Moja kariera w FM13 #31: Legenda o Świtezi - Brucevsky - 19 maja 2013

Moja kariera w FM13 #31: Legenda o Świtezi

Po długiej karierze w FIFA 12 zdecydowałem się spróbować swoich sił w prowadzeniu klubu w Football Manager 13. Wybór padł na tryb Classic, który stanowi idealne rozwiązanie dla osób pozbawionych dużych ilości wolnego czasu. Postanowiłem relacjonować wam swoje postępy. Przy okazji jest szansa podyskutować o samej grze, młodych talentach, bugach i różnych ciekawostkach.

Bogate konsorcjum obrało sobie Lillehammer za cel i jeszcze w czasie trwania okna transferowego rozpoczęło negocjacje z obecnym zarządem. Na szczęście nie szukałem już wzmocnień, więc i nałożone na klub embargo bardzo mnie nie dotknęło. Ostatecznie szansa na dodatkowe inwestycje przeszła nam koło nosa, choć zainteresowany przedsiębiorca zapewnił mnie jeszcze w rozmowie telefonicznej, że całkowicie nie zrezygnował z planów przejęcia. Pieniądze nie są dla nas w tym momencie problemem, ale i trudno marzyć o zwycięstwie w Lidze Mistrzów, gdy ma się budżet wielkości słabszego klubu z angielskiej Championship.

Kolejny sezon rozpoczęliśmy dobrze i ograliśmy 3:1 na wyjeździe Molde. Niestety potem już tak miło nie było. Po rozmowie z Anelką doszliśmy do wniosku, że rywale rozgryźli naszą taktykę 4-4-2, w której graliśmy praktycznie bez skrzydłowych i nie wykorzystywaliśmy boków boiska. Podjęliśmy decyzję o spróbowaniu innej formacji, ale powrót do 3-5-2 nie przyniósł spodziewanej poprawy, a na domiar złego znowu pojawił się problem ze zdobywaniem goli. Trochę w akcie desperacji daliśmy szansę ryzykownego 3-4-3. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.

Dzięki ofensywnej taktyce i kilku na pierwszy rzut oka kontrowersyjnym decyzjom kadrowym zaczęliśmy znowu punktować, a i pokonaliśmy kilka pierwszych rund Pucharu Norwegii. W tych rozgrywkach pobiliśmy też nasz dotychczasowy rekord i po raz pierwszy w historii awansowaliśmy do ćwierćfinału. Po drodze udało nam się wyeliminować m.in. Herd i Nessoden z drugiej ligi, a także rywala z ekstraklasy, Lillestrom. Dobrym pomysłem okazało się cofnięcie Bizjaka na pozycję ofensywnego pomocnika, a na jego miejscu przesunięcie Henrika Nilsena. Ta zmiana przysłużyła się im obu, a także całej drużynie. W linii obrony zrzuciliśmy większy ciężar na barki Diallo i Borge’a, ale było to konieczne, gdy okazało się, że Overvik, Odegaard Nordheim i Sparre praktycznie nie dają już sobie rady w pojedynkach z młodszymi rywalami. Z konieczności cofnęliśmy do defensywy Eida Bjorseta, który na razie sprawdza się w roli stopera.

Sytuacja przypominała jednak rozpaczliwą obronę grodu niczym z legendy o Świtezi. Potrzebna była kawaleria, która musiała nadjechać z odsieczą w połowie roku. Bez niej znowu byliśmy skazani na walkę o utrzymanie, bo w czubie tabeli Rosenborg, Valarenga, Kongsvinger (rewelacja sezonu) i Brann wydawały się być poza zasięgiem. Na domiar złego, w dole tabeli było ciasno i nawet regularne punktowanie nie pozwoliło nam bardzo odskoczyć od strefy spadkowej.

W maju 36-letni Overvik zapowiedział, że po tym sezonie kończy sportową karierę. Ta decyzja tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że potrzebujemy nowych obrońców. Niestety szkoleni od kilkunastu miesięcy juniorzy, Stian Lianes i Jonathan Mayer, okazali się nie mieć potencjału na miarę ekstraklasy. Na początek zdecydowaliśmy się ściągnąć Kadriję Taulanta ze słoweńskiego Mariboru na zasadzie wolnego transferu. 27-latka polecał mi skaut, a jego umiejętności wydawały się idealnie zaspokajać nasze potrzeby. Szczególnie cenne były jego predyspozycje do gry zarówno na prawej stronie obrony, jak i na pozycji stopera. Po jego przyjściu w defensywie mieliśmy więc Diallo, Borge’a i Taulanta, a do tego wypożyczonego Lukenca i niezłego Haukensa. W obwodzie pozostawali jeszcze Eid Bjorset, Sparre, Odegaard Nordheim i Overvik (kolejność zamierzona, według przydatności).

W tym sezonie przebudziła się też nasza formacja ataku, ale mimo niezłej dyspozycji Kolsetha, Mukabera i Johansena poszukaliśmy na rynku transferowym nowego postrachu norweskich bramkarzy. Na teraz kupiliśmy pracowitego i genialnie dryblującego Dino Hotica, a na przyszłość Ukraińca Kirilla Demina, który ma zostać za kilka lat kluczowym zawodnikiem pierwszego zespołu. Tak wzmocnieni musieliśmy wreszcie poprawić swoją pozycję w lidze. Pora było skończyć z obawami o utrzymanie. Czas zacząć straszyć czołówkę.

Brucevsky
19 maja 2013 - 10:15