Niko Belić - Slavic ice cold killer - Chuca - 9 września 2012

Niko Belić - Slavic ice cold killer

TEKST ZAWIERA SPOJLERY.

 Jestem jedną z tych osób, która ma dostęp do tak dużej ilości gier, że nie jest w stanie ich ograć w "odpowiednim" czasie, więc na tym blogu bedą się pojawiać takie "kwiatki" jak ten wpis. I tak 4 lata po premierze wpadła w moje łapska czwarta odsłona Grand Theft Auto. Pisanie recenzji czy odczuć dotyczących gameplay'u byłoby śmieszne, więc chociaż parę słów o scenariuszu i o kreacji głównego bohatera.

How much?

 Przy czwartej części cyklu Rockstar zapragnęło stworzyć z GTA grę, której scenariusz może i nie będzie moralitetem, jednak w zamyśle miał on nam postawić parę niewygodnych pytań. Niko miał być pierwszym protagonistą z krwi i kości, z dylematami i problemami z samym sobą. Postanowiono odejść od płytkich choć sympatycznych kreacji głównych bohaterów.

 Bałkański imigrant z piętnem wojny na sumieniu, szukający szczęścia w "kraju możliwości" wydaje się dobrym zaczątkiem do stworzenia zapadającej w pamięć postaci. Szkoda, że scenarzyści zdegradowali go do praktycznie beznamiętnego cyngla, którzy przy przyjmowaniu zleceń zadaję zwykle jedno pytanie: how much?

 Rockstar chyba udowodnił, że na tym polu stać ich na wiele, czy to w dwóch częściach RDR'a, czy w The Warriors. Obserwując fabułę GTA 4 cały czas miałem wrażenie, jakby ludzie za tą część odpowiedzialni wpierw zrobili mnóstwo pojedynczych misji, a potem losowo je wymieszali. Tej opowieści brakuje zdolności do budowania napięcia, większość misji jest nijaka, robiona na jedno kopyto, w narracji brakuje praktycznie jakichkolwiek twistów, a o punkcie kulminacyjnym i drodze do niego też możemy zapomnieć. Irytowało mnie bardzo to, że developerzy chyba nie wiedzieli co chcą tak naprawde zrobić. W jednym momencie mamy filozoficzne gadki Niko, by za chwilę, być świadkami tego jak Nikolai ucina wypowiedź zleceniodawcy (który nakreśla swoje motywy tworząc jakiś  własny mały portret psychologiczny) i wypowiada kwestię: że mało go to wszystko interesuje i jeśli płaca jest dobra to on to zrobi. Niekonsekwencja w czasie tworzenia charakteru Belicia dla mnie jest porażająca. Szkoda, że Niko wszystkie zlecenia sprowadza do tego jak dużo zarobi; to już chyba lodowaty agent 47 miał więcej rozterek. Tylko w paru momentach przypomina sobie po co się tu znalazł i stara się jakoś dotrzeć do Darko Brevica. Swoją drogą to, że jest on tak podobny do Darko także daję do myślenia, morał może z tego spotkania nie wyznacza nowych standardów etycznych, jednak był to moment gdzie z uznaniem pokiwałem głową. Belic w swojej pogoni za "sprawiedliwą zemstą" stał się kimś o wiele gorszym niż Brevic. Przykro, że tak  udanych scen było tak niewiele.

Any Twist?

  Luk w scenariuszu jest dużo, już tak naprawdę nie wiem co było główną przyczyną, która popchnęła Belica, aby wybrać się do Liberty City. Na początku dowiadujemy się, że Niko zwabiony listami Romana o łatwym życiu i górze szmalu rusza do Ameryki, później jednak słyszymy jakoby nasz Słowianin uciekał przed jakimś Mr. Bulgarinem dla którego pracował jako szmugler ludzi przez Adriatyk, by na koniec okazało się, że szuka on człowieka, który zdradził jego oddział w czasie (najprawdopodobniej) wojny jugosłowiańskiej. Pod koniec gry bałem się, że Belić okaże się szpiegiem Rosji, który ma rozbijać szwadrony samochodów amerykańskiej LCPD ku zmartwieniu stanowego budżetu (swoją drogą seria GTA jest fenomenem, która potrafiła przekuć debilne AI policjantów w sukces, ale to temat na inny wpis). Rockstar cały czas wygląda jakby nie mogło się zdecydować czy tworzyć "jajcarski" klimat jak wcześniej, czy też stworzyć wreszcie dorosłą historię. Tym sposobem nie dostajemy ani jednego ani drugiego, otrzymując jakiś bezpłciowy produkt. Scenariuszowi brakuje charakteru i pazura, nie wywołuje on większych emocji, a szkoda. Pamiętam jaki byłem zły po zdradzie Big Smoke'a, w tej części takich emocji niestety nie uświadczyłem.

 Na szczęście nasi zleceniodawcy trzymają poziom; Brucie jest tak samo pokręcony jak OG Loc, natkniemy się na raperów, którzy chcą oczyścić ulice z cracku, przy okazji kręcąc film dokumentalny, stawiając siebie w charakterze zbawiciela dzielnicy, czy bogobojnych policjantów zlecających nam kolejne zabójstwa ( prawie jak Duży Jim z "Pod kopułą") Cieszy natomiast zaimpletowanie do gry momentów w których będziemy musieli dokonywać jakiś wyborów moralnych - gorzej - że ich ciężar gatunkowy jest mały i dosyć łatwo podjąć wybór. Wszystko to nie sprawia, jakoby GTA 4 nie zasłużyła na szacunek, bo to jest świetny kawałek soft, nawet po 4 latach, jednakże scenariusz jest jedną z tych rzeczy na która zwracam szczególną uwagę i najzwyczajniej w świecie żałuję, że stało jak się stało, bo mogła być to gra genialna zamiast bardzo dobrej.

 Mimo wtopy podobał mi sie kierunek obrany przez Twórców, brutalne GTA z gęstym klimatem prawdziwej gangsterki z walką o życie każdego dnia - to jest to na co czekam. Szkoda, że przy opowieściach z Liberty City Rockstar zrezygnował z tego kursu, wracając do lużnych klimatów, które też mają swój unikalny urok i nie mniej zwolenników. 

 Jeśli drogi czytelniku moje teksty przypadły Ci do gustu to proszę polub ten profil- http://www.facebook.com/pages/Chuca/310531959044047


 
Chuca
9 września 2012 - 23:25