Assassin's Creed V: Ninja Decay, czyli asasyn moich marzeń
Dostosowywanie pory roku do realiów gry
Assassin’s Creed: Syndicate – ze skrajności w skrajność
Assassin's Creed Valhalla - Pierwsze wrażenia po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki
W co gracie w weekend? #326
W co gracie w weekend? #325 - Assassin’s Creed: Brotherhood. Królestwo za Ezia i renesansowy Rzym
Jeszcze jakiś czas temu otwarcie piałem, że kolejna odsłona „Assassin’s Creed” mnie najzwyczajniej w świecie ominie, bo nic specjalnego w serii nie zmieniało się już od lat. Jednak za sprawą kolegi i jego zdolności perswazji, dodałem to do koszyka i cierpliwie czekałem na premierę.
Kiedy to nadeszło, jakoś tak nie czułem niczego, żadnej ekscytacji, ale mimo to czekałem na załadowanie gry na dysku konsoli.
Witam wszystkich graczy. Wracamy do naszej coweekendowej zabawy po nieprzewidzianych problemach technicznych. Ostatnio nie dało się komentować żadnych tekstów na Gameplayu, ale góra szybko uporała się z ta przykrą sytuacją i znowu możemy dyskutować o ogrywanych przez nas grach. Mam nadzieję, że macie na nie dużo czasu, bo jeśli o mnie chodzi to wyglądało to w ostatnich dniach naprawdę słabo.
Do kontynuacji przygód Ezia z Assassin’s Creed II zabierałem się jak sójka za morze. A to grałem w coś innego, a to nie miałem wcale ochoty na kontynuowanie historii asasynów walczących z templariuszami. Lata mijały i już niemal zapomniałem o tym, że kiedyś miałem styczność z serią Ubisoftu, która zaczynała jako mod do Prince of Persia a zyskała sobie taki rozgłos na przestrzeni ostatniej dekady, że francuskie studio całkowicie zapomniało o tym, z czego się wzięło.
Seria Assassin’s Creed na przestrzeni ostatnich dwunastu lat miała swoje wzloty i dość bolesne upadki. Na całe szczęście dla graczy, ostatnie dwie odsłony, okazały się całkiem dobrym kawałkiem kodu. Czy w takim razie równie dobrze wypada książka powiązana z ostatnią odsłoną gry?
Nie potrafię zrozumieć dlaczego jakość dodatków do serii Assassin’s Creed od firmy Ubisoft to istna parabola, jeśli chodzi o jakość. Jakiś czas temu napisałem tekst dotyczący dziedzictwa ostatniego ostrza i mogłem śmiało powiedzieć, że jest to dodatek wart zachodu i czasu. Jednak po tym, co zobaczyłem w pierwszym epizodzie Losu Atlantydy, którego premiera była 23 kwietnia, jestem przekonany, że jest to ten gorszy dodatek.
Byłem sceptyczny na wieść dodatku do nowej odsłony serii o skrytobójcach. Tym razem twórcy z Ubisoft oddają w nasze ręce przygodę, gdzie nasz protagonista będzie odkrywał historię użytkownika pierwszego ukrytego ostrza w historii całego zakonu asasynów. Więc bez przeciągania zapraszam was do drobnego tekstu na temat Ściganych, ponieważ taki nosi podtytuł ten rozdział nowego DLC. Nie jest to tekst, gdzie możecie spodziewać się oceny! Prawdopodobnie pojawi się, kiedy cały dodatek zostanie ujawniony.
Dla wielu Assassin’s Creed: Origins nadało nowy kierunek serii o skrytobójcach. Jednak w wypadu Odyssey Ubisoft pomyślał inaczej, ale czy wyszło mu to na dobre? W poniższym tekście postaram się odpowiedzieć na to pytanie, ale również opowiedzieć trochę więcej niż poprzednio o nowym rozdziale historii skrytobójców, których przygody śledzimy już od ponad dekady.
Myślałem, że na temat nowego Assassin's Creed: Odyssey w tym roku się nie wypowiem, ale nie udało mi się przejść obok tego wszystkiego tak obojętnie.
Kiedy piszę wam te słowa, na liczniku w grze mam już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt godzin, co pozwoliło mi na wyrobienie sobie drobnej opinii, którą chciałbym się z wami w tym wpisie podzielić.
Witajcie nasi drodzy czytelnicy. Piszę wam te słowa sącząc jeszcze ciepłą kawę. Na drugim ekranie komputera leci Bojack Horseman, który moim zdaniem jest serialem z ciekawą koncepcją. Nawiązania do Califronication leją się litrami jak whisky między Bojackiem, a Hankiem Moodym w którego postać wcielił się David Duchovny.
Stało się to o czym pisałem w poprzednim tekście, a mianowicie Squaresofter pozwolił mi dorzucić kilka groszy do swojego W co gracie w Weekend.
Jak napisał jeden z naszych blogerów redakcyjnych Tomasz “Danteveli” Piotrewski w swoim tekście Narzegracz - Ballada o złamanym sercu:
Bycie fanem czy tam nawet fanbojem jest czymś cholernie dziwnym. To taka wersja politycznego ogłupienia, gdzie człowiek żyje w swoim własnym świecie. |