Bond nowej ery - Skyfall to świetny film! - eJay - 27 października 2012

Bond nowej ery - Skyfall to świetny film!

Byłem, widziałem, wróciłem. Zachwycony. Gdyby nie Dredd, Skyfall byłby moim filmem roku. Cieszę się, że efekt końcowy jest bardzo zadowalający, a w niektórych momentach nawet przewyższający moje oczekiwania. Nowoczesny, ale doskonale wyważony, z potężną dawką sentymentu. Wzorcowa, rzemieślnicza robota i chyba nowy benchmark tej serii. Z grubsza zgadzam się z moim kinowym kamratem fsm'em, który niemal idealnie przedstawił mój punkt widzenia w swoim tekście. Hołdując jego gust swoją opinię przekazuję w punktach, bo to film tak dobry, że w sumie nie potrzebuje kolejnej recenzji. Ave Daniel Craig, ave Skyfall!

PLUSY:
- niesamowite zdjęcia Rogera Deakinsa. Kompozycje drugiego planu, płynność w kadrowaniu akcji, brak trząsania kamerką, idealnie uchwycony klimat każdej lokacji. Po prostu CUDO. Czy wiecie, że Skyfall kręcono tym samym sprzętem co Avengers? Różnica jest kolosalna!
- "inniejsza" niż zwykle muzyka wzbogacona o klasyczne bondowskie motywy. Pachnie troszkę Bournem, ale są fragmenty, gdy słychać znane nam kawałki.
- świetne tempo fabuły. 2,5h minęło błyskawicznie, film jest idealnie wyreżyserowany. Historia podzielona na trzy części nie wprowadza chaosu, rozdziały są dobrze zazębione. Każda sekunda, dialog, strzelanina mają swoje uzasadnienie.
- psychologia postaci na poziomie akceptowalnym. Nie ma przekombinowania w tym zakresie, postacie mają wyraźne motywy, swoje zagwozdki, ale wszystko stąpa po solidnych fundamentach. Można się było wyrżnąć jak Nolan, ale scenarzyści trzymali rękę na pulsie. Co najważniejsze, Skyfall kładzie główny nacisk na postać M, co jest odświeżające w kontekście poprzednich bondów.
- absolutnie zachwycające sceny akcji, a nawet całe sekwencje jak np. Szanghaj. 10 minut magii i gęstego klimatu, stworzonego przez KRÓLa Rogera Deakinsa.
- Naomie Harris w scenie golenia Bonda – zabawna, kipiąca seksem scena.
- kapitalny czarny charakter. Bardem rozjechał stawkę po całości. To villain jakiego mi brakowało w filmach o Bondzie - gość jest zdrowo walnięty, ale ma konkretne ambicje i nie chce wcale podbić całego świata. Pierwsza scena z nim oraz Craigiem to majstersztyk aktorstwa.
- reszta ekipy również na wysokim poziomie. Craig i zwłaszcza Dench są lepsi niż w Quantum of Solace.
- znakomite strzelaniny, pełne fajnych smaczków jak np. Bond zbierający kolejną broń z podłogi po wypluciu całego magazynku.
- scenografia na wyspie Silvy – wow!
- kilka odstępstw od typowych bondowskich schematów.
- Craig z Heńkiem w łapie
- zakończenie, które zgrabnie uruchamia „Bonda nowej ery”


MINUSY:
- rozczarowujący, krótki występ Berenice Marlohe. Choć urodę ma przednią.
- "modern" Q - nerdstyle, zupełnie mi nie pasował. Bond zasługuje na lepszego kwatermistrza.
- pościg na motocyklach - mam awersje do takich scen. Wynika z tego, że każdy łotr lub superagent to następca Travisa Pastrany.
- Skok z jaszczura - można było tam wstawić Rogera Moore'a, bo to był slapstick na poziomie jego bondów.


Ktoś wspomniał, że Quantum było spójniejsze? Dla mnie jest obecnie nieoglądalne. Czy Skyfall jest lepsze niż Casino Royale? Nie odważę się na taką ocenę. Oba filmy nadają trochę na innych falach. Jeżeli CR jest rebootem, to Skyfall można nazwać rezurekcją i zjechaniem na klasyczne tory.


OCENA - 9/10 i brawa dla Deakinsa ;)

eJay
27 października 2012 - 16:13