Gladiator VS znane u nas jako Clan of Champions to kolejna obok War of The Roses, czy Dark Souls gra skupiająca się w dużej mierze na zaawansowanym systemie walki bronią białą. W zasadzie bliżej jej do Wojny Róż i po kilku godzinach zabawy w wersję testową muszę przyznać, że mamy do czynienia z naprawdę ciekawym tytułem!
To będzie cicha perełka, którą da się łatwo przeoczyć. Gra autorów serii Tenchu niedługo doczeka się premiery na Steam oraz PlayStation 3 i z pewnych powodów warto mieć na nią oko. Jak już pisałem to kolejna gra z mocno zaawansowanym systemem walki – tym razem zamiast rycerzy oraz dam, czy mrocznego fantasy dostajemy mieszankę kliszowych, europejskich klimatów oraz gladiatorów, skupioną na walce zespołowej. W zasadzie nie jest to nawet antyk, a wymieszanie antyku, ze średniowieczem niemniej to wciąż rzadko spotykane klimaty w grach wideo.
Pomimo nastawienia na kooperację oraz pojedynki to w Gladiator VS/Clan of Champions można grać singlowo, co oczywiście w dużej mierze sprowadza się do pojedynków z botami, ale również pozwala opanować systemem gry i poznawać fabułę. Oddano nam trzy rasy, trzy style walki, pomiędzy którymi możemy przerzucać się w czasie pojedynków – jednoręczna, oburęczna oraz wręcz. Dodatkowo mamy czary, a zadbano o takie fajne bajery jak używanie porzuconych hełmów jako tarczy. Dozbrajanie się, przebijanie bloków, zachodzenie wroga – fajne bajery, dzięki którym gra zyskuje. Najbardziej w systemie walki podoba mi się to, że mamy ciosy na różne partie ciała oraz ładowane specjale – dzięki czemu można podcinać nogi, czy uderzać w twarz zamiast w tarczę. Gra jest raczej dostosowana do pada, ale na myszy i klawiaturze też gra się nadzwyczaj dobrze.
Na arenach nie jest tłoczno – o ile się nie mylę to maksymalny multiplayer wynosi 3 na 3 graczy, choć gdy gramy po jednej stronie komputerowi wrogowie pojawiają się gęściej. Przewidziano także bossów i specjalne wydarzenia, więc nie jest nudno, chociaż boję się że na lepszy ekwipunek będzie trzeba gridnować lub kupować jako DLC. To również dosyć niedbała konwersja z konsoli, co mi nie przeszkadzało, ale wielu potencjalnym graczom może – tytuł ma mało ustawień graficznych i pewne problemy na monitorach 4:3.
Generalnie po grze widać niski budżet i związane z tym problemy, ale jestem nastrojony pozytywnie. Ciekawy klimat, przyjemna walka, dużo do roboty – to kolejna japońska, a jednak bardzo eurofilska gra i mam wrażenie, ze również kolejna po prostu bardzo dobra gra, którą wszyscy oleją. Oczywiście do recenzji jeszcze sporo czasu (embargo upływa pod koniec miesiąca), więc może mi się jeszcze 6 razy odmienić, ale z gry o której nie słyszałem stała się grą, która mnie lekko porwała. Do tego wspaniała muzyka oraz pewne zaufanie do developera powodują, że do Gladiatorów przysiądę raczej na dłużej.
W zasadzie to już trzecia odsłona tej serii – po naprawdę dobrym Gladiator Begins na PSP oraz Collosseum: Road to Freedom na PlayStation 2, w które niestety nie grałem. Był zatem czas, żeby szlifować formułę, a teraz mamy dobry okres dla podobnych gier. Mam słabość do walki w Dark Souls i War of The Roses, nie ukrywam, że miło zobaczyć kolejną grę z sąsiedniej półeczki. To jest z półeczki nastawionej na pojedynki, bo w sumie każda z tych grach jest bardzo, bardzo inna, ale chyba łapiecie o co chodzi – o porządne action-RPG/gry walki. Szkoda, że tytuł jakim ochrzczono zachodnią wersję jest tak niecharakterystyczny bo Gladiator VS brzmi dla mnie lepiej. Mam nadzieję, że gra z czasem tylko zyska w moich oczach i nie przepadnie w mrokach historii pomimo byle jakiej kampanii reklamowej…