze poziomy są zaprojektowane genialnie i zawierają szereg świetnych rozwiązań, które mają zachęcić graczy do zakupu i kontynuowania zabawy. W 2000 roku jednak chyba nikt o tym w ten sposób nie myślał. Na pewno nie sądziło tak Bungie, które postanowiło pierwszy poziom w grze Oni umieścić w obskurnym magazynie.
Ciężko się gra w niektóre tytuły sprzed lat. Na półki trafiają nowoczesne i efektowne produkcje w stylu Max Payne 3, a w czytniku mojej PlayStation 2 zaczyna kręcić się gra sprzed ponad dekady, w której pierwsza mapa wygląda jak z edytora Tenchu 2 na PSX-ie. Serio, po kilku pierwszych minutach miałem akurat takie skojarzenie, bo kwadratowe pomieszczenia wypełnione prostokątnymi kontenerami w burej kolorystyce tworzyłem sam, jeszcze na pierwszej konsoli Sony. Tam odbierało się to jednak nieco inaczej, bo Rikimaru biegał w końcu po własnoręcznie zaprojektowanej mapie z zapadniami, lampami i przy w miarę nastrojowej muzyce.
Od Bungie spodziewałbym się jednak czegoś innego, szczególnie że początkowe chwile po uruchomieniu gry zapoznają nas, poprzez wstawkę anime, z charyzmatyczną funkcjonariuszką Konoko i ciekawym światem przyszłości. A potem lądujemy na chyba najprościej zbudowanej planszy otwierającej grę w historii. Wątpię, aby nawet na początku milenium robiło to jakkolwiek pozytywne wrażenie. A przecież to komercyjny produkt, który kiedyś kosztował ponad 150 złotych i walczył o uwagę posiadaczy PlayStation 2 z niemałą konkurencją.
Na szczęście mapka jest w miarę krótka, jakoś uzasadniona fabularnie, a i człowiek bardziej skupia się na próbie zrozumienia systemu walki i nauce poruszania się i strzelania (tutorial niewiele pomaga), niż na słabej architekturze poziomu. Mam nadzieję, że potem Bungie rozkręci się i zaoferuje mi coś więcej. W końcu z taką postacią i w takim uniwersum nie wypada ganiać po najbardziej oklepanych miejscówkach świata gier. A jak dadzą mi w którymś momencie „kanały” to chyba stracę do autorów Halo szacunek.