Immortality to jedna z najlepiej ocenianych gier wydanych w tym roku. Tytuł zbiera bardzo wysokie noty od recenzentów i jego średnia ocen waha się w okolicach 9/10. Wiele osób rozpływa się nad tym tytułem i wychwala go pod niebiosa. Immortality na pewno pojawi się na listach najlepszych gier tego roku i zbierze nagrody. Co takiego wyjątkowego jest w tej grze?
Immortality to jedna z najlepiej ocenianych gier wydanych w tym roku. Tytuł zbiera bardzo wysokie noty od recenzentów i jego średnia ocen waha się w okolicach 9/10. Wiele osób rozpływa się nad tym tytułem i wychwala go pod niebiosa. Immortality na pewno pojawi się na listach najlepszych gier tego roku i zbierze nagrody. Co takiego wyjątkowego jest w tej grze?
Przeważająca większość dawnych hitów broni się grywalnością. To dopracowane mechaniki, przemyślane systemy i dopieszczone detale decydowały o sukcesie wielu gier z minionych dekad i sprawiają, że potrafimy się przy nich nadal dobrze bawić, pomimo upływu lat i ogromnych postępów zrobionych przez całą branżę. W tym świecie, w którym Tetris jest nieśmiertelny, a arcade'owe hity o prostych założeniach niezmiennie miodne, wyróżniają się gry, które przed upływem czasu zdecydowały się bronić inaczej. Jak seria Soul Reaver ze swoją sztuką opowiadania historii.
“Nie mam czasu wyjaśniać, dlaczego nie mam czasu wyjaśniać” - to zdanie wypowiedziane w jednym z nielicznych przerywników filmowych przez tajemniczą postać EXO Stranger doskonale podsumowuje fabułę gry Destiny. Trafiamy w sam środek jakichś wydarzeń i od razu walczymy na różnych planetach ze złowrogą Ciemnością (Darkness), dostając jedynie strzępki informacji od niezbyt wyraźnie przedstawionych bohaterów. Wadą gry nie jest jednak brak fabuły czy jej płytkość, a zły sposób narracji. Zamiast odkrywać wszystko podczas rozgrywki, choćby w formie popularnych dzienników głosowych, całą historię zawarto w zestawie kart Grimoire, dostępnych jedynie na stronie bungie.net, po uprzednim powiązaniu z nią swojego konta.
Od premiery pierwszego odcinka Life is Strange minęło całkiem sporo czasu. Gra francuskiego studia DONTNOD swego czasu nieźle namieszała zarówno na rynku tytułów epizodycznych skupionych na fabule, jak i na rynku gier ogółem. Teraz, z prequelem pod tytułem Before the Storm w drodze, a także po gościnnej wizycie Life is Strange w usłudze Playstation Plus, wydaje się, że nadeszła idealna pora na powrót do historii Max i zabawę w analizę. Skoro już większość graczy ma ten tytuł za sobą, myślę, że możemy spokojnie pomówić o zakończeniu – przez jednych uwielbianym, przez innych krytykowanym… Ale koniec końców całkiem przemyślanym, jeśli odrobinę zastanowić się nad tym, o czym gra opowiada między wierszami.
Wczoraj na rynku zadebiutowała Mafia III, której premiera wzbudziła wiele skrajnych emocji. Dlaczego? Przede wszystkim fanów serii niepokoił fakt, że za produkcję trójki odpowiadało inne studio - nowo powstałe Hangar 13. Co prawda złożone jest ono z weteranów branży, niemniej produkowali oni grę na warunkach, których oczekiwał wydawca, czyli 2K. Ten natomiast zażyczył sobie stworzenia w pełni otwartego sandboxowego świata, a także luźniejszego podejścia do koncepcji historii i realizmu, co odbiega nieco od założeń serii. Niemniej wiele elementów gry wydaje się niezwykle ciekawe, a klimat produkcji wygląda zachęcająco. Na razie spędziłem z najnowszą odsłoną kilka przyjemnych godzin, ale o moich wrażeniach z tej rozgrywki opowiem kiedy indziej. Warto jednak zauważyć, że oczekiwania i obawy wobec Mafii III były w pełni uzasadnione, gdyż jest ona przedstawicielką kultowej serii. Tak bardzo, że do dziś o niej pamiętamy, mimo że ukazały się jedynie jej dwie odsłony. I to wcale nie tak niedawno. Pierwsza Mafia zadebiutowała w 2002 r. na pecetach, a niecałe półtora roku później zawędrowała też na PS2 i XBOXA.
Wiem, że Dziki Gon już nie jest świeżym tematem, ale długo zbierałem siły do zmierzenia się z tytułowym zagadnieniem, a premiera Krwi i wina wreszcie dała mi motywację, by przelać owe „żale” na klawiaturę. Jednak żeby nie było nieporozumień – uważam, że Wiedźmin 3: Dziki Gon jest świetną grą. Ma pierwszorzędny klimat, znakomite dialogi, piękny świat, satysfakcjonujący system walki i wiele innych zalet. Fabuła też stoi na bardzo wysokim poziomie… ale pod warunkiem, że porównujemy ją z innymi grami (RPG i nie tylko) i/lub traktujemy jako samodzielny byt. Jednak CD Projekt RED podjął się zadania kontynuowania mistrzowskiej opowieści nakreślonej przez Andrzeja Sapkowskiego w tzw. „sadze o wiedźminie”. Pomysł sam w sobie zły nie jest – w zakończeniu „Pani Jeziora” Sapkowski zostawił dość otwartych wątków, by pociągnięcie dalej losów Geralta i Ciri miało sens. Również do realizacji długo nie miałem zastrzeżeń (mniej więcej do połowy Dzikiego Gonu). Niestety, koniec końców po Wiedźminie 3 został mi niesmak w ustach. W niniejszym tekście postaram się wyjaśnić z perspektywy zagorzałego fana Sapkowskiego, co „RED-zi” sknocili w scenariuszu swojego wielkiego dzieła. Tak, bez spoilerów się nie obędzie.
Od premiery Titanfalla minęło już prawie 2 lata, więc coraz częściej trafiają się plotki i spekulacje dotyczące kontynuacji. Może już nastał czas, by ogarnąć co tak naprawdę się działo fabularnie w tej typowo sieciowej produkcji, która historię próbowała nam opowiedzieć między fragowaniem kolejnych graczy.
Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. O historii tego ostatniego mogliście przeczytać w pierwszej części tego artykułu, teraz zaś skupię się na losach jego ojca, Big Bossa, którego ostatni nieznany nam rozdział życia poznamy już niedługo w The Phantom Pain.
Premiera Metal Gear Solid V: The Phantom Pain już niedaleko. Najnowsza odsłona przeszło dwudziestoletniej sagi Hideo Kojimy zapowiada się na jeden z największych hitów całego roku. „Ból fantomowy” ma być ostatnim elementem układanki, jaką tworzy niezwykle rozbudowana i skomplikowana historia Węży. Właśnie ze względu na to skomplikowanie, przed zagraniem w piątkę warto poznać bądź przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich Metal Gearów. Te podzielić można na dwie powiązane ze sobą opowieści – pierwsza przybliża nam tragedię i upadek Big Bossa, legendarnego żołnierza, druga zaś opowiada o losach jego klona i syna, Solid Snake’a. The Phantom Pain stanowić będzie zakończenie losów Big Bossa, by jednak w pełni zrozumieć fabularne niuanse gry, należy znać również wydarzenia związane z Solid Snake’iem. I to na ich przybliżeniu chciałbym się skupić w pierwszej połowie tego dwuczęściowego artykułu.