Momenty #1: Ten jeden raz gdy prawie popłakałem się przy grze - czort - 24 września 2012

Momenty #1: Ten jeden raz, gdy prawie popłakałem się przy grze

Cykl to za duże słowo, bo narzuca regularność i trzymanie się ram. A tego nie lubię. W Momentach opowiem Wam o wydarzeniach z gier, które szczególnie wbiły mi się w pamięć. Będzie śmiesznie, będzie smutno, będzie niezręcznie, a czasami żałośnie. Jedyny wyznacznik – nie może być nijako.

Ten wpis zawiera POTĘŻNY spoiler odnośnie Beyond Good & Evil. Jeśli jeszcze nie grałeś w tę cudowną grę, to jak najszybciej nadrób zaległości. Dopiero potem zapraszam do lektury.

Na dobrą sprawę całe Beyond Good & Evil to jeden wielki „moment”, ale ten jeden wywołał we mnie szczególne uczucia.

Końcówka gry. Naszą wesoła gromadka rusza w bardzo nieprzyjazne, chłodne miejsce, w którym Jade ma poznać swoje przeznaczenie. Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem. Kilka zielonych kosmicznych wiązek i zagadek później Jade pochyla się nad Pey’jem (jeśli jednak nie grałeś w BG&E już tłumaczę: zwany potocznie Peją bohater to przedstawiciel gatunku sus sapiens, czyli pół człowiek, pół prosiak. Jest wujkiem głównej bohaterki, towarzyszy jej w całej podróż, jest dowcipny i sympatyczny, a jak go nie polubisz to nie masz duszy). Świniak nie oddycha, nie daje znaków życia. Trudno w to uwierzyć, ale on…umarł.

Jade próbuje go ratować, ale jest za późno. Nie wierzę, ten przesympatyczny kawał bekonu odchodzi. Jak to? Kto będzie rzucał żartami? Przecież przez całą grą był gdzieś obok mnie. Zwłaszcza, że teraz wujaszek przydałby się najbardziej. Jade została sama w obliczu (celowo nie wspominam o DoubleH) międzygalaktycznego zła.

Ruszyło mnie to z kilku powodów. Zacząłem się zastanawiać, że hej, może nie będzie happy endu. Po drugie Ancel i spółka rozegrali tę scenę z klasą. W sposób, jakiego do tej pory nie osiągnęły „dojrzałe i poważne gry dla dojrzałych i poważnych ludzi”. Jade mówi tylko „wrócę po Ciebie, zabiorę Cię do domu”. Nie potrzeba zbędnych przemów, nadmuchanych, teatralnych scen.

A potem Pey’j odżył. Normalnie skrytykowałbym, że Ancelowi zabrakło cojones, by prosiak został pod ziemią, ale tego nie zrobiłem. Byłem młodszy, pełen ideałów i młodzieńczej naiwności. To jeden powód. Nie jedyny. Ja go po prostu polubiłem. Cieszyłem się na widok tego ryja.

W następnym odcinku będzie o kupie, słodkiej kukurydzy i operze.

Naprawdę.

czort
24 września 2012 - 14:19