Pierwsze wrażenia z DOTA 2 - sathorn - 25 grudnia 2012

Pierwsze wrażenia z DOTA 2

Funny story – zgłosiłem się jakoś pół roku temu jako chętny do bety DOTA 2. Czekałem i czekałem, ale się nie doczekałem. Jakiś tydzień temu zobaczyłem, że na którymś z fanpage’ów e-sportowych rozdają klucze. Rzuciłem się na ikonkę Steama jak chytra baba z wiadomo kąd, wiadomo na co i klepałem uważnie znaki.

Pojawił się komunikat informujący mnie, że ten produkt jest już w mojej bibliotece gier. Cholera wie jak długo. No cóż, pozostaje zapoznać się z jedyną poważną konkurencją dla League of Legends. Zagrałem parę meczy – oto kilka pierwszych spostrzeżeń.

1. DOTA 2 ma lepszy sklep i jest lepsza w warstwie free-to-playowości.

Wszyscy bohaterowie są dostępni od samego początku, w każdym momencie. Kupować możemy skórki, ale też wiele innych rzeczy – dostęp do możliwości oglądania turniejów, komentatorów, kurierów, i wiele innych.

Nic z tego nie jest nam potrzebne, żeby się bawić. To wyłącznie estetyka, ale wykonana na tyle fajnie, że aż się prosi żeby wydać na nią pieniądze. Komentator mówiący głosem narratora z gry Bastion? ME WANTSTA!

2. DOTA 2 jest mniej przejrzysta.

Między innymi w kwestii grafiki. To w dużej mierze wina tego, że DOTA 2 jest ładniejsza, ale nie tylko. Styl wizualny jest zupełnie odmienny od tego co znamy z League of Legends. Nie jest kolorowo, efekty zaklęć nie są dokładnie zarysowane, czasami ciężko stwierdzić czy w coś trafiliśmy czy nie. Między bohaterami a minionami nie ma dużej różnicy w skali.

Poza tym brakuje różnego rodzaju udogodnień – wizualizacji zasięgu na ten przykład. Poprawcie mnie, jeżeli można go gdzieś włączyć.

Problemem są też niejednokrotnie dłuuugie opisy przedmiotów. Niejednokrotnie musiałem się skupić na dobre kilkanaście sekund i wczytywać w tekst przy danym elemencie ekwipunku, żeby pojąć w pełni co zyskam kupując go.

3. DOTA 2 ma wyższy próg wejścia

Jest po prostu trudna. O ile w League of Legends od pierwszej styczności z grą mamy wrażenie jako-takiego panowania nad sytuacją, to dopiero w trzecim meczu w DOTA 2 poczułem delikatny, naprawdę ulotny, przebłysk zrozumienia.

Last-hitowanie to jakiś koszmar.

4. Miniony są mocne i trzeba brać je pod uwagę.

Setki godzin przy LoLu zrobiły swoje – ciężko mi traktować poważnie miniony, przez co niejednokrotnie bezsensownie traciłem połowę życia po powrocie z bazy.

5. Grafika jest bardzo fajna.

Chociaż ogranicza przejrzystość, to fajnie zobaczyć jak niszczona wieża wali się w drobny mak, drzewa upadają, itd.

6. Używanie przedmiotów to ciężka sprawa.

Przedmiotów jednorazowych używa się dziwnie, bo trzeba zaznaczyć swojego bohatera podczas ich używania, albo np. drzewo (które zjadamy, żeby odzyskać energię). Jeżeli zostaniemy zaatakowani podczas regenracji zdrowia/many efekt jest przerywany. Większość przedmiotów w ekwipunku możemy używać, przełączać ich efekty, itd. Podczas wizyt w sklepie desperacko szukałem przedmiotów, które nie aktywowały by żadnych zdolności, a jedynie wpływały na statystyki.

Podsumowując. Ciężko jest się przesiąść.

DOTA 2 prawie mnie odrzuciła. Prawie. Jest bardzo trudno, w porównaniu z tytułem od Valve, League of Legends jest lekkie i przyjemne. Z DOTA 2 też czerpiemy przyjemność, ale bliżej jej do tej starcraftowej, hardkorowej, spinającej korę mózgową. Ostateczny werdykt wydam pewnie jakoś za miesiąc, albo dwa – kiedy już poczuję, że poznałem tę grę.

Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.

sathorn
25 grudnia 2012 - 17:22