Zatopione miasta - Kati - 10 lutego 2013

Zatopione miasta

Postapokaliptyczne klimaty są bliskie memu sercu, więc chętnie sięgnęłam po „Zatopione Miasta” Paolo Bacigalupiego. Co prawda jest to powieść dla młodzieży, a ja zaliczałam się do niej w ubiegłym stuleciu, ale wciąż jestem młoda duchem. Na dodatek jest to drugi tom trylogii, który w Polsce ukazuje się przed tomem pierwszym („Ship Breaker”), co na dzień dobry może być odstraszające, ale z tego co wiem, obie części owszem rozgrywają się w tym samym świecie, nie są jednak powiązane fabularnie, więc może rozpoczęcie cyklu od środka nie będzie takie złe.

Stany Zjednoczone przestały istnieć, a na ich dawnym terytorium, zniszczonym klęskami naturalnymi, rządzi chaos i partyzanci. Chińscy rozjemcy bezskutecznie próbowali ustabilizować sytuację, w końcu poddali się i odpłynęli, zostawiając kraj i ludzi własnemu losowi.

Nastoletnia Mahlia, główna bohaterka, jest córką Amerykanki i Chińczyka, co często sprowadza na nią kłopoty, ponieważ potomstwo rozjemców, z racji pochodzenia, nie cieszy się sympatią. Ona i jej przyjaciel Mouse żyją w ukrytej w dżungli wsi. Może nie najlepiej układa im się z mieszkańcami, ale dzięki wstawiennictwu starego doktora udaje się zażegnać różne konflikty. Wszystko zmienia się, kiedy znajdują na bagnach ciężko rannego Toola, genetycznie zmodyfikowanego żołnierza. Udzielają mu pomocy, może nie do końca dobrowolnie, ale Mahlia liczy, że Tool pomoże im dostać się w okolice, gdzie panuje względny spokój i dostatek. Niestety jego śladem podążają partyzanci z ZFP, którzy palą wieś i wcielają Mouse’a do swojego oddziału. Mahlia oczywiście chce go uratować i przekonać Toola, żeby jej w tym pomógł.

Fabuła jest prosta, co samo w sobie nie musi być złe, ale mimo wartko toczącej się akcji nie wciąga. Niewiele wiadomo o przyczynach kataklizmu ani o różnicach między zwalczającymi się ugrupowaniami. A szkoda. Ten brak informacji niczemu nie służy, a jedynie irytuje czytelnika. Nie chodzi mi o dogłębną analizę sporów ideologicznych czy pisanie podręcznika historii – parę zdań w zupełności by wystarczyło. Może to próba postawienia czytelnika w takiej samej sytuacji, w jakiej są bohaterowie, ale niestety nie do końca się to udało. Za mało miejsca poświęcono także postaciom drugoplanowym, przez co są papierowe. Sam świat też nie powala: niby jest pozbawiony nadziei, zły, straszny, ludzie podli i okrutni itp. itd., ale to wszystko jest tylko na papierze, w ogóle nie czuć tej atmosfery. Zabrakło tych kilkudziesięciu zdań, które uczyniłyby świat i postaci ciekawszymi i realniejszymi. Co jeszcze? Niewiarygodne postępowanie – Tool, kreowany na bezmyślną maszynę do zabijania, niezdolną wręcz do egzystencji bez swojego pana, ni stąd ni z owąd decyduje się pomóc Mahlii. Rozumiem, że to powieść dla młodzieży i dopuszczalne są pewne uproszczenia, co jednak nie oznacza braku logiki.

Mimo całej brutalności i przygnębiającej wizji nie porusza. Nie potrafiłam się przejąć losami bohaterów ani im współczuć. Czytałam, czytałam i zgrzytałam zębami, bo wbrew pozorom dużo nie brakowało, aby była to naprawdę udana powieść – ma wiele elementów, które mogłyby zaciekawić czytelnika, gdyby były bardziej dopracowane.

Kati
10 lutego 2013 - 23:50