Zemsta najlepiej smakuje na zimno - Kati - 13 maja 2013

Zemsta najlepiej smakuje na zimno

Nazwisko Abercrombie obijało mi się o uszy od jakiegoś czasu, aż w końcu wylądowało na mojej wciąż wydłużającej się liście rzeczy do przeczytania. Tylko którą powieść wybrać? Padło na „Zemsta najlepiej smakuje na zimno” – akurat była w księgarni w sensownej promocji. Cena to może mało merytoryczne kryterium wyboru, ale postanowiłam zaryzykować.

Najemniczka Monza Murcatto i jej brat Benna są sławni w całej Styrii. Zbyt sławni jak na gust ich pracodawcy, księcia Orso, który postanawia pozbyć się rodzeństwa. Udaje mu się to tylko częściowo. Monza jakimś cudem przeżywa atak i w dodatku znajduje ją ktoś, kto chce i potrafi poskładać jej potrzaskane ciało. Najemniczka, wróciwszy jako tako do zdrowia, postanawia się zemścić na wszystkich winnych. Ponieważ nie jest już tak sprawna jak kiedyś, wynajmuje pomocników. Przedziwna to zbieranina: barbarzyńca, który chce się stać lepszym człowiekiem, zapijaczony były generał, zdradzony niegdyś przez Monzę, morderca z fiksacją na punkcie liczb, truciciel (podobno najlepszy) wraz z asystentką, była członkini Inkwizycji. To właśnie wyraziste postaci są najmocniejszą stroną „Zemsty…”, ich refleksje, cyniczne, często zabawne komentarze. Akcja toczy się wartko i zdecydowanie nie można narzekać na brak wydarzeń. Mamy tu dużo walki, krwi, trupów, trochę humoru i seksu. Sporo się dzieje, ale niestety jest to dość przewidywalne dzianie się. Głównej bohaterce za łatwo idzie pozbywanie się kolejnych wrogów z listy i nie będzie wielkim spojlerem, jeśli napiszę, że mniej więcej co 100 stron mamy nieboszczyka. To, że prędzej czy później ktoś zdradzi Monzę, było w zasadzie pewne, pytanie tylko kiedy. Odkrycie, że Monza i Benna to żadne skrzywdzone niewinności i mają swoje za uszami także nie było zaskoczeniem. Zdecydowanie brakuje napięcia. Pod koniec akcja się trochę komplikuje, ale niestety to nie kompensuje niedostatków. Świat jest tylko pobieżnie zarysowany, gdzieś tam ginie w natłoku wydarzeń, ale to akurat najmniejszy problem.

Sprawne rzemiosło (nawet nie poczułam tych 800 stron) i niestety nic więcej. Do przeczytania i zapomnienia.

Kati
13 maja 2013 - 00:32