My Little Pony: Przyjaźń to Magia czyli czy pastelowe kucyki potrzebują psychiatry? - sakora - 17 grudnia 2012

My Little Pony: Przyjaźń to Magia, czyli czy pastelowe kucyki potrzebują psychiatry?

My Little Pony: Przyjaźń to Magia (Friendship is Magic) wdarły się ponownie do popkultury tupiąc donośnie kopytkami jakieś dwa lata temu. Odświeżona wersja bajki znalazła wielu odbiorców, nie tylko pośród dzieci, ale wśród nastolatków i dorosłych. Co o tym zadecydowało? Przede wszystkim aluzje do wielu tematów i postaci, a także tytułowe kucyki, mające niejedno zaburzenie psychiczne...

Obecnie bardzo wiele osób zetknęło się z My Little Pony. Jedni wielbiąc je pod niebiosa, drudzy strasznie hejterząc, nie znając się na rzeczy. Bajki są dla dzieci i tyle. Wygląda to tak samo, jak hejt na graczy, bo gry są przecież dla dzieci, jak wokoło słychać. Ja podszedłem do tematu tak, jak do każdego mi nieznanego. Postanowiłem go poznać, gdyż jeśli czegoś nie lubię, to przynajmniej spróbuje to najpierw poznać, bez uprzedzeń.

Nie ma sensu streszczać dwóch sezonów emitowanych w polskiej telewizji, ani trzeciego, aktualnie emitowanego za oceanem. Schemat opowieści jest prosty, nowy kucyk przybywa do miasta Ponyville, żeby znaleźć przyjaciół. Później razem będą wpływać na magiczne i towarzyskie losy krainy Equestrii. Prościej się nie da. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tymi małymi, pastelowymi pokurczami, siedziałem wraz ze swoimi córkami, kontrolując, co oglądają. Nie powinienem był tego wtedy robić, bo przepadłem...

Historia krąży wokoło sześciu kucyków, gdzie każdy z nich uosabia w sobie jakąś pozytywną cechę, ale także przywarę. Kiedy tylko przyjrzymy się tym kucykom, widzimy, że na pierwszy rzut oka żyją w na pozór normalnym miejscu, dobrze się przy tym bawiąc. Każda opowieść z ich udziałem ma jakiś morał, ale diabeł tkwi w szczegółach. I to właśnie one przyciągają do ekranu dorosłych. Dzieci widzą jedno, dorośli coś zupełnie innego. I tak kucyki zyskały nowego fana...

Tło za kucykami żyje. Robiąc aluzje do postaci z Big Lebowskiego na kręgielni, spotykając Doktora Whoovesa czy tytułując odcinek Call of the Cutie. A to dopiero początek. Aluzji jest co niemiara, często ukrytych na drugim planie. Dostaje się każdemu, Harremu Potterowi, Gwiezdnym Wojnom i Władcy pierścieni, nie pozostają dłużne ani Sherlockowi Holmesowi, ani Indianie Jonesie. Kucyki są wszędzie i na każdy temat. Tak samo Internet jest pełen grafik i analiz na ten temat. Podobnie jak wszelkiej maści fanklubów i tak zwanych Brony lub Bronies, fanów...

Patrząc na kucyki nie mogę pozbyć się wrażenia, że mają one jednak poważne problemy psychiczne. Nie chodzi tylko o Pinkie Pie, która ewidentnie zwariowała, a jej mroczne alterego co jakiś czas pojawia się na ekranie. Każdy z kucyków, nawet Twilight Sparkle, na siłę szukająca kucyków, którym mogłaby pomóc, co doprowadza ją w końcu do  granicy załamania nerwowego i szaleństwa. Tak też zahukana  Fluttershy nieraz wpadająca w szał połączony z kompletnym zaślepieniem.  Podobnie zarozumiała Rainbow Dash, snobistyczna Rarity, uparta jak wół Applejack miały swoje epizody, które kwalifikowałyby je do natychmiastowego objęcia leczeniem psychiatrycznym. Gdyby jednak nie zrobiono tego z odpowiednim dystansem i klasą.

Kucyki mają wiele obliczy, a opowieść rozgrywa się na wielu poziomach. Im  bardziwej widz jest obeznany z popkulturą, tym lepiej się bawi, szczególnie słysząc wygłaszane przez nie kwestie będące parodiami tekstów z innych filmów, czy po prostu będące soczyście kąśliwe i bardzo często bardzo dwuznaczne. Jednakże nigdy nie przekraczają granic mogących wyrządzić krzywdę najmłodszym widzom. Bawią i dzieci, i ich rodziców.

Zazwyczaj łatwo jest się zidentyfikować z którymś z kucyków, jak i wyciągnąć naukę z opowiadanej historii. Nieważne, czy pokazują, że czytanie to frajda, poruszają tematy związane z rasizmem, czy dorastaniem lub wartościami rodzinnymi, robią to w dobrym stylu, bez obrażania kogokolwiek. Można wiele o kucykach napisać, jednak najlepiej samemu przekonać się, że warto tę  pastelowe stadko osobowości i osobliwości poznać, bez uprzedzeń.

Kucyki mają potencjał, który także przekłada się na niezliczone gadgety oraz gry. Nadal czekam na bijatykę My Little Pony: Fighting is Magic, wspominam mod podmieniający smoki na kucyki w Skyrimie, czy zastanawiam się, jak będzie wyglądać Fallout z kucykami. Pomijam flashowe i mobilne gierki, jest ich całe multum, bardzo różnej jakości.

W otoczeniu abstrakcyjnych i często bezdennie głupich i wręcz obleśnych kreskówek skierowanych  rzekomo do dzieci, My Little Pony to perła, tak naprawdę skierowana jest do każdego, bez wyjątków. Jednak warto dać jej szansę, bo to dobrze przemyślane opowieści i nietuzinkowi bohaterowie. Daliście się na to złapać?

     

     

Śledź mnie na Twitterze!

     

sakora
17 grudnia 2012 - 18:42