Moja kariera w FIFA 12: klasówka na Stade Velodrome - Brucevsky - 24 lipca 2012

Moja kariera w FIFA 12: klasówka na Stade Velodrome

Tryb kariery w FIFA12 potrafi wciągnąć i zaoferować niesamowitą zabawę. Postanowiłem połączyć swoje pasje i relacjonować Wam na bieżąco swoje postępy w grze. Przy okazji jest szansa, aby podyskutować o piłce i produkcji EA Sports.

Stade Velodrome. Naprzeciw siebie stają aktualny lider i druga drużyna tabeli Ligue 1. Reporterzy stacji telewizyjnych i komentatorzy szykują ostatnie informacje o obu zespołach. Kibice z niecierpliwością czekają aż dwie jedenastki wyjdą na murawę walczyć o punkty. Do końca sezonu jeszcze daleko, ale być może ta konfrontacja zadecyduje o układzie tabeli na szczycie za kilka miesięcy.

W naszej rzeczywistości Marsylia ostatni sezon zakończyła słabo i długo przed końcem rozgrywek odpadła już z walki o mistrzostwo. W FIFA 12 Didier Deschamps zbudował jednak silny zespół, a mądrze przeprowadzane transfery sprawiły, że klub uniknął losu Lille czy PSG i nie spadł na drugi plan. Ściągnięty z Liverpoolu Luis Suarez od kilku lat zapewnia wiele ważnych bramek drużynie, a ostatnie nabytki, jak Bannan czy Lansbury, decydują o grze marsylczyków w środku pola.

Dziennikarze długo przed potyczką zapowiadali pojedynek Borven kontra Suarez. Obaj od pewnego czasu regularnie kończą sezony w pierwszej dziesiątce najskuteczniejszych zawodników Ligue 1 i należą do jej największych gwiazd. Obaj też grają bardzo podobnie i opierają się głównie na swojej szybkości i zręczności. Zawsze potrafią znaleźć się w polu karnym, a w razie czego mogą też przeprowadzić indywidualną akcję. Ich pojedynek tylko podnosił więc ciśnienie wokół meczu.

Początek spotkania jest wyrównany. Oba zespoły badają się i czekają na błąd przeciwnika. Nikt jeszcze się nie wyróżnia i nikt nie osiąga przewagi. W końcu jednak „L’OM” przyspiesza i po wymianie podań z klepki Bannan pakuje piłkę do siatki z 10 metrów. Kibice szaleją, ale tylko przez sto dwadzieścia sekund. Zbyt głęboko cofniętą obronę zaskakuje strzałem z dystansu Bittencourt. Piłka wpada przy słupku, a Mandanda nie przebiera w słowach wobec swoich kolegów, którzy dali się zepchnąć dwójce napastników niemal pod bramkę.

Kilkanaście minut później gwizdek sędziego kończy połowę, a obie strony schodzą do szatni. Nieco bardziej zadowoleni goście, którzy odrobili szybko stratę i mają korzystny wynik z liderem na jego obiekcie. Deschamps musi zmobilizować swoich podopiecznych na drugą połowę i zachęcić ich do szybszej i bardziej kombinacyjnej gry. Udaje mu się to znakomicie, bo Marsylia po restarcie próbuje odważniej przedzierać się w pole karne i robi to coraz skuteczniej. Bannan i Suarez szukają się na boisku, a Ayew na skrzydle odciąga od nich uwagę swoimi dryblingami. W końcu rozciągnięta obrona Chateauroux popełnia błąd.

Suarez cieszy się z kolejnej bramki w tym sezonie, a Chateauroux znowu musi gonić wynik. Zamiast bramki na 2:2 nagle robi się jednak 1:3, bo znowu w dobrej pozycji znalazł się Bannan. Anglik gra genialny mecz i korzysta z przestrzeni, którą robi mu Suarez. Skupiony na nim Ignjovski nie jest w stanie w odpowiednim momencie wrócić do nacierającego Anglika. Wicelider wydaje się nieco rozbity, ale wciąż próbuje zdobyć bramkę. W końcu jednak zbyt agresywna gra do przodu kończy się kontrą i strzałem na 1:4.

Piłkarze wiedzą już, że przegrali ten mecz. Wściekły Borven przeprowadza jeszcze jeden drybling i z furią uderza na bramkę. Mandanda jakby bał się łapać lecącej piłki. 2:4. Na więcej już Chateauroux nie jest stać.

Klęska z liderem sprawiła, że odskoczył nam on na sporą odległość, a my znowu znaleźliśmy się w kotle kandydatów walczących o podium. Trzeba szybko się pozbierać i punktować, aby nie zostać za plecami Nicei i Lyonu. Mimo wysokiej porażki gramy dalej i potwierdzamy nasze ambicje. Zwyciężamy z Valenciennes 2:0 i ogrywamy też tym samym wynikiem na wyjeździe FC Thun w Lidze Europejskiej. Do triumfu prowadzi nas Dupuis, który znowu strzela ważnego gola. Symboliczne jest, że w trudnym momencie znowu on bierze odpowiedzialność na siebie. Teraz czeka nas Puchar Ligi z Dijon, a potem Lille, Benfica i kolejni oponenci, przed wielkim rewanżem z Olympique. Przegrana bitwa nie oznacza jeszcze końca wojny.

Brucevsky
24 lipca 2012 - 17:33