Kiedy dzielny drwal męczył się, dusił i pocił, by wykonać pracę na czas, odmówił sobie nawet najkrótszej przerwy na odpoczynek. Jego piła była już praktycznie tępa, jednak bez ustanku jechał nią w prawo i w lewo, w prawo i w lewo...
Aż nagle ktoś rzucił: "hej, zrób sobie przerwę, musisz naostrzyć piłę i nabrać sił"
- Nie mam czasu, muszą ciąć. - Odparł drwal.
To jedna z wielu wersji historii o tym jak wiele może dać ludziom moment oddechu. Przykładowy drwal ściąłby więcej drzew i czuł się bardziej wypoczęty gdyby tylko znalazł chwilę na przykucnięcie i naostrzenie piły - zamiast tego jednak zakodował sobie, że im więcej czasu spędzi na pracy tym lepsze będzie miał wyniki.
Założenie to musiało skończyć się fiaskiem - i można to odnieść do każdej dziedziny życia, a także do pisania recenzji gier.
Żeby było jasne - nie mam na celu usprawiedliwiania lenistwa, które jest jedną z chorób naszych czasów, chodzi bardziej o to, że coś co z boku może wyglądać na brak pracy potrafi w niej najbardziej pomóc. Zależy to jednak od warunków: bo o ile Newton, któremu spadające jabłko przyniosło oświecenie jest idealnym przykładem skuteczności ostrzenia piły, tak student siedzący na tanim piwie, które ledwo można nazwać "sikiem", nie pomoże sobie w ten sposób w przeczytaniu trzech książek do najbliższego egzaminu.
Za to praca twórcza (bo tak trzeba nazwać zajęcie zarówno artystów jak i dziennikarzy, wybitnych inżynierów i naukowców) i fizyczna odznaczają się wspólnym mianownikiem jakim jest procentujące robienie sobie przerw. Jeśli tylko nie odbywają się one pięć razy dziennie i każda z nich nie trwa godziny to jestem pewny, że w większości przypadków paradoksalnie zwiększają produktywność.
I tu dochodzimy do problemu jaki tyczy się recenzji gier. Najprawdziwsze, najlepsze i najcelniejsze są te, na które recenzent po prostu ma czas. Przejście gry tak żeby poznać jej wszystkie ficzery to około 14 godzin - ponieważ wiele osób zajmuje się pisaniem po swej właściwej pracy to przekłada się to na jakieś cztery dni grania (a "w tygodniu" nawet pięć jeśli jest się dorosłym i życie to nie tylko konsola i chipsy), potem pisanie tekstu to kolejne dwa dni, dla jego dobra powinien przeleżeć jeszcze dzień, następnego ranka zostać poprawiony, podesłany do kolegi/korekty na wyłapanie błędów, jeszcze raz sprawdzony i wrzucony do sieci.
Jaki jest efekt? Poświęcając ponad tydzień mamy w ręce coś co dla kogoś o sprawnych palcach, dużym doświadczeniu i znajomości zasad pisania jest wyważoną, celną, dobrą recenzją... Której nikt nie czyta. Nie czyta dlatego, że żyjemy w czasach Internetu i tu liczy się tylko bycie pierwszym. Każdy chce wiedzieć już w dniu premiery, albo najlepiej przed nim, czy warto wydać 200 złotych na tytuł X, Y czy Z. Całą śmietankę, czyli największą liczbę klików, zgarniają nie najlepsze recenzje tylko te które są pierwsze. Co gorsze - wszyscy piszący są tego świadomi i w chwili dostania nowej pozycji po zakamarkach ich mózgu skacze mała, wyposażona w trąbę, rolki i bębenek myśl "pośpiesz się bo nikt Cię nie przeczyta", która jest prostym następstwem tego, że człowiek po przeczytaniu czterech tekstów o przykładowym Max Payne 3 nie będzie sięgał po piąty bo już zbudował sobie opinię na temat tego czy kupi ten tytuł czy nie, a że zrobił na podstawie gorzej przygotowanych recek? Często nawet nie zda sobie z tego sprawy.
Oczywiście moim celem nie jest negowanie wszystkich ocen, które pojawiają się w czasie pierwszych dni od premiery gry - sporo tytułów trafia do redaktorów odpowiednio wcześniej, tak, że mogą się z nimi naprawdę dobrze zapoznać przed spisaniem swych wrażeń... Problem w tym, że jako czytelnik takich "day one reviews" nigdy nie wiem, czy ktoś przesiedział nad tytułem, któremu wlepia 9/10 dwa dni i na szybko machnął tekst, czy może jednak miał chwilę na medytację i sprawdzenie wszystkich trybów, oraz chwilę na to żeby ochłonąć z emocji, odetchnąć i rzetelnie spisać swe wrażenia.
Wracając do ostrzenia piły - obywatele świata dajcie sobie czas na przemyślenie swych tekstów, na poprawę i na to aż dojrzeją. Przemyślenia wymagają zwłaszcza końcowe oceny gier, bo to one mogą skierować innych do sklepu po coś co zupełnie nie przypadnie im do gustu.
PS Dla dopełnienia polecam przejrzeć recenzję Chrono Cross z socksmakepeoplesexy by zobaczyć jak powinno się robić takie rzeczy w przypadku kultowych tytułów i świeży tekst z jawnych snów zajmujący się podobną tematyką – robienie „topów” gier.