Pokłosie - niewygodny temat zgrabna realizacja - Cayack - 26 listopada 2012

Pokłosie - niewygodny temat, zgrabna realizacja

Od premiery filmu Pokłosie, będącego wielkim powrotem Władysława Pasikowskiego na reżyserski fotel po 11 latach przerwy, minęło ponad dwa tygodnie. W tym czasie rozpętała się prawdziwa medialna burza, a Maciej Stuhr, odtwórca jednej z dwóch głównych ról, został przez „prawdziwych Polaków” odsądzony od czci i wiary, a najbardziej od polskości. Odżegnując się jednak od tej sytuacji, co by za bardzo sobie nerwów nie zszargać, przejdźmy może do samego filmu, który zdecydowanie jest warty uwagi. Ponieważ Pokłosie, choć nie wolne od uproszczeń i kalek, ogląda się w skupieniu i z zaangażowaniem.

Jeszcze nie tak dawno panowało przekonanie, że Polacy potrafią zrobić jedynie albo głupkowate komedie, albo obrazy kultywujące naszą głęboko zakorzenioną martyrologię. Na szczęście ostatnie kilkanaście miesięcy skutecznie walczy z tym porządkiem rzeczy, a Pokłosie to jeden z najlepszych na to przykładów. Dzieło Pasikowskiego dotykając tematyki pogromu w Jedwabnem zabiera się za relacje polsko-żydowskie od całkiem innej strony niż W ciemności Agnieszki Holland. Jest filmem zupełnie innym na wielu różnych płaszczyznach, ale nie słabszym.

Film czerpie z historii o Jedwabnem, ale ta nazwa nie pojawia się w nim ani razu. To bardziej historia dwóch braci, ich relacji między sobą oraz z otoczeniem. Na początku lat 80’ Franciszek Kalina opuścił dom swój i wyleciał szukać szczęścia w Chicago. Po dwudziestu latach wraca do ojczyzny zaniepokojony po tym, gdy jego bratowa Jola z dziećmi postanowiła opuścić swojego męża Józka i wprowadzić się do Franka. Józek wita brata nieszczególnie serdecznie, niewiele mówi, a Franek jest zmuszony wszcząć swoje prywatne śledztwo. Okazuje się, że Józek naraził się lokalnej społeczności przez swoje nietypowe „zainteresowania". Kawałek po kawałku, Franek odkrywa kolejne, coraz bardziej przerażające fakty.

Pasikowski upchnął w swoim filmie tak naprawdę kilka gatunków. Mamy tu trochę kryminału, z całą pewnością jest to dramat, w żadnym razie dokument, a całość reklamowana jest jako thriller. Niektórzy twierdzą nawet, że Pokłosie dotyka horroru, ale z tym się nie zgodzę. Najbardziej istotnym jest, że wszystko to bardzo dobrze się ogląda. Gdzieniegdzie widać lubowanie się Pasikowskiego w amerykańskim stylu, ale połączonego z polskimi akcentami. Film otwiera lądowanie samolotu rodzimego przewoźnika, nie brakuje ukazania pejzaży, zdarza się operowanie światłem i cieniem. Ale Pokłosie jest mocne także w innych elementach. Świetnie spisali się Ireneusz Czop i  Maciej Stuhr, a reszta obsady starała się dotrzymywać im kroku. Historia rozwija się w odpowiednim tempie, a efektu dopełniają zdjęcia Pawła Edelmana i scenografia Allana Starskiego. Podczas seansu nie miałem wrażenia, że to próba uporania się z niewygodną przeszłością, takie myśli przyszły dopiero po napisach końcowych. Pokłosie to przede wszystkim dobrze skrojony mix kryminału z thrillerem.

Niesamowite jest to, jak niektóre dialogi w filmie doskonale pasują do sytuacji, w jakiej znalazł się po premierze Maciej Stuhr. Stosunek mieszkańców wsi do Józka, przy zastosowaniu odpowiednich filtrów, da się porównać do podejścia pewnej części widowni do aktora, który zdecydował się przyjąć taką rolę w takim filmie. „Koniecznie chcesz ludziom się narażać?”, „Wieś go chciała zlinczować”, „Mówią, że mi się w głowie pomieszało. Ale nie mogłem inaczej”, „Czemu akurat Ty, durniu?”. Potwierdza to zaściankową naturę niektórych naszych obywateli. Serio, nie dajmy się zwariować. No ale to taka dygresja, wybaczcie, miałem do tego nie wracać.

Stoję na stanowisku, że Pokłosie jest jednym z najważniejszych polskich filmów w ostatnim czasie i warto go poznać, samemu wyrobić sobie opinię. Bardzo niewygodną tematykę podaje może nie w rozrywkowej, ale jednak atrakcyjnej formie. Nie jest to smutny dokument nakazujący z pełnym przekonaniem bić się w piersi. Niczego nie przesądza, nie podaje miejscowości czy nazwisk, serwuje za to trzymającą w napięciu opowieść z bardzo mocnym finałem. Gdyby nie zdarzające się klisze, byłaby pełna ósemka.

7.5/10

Cayack
26 listopada 2012 - 14:28