Na taki moment umysłowej czystości ludzie czekają przez lata. Na chwilę, w której wszystko staje się jasne, droga ku przyszłości jest oczywista, a błędy czasów minionych okazują się zrozumiałe i godne pożałowania jednocześnie. Jestem ekstremalnie wzruszony faktem, że właśnie doświadczyłem tego swoistego momentu zen. Dziedzina: muzyka. Teraz już wiem, że błądziłem. Dość udawania. Te wszystkie jazgotliwe gitary, bełkotliwe przyśpiewy, otumaniający rytm perkusji... to jedynie dziecięce igraszki, kaprysy wyniesione z liceum. Nieistotne dźwiękowe muśnięcia wiatru na płótnie życia. Okazało się bowiem, że istnieje coś takiego, jak Najlepszy Utwór Na Świecie (NUNŚ) i każdy musi się z nim zmierzyć. Paul DelVecchio skąpał mnie w nieprzerwanym strumieniu swojego geniuszu i oto stałem się nowym człowiekiem.
DJ Pauly D (bo tak jest znany szerszej publiczności ten absurdalnie utalentowany młody człowiek o włoskiej proweniencji) spłodził dzieło niezwykłe i ponadczasowe. Zapisał się wielkimi, grubymi, złotymi (dodatkowo obwieszonymi łańcuchami i takimi śmiesznymi diamencikami w kształcie serduszek) literami w panteonie muzyki rozrywkowej i muzyki w ogóle. Wiem, że nie jestem godzien, ale nawet jako nic nieznacząca glista na idealnie przystrzyżonym trawniku jego kreatywności, spróbuję opisać i zrecenzować pięciominutową soniczną eksplozję ekstazy i omnipotencji, jaką bez wątpienia jest Beat dat beat (it's time to).
Zaczyna się. Wjeżdża fajna samba, a zaraz po niej wchodzą najlepiej wysamplowane (przesamplowane?) smyczki w nowożytnej historii rodzaju ludzkiego i ociekający testosteronem głos, który od razu ustawia mnie - małego, biednego żuczka - w pozycji tego, który przyjmuje Dobro od Lepszego Człowieka ("you'll be nobodies tonight"). Zaraz potem jednak Pauly kieruje mnie na właściwą ścieżkę, bo "being a guido is a way of life". Dziękuję, mistrzu! Potem dostajemy ekskluzywny wgląd w życie tego niezwykłego muzyka, filantropa, geniusza i milionera - trzeba układać włosy przez 25 minut, być świeżym i mieć w domu solarium. Jakie to oczywiste!
Po tym elektryzującym wstępie zostajemy uraczeni dodatkowym przekazem - liczy się siłownia, opalanie i robienie prania. Piękny przekaz - dbaj o siebie i swoje otoczenie. Dawaj Dobro, a Dobro do ciebie wróci. Rzecz godna zapisania na jakimś bardzo starym kawałku ekstremalnie drogiego pergaminu. Ale dosyć gadania, Pauly wie, na co czekałem. Oto zostajemy oblani migoczącą, magiczną falą najtłustszego beatu, jaki inteligentny i osłuchany człowiek jest sobie w stanie wyobrazić. Gwoździe same wychodzą ze ścian, a kolana zaczynają się zginać w drugą stronę. Oto pieprzenięcie o epickich proporcjach, przy którym czujemy Ogrom Wszechświata. A przed nami jeszcze 4 minuty pełne tego wszystkiego, co powyżej i innych niespodziewanek. Brakuje mi słownictwa, by przekazać choć ułamek tego geniuszu w tym krótkim tekście. A to przecież musi oznaczać, że Dzieło mnie przerasta.
Słuchaczu! Czytelniku! Koneserze wykwintnych melodii! Zapoznaj się z Beat dat beat (it's time to) w wykonaniu mojego ulubionego artysty, mentora, a także wyimaginowanego przyjaciela, DJ-a Pauly'ego D. I poważnie - to nie żart. Odnalazłem Nową Drogę.
PS A wiedzieliście, że Arabia Saudyjska importuje wielbłądy z Australii, żeby je zjadać?