Krótko i bez sensu: o głupocie słów kilka - evilmg - 18 grudnia 2012

Krótko i bez sensu: o głupocie słów kilka

Niedawno dość niespodziewanie przekonałem się, że różnica wieku kilku lat jest barierą nie do przebycia, z racji studiowanego kierunku musiałem odbyć praktyki w szkołach wszystkich szczebli i... zauważyłem, że kompletnie nie potrafię zrozumieć tych ludzi. Nie mówię o nauczycielach tylko o uczniach właśnie. Czasem mówi się, że ludzie są coraz głupsi, była nawet taka komedia - „Idiokracja” się nazywała. Filmu generalnie nie polecam, ale zaczynam wierzyć, że coś w nim z prawdy jest. Wystarczy się rozejrzeć wokoło żeby zobaczyć świetnie pielęgnowany debilizm wszelkiej maści... Tak, znów będę marudził.

Skłamałbym gdybym napisał, że zalążek tego tekstu pojawił się w mojej głowie po pierwszej wizycie w gimnazjum. Nie, tam dzieciaki są pakowane hurtowo i jeszcze nie za bardzo mają pojęcie co chcą robić (ta druga cecha zostanie z nimi jeszcze długo, co jest normalne), a i tak naprawdę tutaj dostaną pierwszą dawkę prawdziwej wiedzy. Dramat przeżyłem zjawiając się w liceum. Tak, liceum. Internet śmieje się z gimbusów, ale jakoś nikt nie zorientował się, że żarty te pojawiły się w czasach kiedy obecni uczniowie szkół średnich byli tymi gimbusami. Od tamtych czasów niewiele się zmienili...

 

O czym mówię? Wyobraźcie sobie lekcje historii w drugiej klasie liceum. Nauczyciel (świetny gość) prowadzi odpytkę z rozbicia dzielnicowego. Koło tablicy wisi sobie stosowna mapa i się zaczyna. Do mapy podchodzi dziewoja i padają pierwsze pytania. Nic, na każde pytanie reaguje tak samo: patrzy tępo w mapę i się nie odzywa. Myślę sobie nie nauczyła się, bywa. Wszakże nauczyciel się nie poddaje i zadaje coraz prostsze pytania aż do momentu, w którym wyszło na to, że uczennica ma pokazać dzielnice. Mazowsze? Żadnej reakcji. Małopolska? Nic. Wielkopolska? Nic. Na miłość boską, przecież ona mieszka w Wielkopolsce! Nie potrafi pokazać w przybliżeniu gdzie mieszka. Co? Że mapa inna niż teraz? Po kształcie kontynentu nie znajdzie? Rzek nie widzi? Tego byczego napisu na mapie też nie? Po opieprzu wraca na miejsce. Nie dlatego, że nic się nie nauczyła, ale dlatego, że nie potrafi samodzielnie myśleć – na dole mapy ma wypisanych wszystkich spadkobierców Krzywoustego wraz z dzielnicami jakie otrzymali. Na tej cholernej mapie było dosłownie wszystko!

 

Przeraziło mnie nawet nie to, że dziewczyna nie wiedziała niczego i nie potrafiła przeczytać gotowych odpowiedzi, które miała przed nosem i nikt jej nie zabronił z nich skorzystać, ale to jak klasa zareagowała na te wydarzenia. Niemal nikt nie zorientował się co jest grane, większość patrzyła na historyka jak na potwora, a gdy potem ktoś inny zgłosił się do odpowiedzi i wskazał rzeczone dzielnice to na twarzach sporej części klasy pojawił się taki charakterystyczny pogardliwy uśmieszek: „kujon”. Nie nie cieszyli się z tego, że ktoś wziął na siebie ten „niewątpliwy przywilej” i uratował zapewne jeszcze kilka osób, tylko śmiali się z gościa, któremu chciało się poświęcić odrobinę uwagi temu co się działo lekcji. Podobnych obrazków było jeszcze sporo co uświadomiło mi, że tamta klasa nie była wcale wyjątkowo kiepska. Byli nawet geniusze, którzy nie wiedzieli gdzie jest Egipt (szukali w Azji), a nawet skąd pochodzą ich rodziny, dopiero po przyciśnięciu jeden z uczniów wydusił z siebie, że pewnie nie z tych terenów, bo tutaj kiedyś Niemcy mieszkali. Koniec wiedzy, ściana.

 

Rozmawiając kiedyś z emerytowanym już teraz nauczycielem usłyszałem, że jego ostatni uczniowie prędzej wysraliby drut kolczasty niż wymyślili coś na własną rękę. Pomału zaczynam mu wierzyć...

 

Co najgorsze nie za bardzo jest kogo winić, poza samymi uczniami, rodzice często sobie żyły wypruwają żeby utrzymać rodzinę, nauczyciele zapierdalają pod dyktando kolejnych kretynów z ministerstwa edukacji i nawet nie mają czasu tak naprawdę omówić czegoś dokładniej. Telewizja nie oferuje niczego ciekawego, bo coraz bardziej zbacza na programy przedstawiające problemy kretynów – mój ulubiony był pseudo dokument zajmujący się imprezami urodzinowymi bogatych nastolatek i dziewczyna, która rozpłakała się, bo... na urodziny dostała samochód złego koloru. Rodziców zbluzgała do góry do dołu, bo „zniszczyli jej życie” i „zrujnowali image”. I'm out.

 

A co gdyby zajrzeć do szkół od tej drugiej strony? Okazuje się, że mamy do czynienia z jeszcze większym stadkiem kretynów. Nauczyciele muszą borykać się z problemami o których uczniom nawet się nie śniło! Na początku „kariery” świeżo upieczony nauczyciel musi wyprodukować milion dokumentów, których najczęściej nigdy wcześniej na oczy nie widział, bo z reguły uczelnie nie uznały za stosowne wyposażyć studentów w praktyczne umiejętności z tego zakresu. Potem zaczynają się schody. Człowiek stawia kolejne kroki, a tu bach! Reforma szkolnictwa. Jeszcze gorsza niż ta poprzednia. Godzin lekcyjnych jest znowu mniej, a zakres programu się nie skurczył. W efekcie w 45 minut trzeba omówić 5 zagadnień, z których każde zasługiwałoby na osobną lekcję, a tu nagle okazuje się, że uczniowie, którzy właśnie się zjawili mają problemy z czytaniem ze zrozumieniem... a potem kolejna reforma. I jeszcze jedna, a potem niż demograficzny i nie ma pełnego etatu, bo godzin lekcyjnych jest tak mało.

 

Efekt jest taki, że bez współpracy uczniów nie nauczy się ich niczego. Potem okazuje się, że edukacja jest jak architektura i wszystko ma być nauczane pod sznurek zwany kluczem. Uczeń na maturze / egzaminie gimnazjalnym musi wstrzelić się w klucz odpowiedzi. Wszystko byłoby dobrze gdyby dotyczyło to tylko przedmiotów ścisłych, ale cała ta idea wyłożyła się na przedmiotach humanistycznych... Bądź tu człowieku mądry, z jednej strony wpierają Ci, że masz myśleć samodzielnie, być kreatywnym i niezależnym, a z drugiej odpowiadać masz pod dyktando układających testy. Najlepiej jeszcze gdyby Ci ta kreatywność spadła z nieba, bo nikt Cię jej nie nauczy, bo niby kto? Nikt nie ma już na to czasu. Kto tak naprawdę ma zdać te egzaminy? Ktoś kto faktycznie coś umie, czy ktoś kto umie zakuć coś na blachę, ale tak naprawdę nie wie co zapamiętuje? Przypominają mi się opowieści wujostwa, których egzamin na prawo jazdy polegał na przejechaniu „od sklepu Konka do kościoła” i zaparkowaniu w odpowiedniej odległości od krawężnika. No fajnie, ale co ktoś taki umiał po zdaniu?

 

Najbardziej dziwi mnie fakt, że nikt sobie z tego nic nie robi, a nawet zdarzają się sytuacje, w których kretyna jeszcze poklepie się po główce i wciśnie do pyska kostkę cukru. Jeśli ktoś chciałby znaleźć nieprzebrane pokłady głupoty nie trzeba szukać daleko albo udawać się z wizytą do najbliższej szkoły. Wystarczy włączyć tv albo przejrzeć kilka stron internetowych. Z każdej strony atakują człowieka debile. W wiadomościach możemy obejrzeć wygłupy polityków z całego świata, popisy co głupszych ludzi, a sporadycznie jedynie coś budującego w stylu WOŚP, ale zaraz i tak ktoś przyleci i zacznie bluzgać, że Owsiak to i tamto. Czytając komentarze na serwisach informacyjnych można dojść do wniosku, że jeśli coś się pochrzaniło to jest to wina jakiejś partii politycznej, a jeśli komuś coś się udało to na pewno jest złodziejem i pomogli mu Żydzi. Co z tego, że 95% komentujących nigdy na żywo tych osławionych Żydów nie widziała? W internecie jest tak samo jak w tamtej klasie za spieprzenie czegoś ukarać wszystkich bez względu na winę, a tych mających szczęście lub umiejętności opieprzyć i zrównać z glebą. Bo to Polska właśnie.

 

evilmg
18 grudnia 2012 - 00:35