Driver San Francisco swoje odsiedział. Kupiłem go na promocji Ubisoftu jakiś czas temu za równowartość dwóch batoników. Po tym, co reprezentował sobą Driv3r oraz po potencjale zmarnowanym w Parallel Lines nie powinienem był San Francisco w ogóle kupować. Teraz kiedy grę mam za sobą, stwierdzam, że gdybym ją kupił na premierze za całą kwotę, byłyby to i tak bardzo dobrze wydane pieniądze.
Tym, co z początku może odrzucić od tego tytułu to główny, napędzający zabawę element, zwany shiftem. Tanner, policjant będący głównym bohaterem gry po wypadku otrzymuje możliwość wnikania w umysły innych kierowców i przejmowania ich ciała. Za pomocą tego manewru jest w stanie przejąć praktycznie każdy samochód z kierowcą w mieście. W pierwszym podejściu brzmi to niedorzecznie i powoduje wykrzywienie ust w dziwnym uśmiechu w charakterze „oryli”? Wystarczy jednak kilka razy skorzystać z tego bardzo sprytnego ruchu, żeby uzmysłowić sobie, jak jest to sprytne w prostocie i wykonaniu, a jak wiele daje możliwości użycia w rozgrywce. Bo tak naprawdę shift to kwintesencja tej gry.
Przeskakiwanie pomiędzy pojazdami zastąpiło kłopotliwe wysiadanie z samochodu, bieganie po ulicy i wyrzucanie kierowców z zatrzymywanych pojazdów obecne w innych grach. Kiedy jednak przezwyciężymy kwestie natury moralnej, bo przecież rozwalamy czyjeś samochody, bo przecież narażamy czyjeś życie, używanie shiftu staje się zupełnie naturalne, że aż dziw bierze, że wcześniej nikt na to nie wpadł. W przypadku (u)prowadenia samochodu z pasażerem dostaniemy nieraz możliwość wysłuchania historii miłosnej, przeprowadzenia sprawy rozwodowej za pomocą szalejącego z nami za sterami samochodu lub też wyrównania rachunków pomiędzy kolegami czy pstryczka w kierunku GTA IV, kiedy to nowo przybyli emigranci kaukaskiego pochodzenia chcą zająć się policją w mieście. Takich rozmówek jest całkiem sporo, a nieraz postanowimy poszaleć danym wozem tylko dlatego, żeby wysłuchać reakcji i historii współpasażera.
Główna oś fabularna skupia się jednak na tropieniu przestępcy, a później i terrorysty Jericho. Opowieść podzielona jest na rozdziały przypominające serial, a w każdym z nich otrzymamy do wypełnienia zadania związane bezpośrednio z naszym antagonistą oraz co ciekawszymi przypadkami policyjnej roboty, chociaż czasami odnosi się wrażenie, że pewne misje zostały tam upchnięte na siłę. Poza głównymi zadaniami mamy także różnego rodzaju jednorazowe próby i wyzwania. Dzięki wygrywaniu kolejnych odblokowujemy sobie dostęp do kolejnych zadań i pojazdów oraz zdobywamy siłę woli, będącą środkiem płatniczym w grze, który możemy później wymienić na garaże i pojazdy.
Wyzwania podejmowane w grze są dość różnorodne, zaczynając od niszczenia obiektów, jazdy na czas, jazy na orientację czy zabawy w policjantów i złodziei dostaniemy także inne, dość specyficzne, jak jazda na krawędzi mająca podnieść tętno pasażerowi, ściganie za pomocą shiftu i wozu strażackiego płonących cystern po mieście, czy wyścigi drużynowe, gdzie musimy zająć dwa pierwsze miejsca, w obu shiftowanych i prowadzonych przez nas samochodach jednocześnie. Warto nadmienić, że posiadamy także specjalny pasek umiejętności dający nam w zależności od sposobu użycia dopalacz lub wspomaga taranowanie innych wozów, skutecznie ułatwiający grę w chwili kiedy mamy na ogonie kilka radiowozów lub usiłujemy zezłomować upierdliwego oponenta.
Dostaniemy także klasyczne wyzwania bez paska umiejętności, nawiązujące do lat '70 XX wieku i poprzednich odsłon serii, ze znienawidzonym garażem z pierwszego Drivera włącznie (na szczęście tu nie jest on obowiązkowy, a sposób dotarcia do tej misji sam w sobie jest jeszcze lepszym smaczkiem).
W przypadku próby czasowej nie skorzystamy z shiftu, będąc przywiązanym do prowadzonego auta, natomiast przy standardowym wyścigu łapałem się na tym, że pozwalałem kierować pojazdem z automatu przez grę, a sam shiftowałem się do pojazdów jadących z naprzeciwka, roznosząc w pył w efektownych kraksach przeciwników. Zwykle wtedy dany wyścig trwał o połowę krócej, a zabawa była o wiele lepsza.
Do dyspozycji dostajemy 140 aut (w tym 3 z wersji deluxe gry), począwszy od małych samochodów pokroju Fiata 500, przez Alfę Romeo 156, amerykańskie Lincolny, a na Chevrolecie Camaro i Zondzie kończąc. Z drugiej strony mamy kilka aut terenowych, ciężarówek, śmieciarek, wozów strażackich i autobusów. Dodatkowo mamy klasyki w postaci Cobry, Aston Martinów czy DeLoreana. Naprawdę jest, w czym wybierać, każde auto jest licencjonowane, a miłośnicy jazdy w kokpicie także będą usatysfakcjonowani. Model jazdy jest arcadowy, jednak nie jest on zupełnie pozbawiony realizmu. Określone pojazdy różnią się swoją wytrzymałością, prędkością i możliwościami driftowania. Jedne pojazdy zniszczymy naprawdę szybko, a inne wykorzystamy jako podręczny taran. Podczas prowadzenia wyraźnie daje się odczuć także różnicę w napędzie, gdzie wybór pomiędzy napędem na tył, przód lub obie osie nie jest taki oczywisty. Niby to mała rzecz, jednak potrafi wpłynąć na rozgrywkę.
W trakcie gry miło jest posłuchać ryku silnika lub chrzęstu metalu. Dźwięki docierające do nas z radia także są miłe dla ucha, oferując sporo muzyki starszej i nowszej, dobrze dopasowanej do klimatu gry.
Dużo pracy poświęcono na graficzne przygotowanie pojazdów, które są bardzo dokładne, a także w piękny sposób ulegają zniszczeniu. Wszelkie efekty graficzne wyglądają bardzo dobrze, a prawie całą grę przyjdzie nam spędzić w pełnym słońcu, a jednie w kilku przypadkach na ulicach zrobi się ciemno. W kilku miejscach natrafimy na tunele, które co dziwne, nie są oświetlone, a nieraz podczas bicia rekordu w wyzwaniach lub podczas intensywnego pościgu, ledwo widoczne światła pojazdów potrafią skutecznie zepsuć zabawę. Z drugiej strony wielkość odwzorowania miasta ma swój rozmach, a przemierzenie całości San Francisco naokoło bez przejścia w trybie shift ponad miasto zajmuje ładnych paręnaście minut. Podczas jazdy nie przypatrujemy się wszystkim teksturom, jednak te na budynkach po bliższym przyjrzeniu się potrafią czasami razić, podobnie jak niezbyt szczegółowi przechodnie. To wrażenie ginie jednak podczas jazdy.
Gra oferuje też kilka trybów rozgrywki online z różnorodnymi trybami rozgrywki także wykorzystującymi shift, niestety z powodu ciągłego rozłączania się uPlay nie byłem w stanie przetestować, co także przełożyło się na to, że nie otrzymałem jednostek uPlay za ukończenie poszczególnych etapów gry, a synchronizacja z chmurą nie potrafiła przesłać tych informacji później. Niestety, kiedy kończyłem grę, otrzymałem komunikat o kolejnym dokonaniu, co jednak nie przełożyło się na statystyki. Naprawdę po firmie tego kalibru spodziewałbym się sprawnego działania, chociaż jeśli pomyślę o ich zabezpieczeniach DRM... Wstyd. W każdej chwili możemy także sprawdzić swoje statystyki, a na otarcie łez otrzymujemy tryb new game plus, gdzie musimy przejść jeszcze raz samouczek. Bez komentarza.
Całość gry prezentuje się jednak bardzo dobrze, oferując wiele różnorodnych wyzwań i stopniowe podnoszenie poziomu trudności. Przejście wątku fabularnego to około 8 do 10 godzin, jednak wykonując zadania poboczne, zapewnimy sobie nawet 3 razy dłuższą rozgrywkę. Driver San Francisco to zdumiewająco dobra gra, która ma w sobie duży potencjał i ogromne pokłady niczym nieskrępowanej rozrywki. Warto po nią sięgnąć.
Śledź mnie na Twitterze!