Nie lubię epatować swymi osobistymi przekonaniami, polityką, muzyką i tym komu kibicuję - zawsze wiąże się to ze ściągnięciem na siebie uwagi osób o całkowicie przeciwległych poglądach i upodobaniach... Raz na jakiś czas warto jednak pokazać po której stoi się stronie.
Oto ja, kibic Chelsea, wierzący, że sezon 2012/2013 będzie wielki.
Korzenie
Zacznijmy od tego, że nigdy nie bawiłem się w nacjonalizm pokroju "jestem z miasta A, więc drużyna A jest najlepsza na świecie", który obowiązuje wśród kibiców na całym świecie (oczywiście nie u wszystkich). Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że przykładowi kibice Wisły gdyby urodzili się kilka ulic dalej nosiliby szaliki Cracovii, dlatego też zupełnie nie podpisuję się pod polską piłką, nie śledzę jej, nie lubię.
Nie trzeba być wybitnie oświeconym, by wiedzieć, że szczyt futbolu to Liga Mistrzów, potem liga angielska i hiszpańska. Kosmos jaki wyprawia się w tamtejszych rozgrywkach nie powinien być przyrównywany do sytuacji u nas. Dlatego me ulubione drużyny zawsze były zza granicy, i w momencie gdy Chelsea Londyn w 2004 roku zakupiło Didiera Drogbę wiedziałem, że od tej chwili to „mój” klub.
Dziwne prawda? No cóż, według mnie drużyn nie tworzą barwy ani herby tylko ludzie, dlatego też kibicuję tym ekipom, które zbierają mych ulubionych piłkarzy – jest tak przez to, że lubię ich do tego stopnia, że chcę oglądać jak wznoszą puchary. Dzięki Drogbie zasiedziałem się na stale przy Chelsea i od lat widzę w jej składzie masę świetnych zawodników, z którymi czuję więź... W ten oto sposób już na dobre zadomowiłem się w tej filozofii piłkarskiej, w tym planie, w tej grze.
Co teraz?
I nagle BAM mamy początek sezonu 2012/2013 w którym Roberto Di Matteo ma szansę na wyciśnięcie wszystkich soków z niesamowitego kolektywu jaki udało mu się zebrać w Londynie. Poprzednie rządy Villasa-Boasa zostały zakończone w ostatniej chwili. Gdy w zeszłym sezonie rosyjski oligarcha, Roman Abromowicz, sprowadził go za wielkie pieniądze na Stamford Bridge każdy liczył, że "syn Mourinho" zdobędzie wszystko. Nie zdobył nic.
Były zawodnik the Blues, sympatyczny Włoch, Di Matteo dostaje wtedy szansę na dokończenie sezonu - przejmuje władzę i wygrywa w niesamowitym boju Ligę Mistrzów i puchar Anglii.
Po zakończeniu rozgrywek odchodzą dotychczasowe filary - Drogba, Anelka i zawodnicy dla których nie ma miejsca w nowej koncepcji zespołu - Bosingwa i Kalou, a na wypożyczenie do WBA zostaje wysłany świetny Lukaku. Ten przewiew był konieczny gdyż w nowej Chelsea będą grać:
Nowi - Hazard, Oscar, Moses, Azpilicueta, Marin.
Dotychczasowy kolektyw - Torres, Ramires, Mata, Ivanovic, Cahill, Luiz, Cech, Mikel i starzejący już się Lampard, Terry i Ashley Cole.
W tych nazwiskach widać zarówno siłę jak i wolę walki. To nowy niebieski smok, zbudowany na grze kombinacyjnej, prowadzeniu piłki i walki do ostatniego gwizdka.
Obserwując takie nazwiska w ulubionej drużynie niesamowicie mocno związanej ze swoimi barwami człowiek może tylko się cieszyć. Wiem, że Manchester United, Real, Barcelona, Milan i Juventus mogą niektórym wydawać się bardziej atrakcyjne, choć będę twardo upierał się przy tym, że to Chelsea potrafi grać dla swych fanów najbardziej emocjonujące mecze.
Nowa kampania, nowe oczekiwania
Piszę te słowa trzy dni po bolesnej porażce 4:1 z Atletico Madryt w superpucharze Europy (na szczęście bardzo lubię Los Indios). W tym meczu „zagraliśmy” jak nieprzygotowane młodziki – to fakt. Wiem, że Chelsea ma tendencje do opadania z formy, ale wiem także, że to drużyna zdolna do perfekcyjnych rozwiązań, dzięki którym wygrała chociażby Ligę Mistrzów. Dlatego ta porażka mnie nie przejęła. Marzyłem o zobaczeniu niebieskich z kolejnym trofeum jednak to początek sezonu i wiem, że niebawem będą strasznie silni.
W pierwszych trzech meczach ligowych na trudnym terenie udało się zdobyć 9 punktów i zobaczyć jak wiele do ligi angielskiej wprowadza Eden Hazard. Młody Belg zadziwia pewnością, szybkością i dryblingiem, poza tym naprawdę szybko zaadoptował się w Premiership. Przed nim stoi zawsze groźny Torres, podczas gdy na drugim skrzydle biega fenomenalny technicznie Mata, a do tej trójki tworzącej ofensywną siłę należy przecież dopisać kupionego już po starcie ligi Mosesa (rewelacyjny napastnik). Za nimi wszystko ubezpiecza Lampard z Ramirezem, Meirelesem i Mikelem, do składu doszła jeszcze młoda krew Oscara i Marina. Bramki broni niesamowity Petr Cech (z pewnością jest w top 3 najlepszych bramkarzy świata) przed którym stoją w różnych ustawieniach Terry, Cahill i Luiz, a skrzydłowych wspomagają Ashley Cole i Ivanovic. Wspomniałem już, że w kadrze jest też Sturridge i Azpilicueta?
Niebawem nikt nie będzie czuł się pewnie w starciu z takim kolektywem. Czy stanie się to w odpowiednim momencie rozgrywek? Wierzę, że tak.
Wierzę bo przecież jest oddanym kibicem. I wiem, że wiele innych osób mówi w podobnym tonie o swoich klubach jednak...
Blue is the colour, football is the game
We're all together and winning is our aim
So cheer us on through the sun and rain
Cos Chelsea, Chelsea is our name
Tego nie kupisz
Poprzedni sezon był ciężki, pozbawiony wzmocnień, często pechowy – idealny do tego, by jeszcze mocniej scalić się z drużyną. Zdzieranie gardła, ogromne nerwy, radość i smutek, który uzyskuje się po zaangażowaniu w piłkę nożną to rzeczy nieporównywalne z niczym innym na świecie. Nie raz ledwo zasypiałem na dzień przed ważnym meczem... Mam nadzieję, że klimat angielskich stadionów nie tylko na mnie działa w ten sposób.
Ta piosenka idealnie oddaje to co czuję po rozpoczęciu sezonu. I będę to czuł aż do jego końca.