Assassin's Creed III - smutne pożegnanie z Desmondem - fsm - 6 kwietnia 2013

Assassin's Creed III - smutne pożegnanie z Desmondem

fsm ocenia: Assassin's Creed III
75

Zwlekałem z graniem w Assassin's Creed III - takie opóźnienie stało się dla mnie swoistą tradycją, bowiem każdego Asasyna poznawałem kilka miesięcy po premierze. Jak mocno wpływa to na ostateczną ocenę? Nie wiem. Wiem natomiast, że po ukończeniu zabawy Connorem byłem dosyć zawiedziony. Assassin's Creed III to dobra gra, całkiem wciągająca, miejscami bardzo ciekawa i posiadająca dużo różnego rodzaju "cosiów". Niestety - w ogólnym rozrachunku pozostaje dla mnie najsłabszą częścią serii. Zapraszam po wyjaśnienie.

Check out my bling, babe!

Recenzje gier w kilka miesięcy po okresie, gdy wzbudzają największe zainteresowanie lubię otrzymywać w jednym z dwóch rodzajów: fajnie, gdy są to długie, wnikliwe, pełne dobrze uargumentowanych przemyśleń i złożonych akapitów teksty (jakie lubi płodzić guy_fawkes), ale równie skuteczne bywają krótkie, konkretne teksty z wypunktowanymi cechami gry. Zaproponuję Wam ten drugi tekst, bo mam dzisiaj lenia spowodowanego zaspaniem do pracy. Hejże!

Tomahawk w górę!

Rewelacyjny początek gry fantastyczną postacią (Haytham to kwintesencja eleganckiego, inteligentnego, przebiegłego i skutecznego zabójcy) i doskonały twist fabularny po tych ok. 3 godzinach zabawy.

Kilka naprawdę udanych sekwencji w skórze Connora (bitwa o Bunker Hill czy pierwsza wizyta w Nowym Jorku, aż do momentu podpisania Deklaracji Niepodległości).

Klimatyczny, filmowy i "męski" finał konfliktu Connor - Charles Lee.

Dobre przerywniki z Desmondem w roli głównej (choć było ich za mało i były za krótkie).

Misje na morzu - bardzo ciekawe i dobrze zrobione urozmaicenie kampanii.

Nowy silnik (choć nie zapewnia ekstremalnie lepszych doznań wizualnych) pozwala generować spore tłumy i to mi się bardzo podobało, podobnie jak brodzenie w głębokim śniegu.

Taki ładny ACIII nie jest w jakimkolwiek momencie gry...

Tomahawk w dół!

Beznadziejne zakończenie, które okazało się niewiele lepsze niż policzek, jakim był finał (bardzo sympatycznej skądinąd) gry Clive Barker's Jericho. Zmarnowana szansa na przekazanie ostatecznej decyzji w ręce graczy, brak porządnego punktu kulminacyjnego i prostacka furtka do kontynuowania opowieści. To mnie zasmuciło najbardziej i dlatego ten tekst ma taki właśnie tytuł.

Connor jest najmniej sympatycznym protagonistą w serii i zupełnie nie potrafiłem wczuć się w jego rolę. A gdy bohater jest graczowi obojętny, to jest słabiutko.

Twórcy przygotowali ogromny świat, w którym jest sporo rzeczy do robienia (polowanie, rozbudowa osady, handel, wyzwalanie dzielnic etc.), ale to wszystko miało dla mnie zerowy poziom atrakcyjności - po kilku próbach zapoznania się z zadaniami pobocznymi, zrezygnowałem z nich i przechodziłem tylko główne misje. Czyli trochę nuda.

Sporo byków - graficzne potworki w rodzaju pająkowatych ludzi (wariująca fizyka) i przenikających się tekstur, kilka wpadek w tłumaczeniu (nazwisko Mills niepotrzebnie przetłumaczone jako Młyny, czy też zmiana płci szamanki plemienia Connora).

Tego było za mało!

To wszystko zsumowało się u mnie do oceny 7+. Waga plusów i minusów jest różna, ale na końcu i tak liczy się ostateczne wrażenie. A w przypadku Assassins Creed III spodziewałem się czegoś lepszego - wychodzi na to, że dwa lata pracy nad nową grą wyszły gorzej, niż odcinanie kuponów od najlepszego w serii AC II - zarówno Brotherhood, jak i Revelations bardziej mi się podobały. No i w tym momencie zupełnie nie mam ochoty na czwórkę. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Howgh!

fsm
6 kwietnia 2013 - 12:46