Jakiś czas temu miałem okazję przeczytać felieton na Antywiebie odnośnie bolesnego wyrastania z gier. Dr Jolo trochę z nostalgią, a trochę z irytacją, pisał o codzienności dorosłego gracza. To nie pierwsza tego typu opinia, z którą się spotykam. Sam swego czasu zastanawiałem się nad tym, czy rzeczywiście wyrosłem z grania. Dzisiaj już to wiem - wyrosłem i to dawno temu.
Przeważnie wśród starszych graczy mających "kryzys wieku średniego", pojawiają się argumenty typu:
Jasne, życie codziennie skutecznie potrafi dać w kość i zabić pasję grania. Jednak to też wynika z tego, że zwyczajnie nam się nie chcę i wolimy przeznaczyć nasz czas wolny na coś innego niż przechodzenie kolejnego levelu w grze.
Bo żona marudzi, bo rachunki trzeba zapłacić, bo dzieci jeszcze nie śpią...
Bo powiedzmy sobie szczerze - ile razy każdy z nas wolał wybrać film, serial bądź wyjście na jakiś koncert zamiast podchodzić do nowego tytułu? Ile razy zanim w końcu odpaliliście jakąś grę, to wcześniej spędziliście masę czasu w sieci klikając bezsensownie w różne obrazki czy też filmiki? A potem zapewne przychodziły myśli typu: "Nie, nie ma sensu odpalać czegoś tylko na 15 minut...". Mniejsza z tym, że zapewne spokojnie mamy jeszcze ze dwie godziny do ułożenia się spokojnie do snu. Po prostu nie chce nam się i tyle, a większość z nas lubi się wpierw zadręczać i zbyt wiele rozmyślać, zamiast zwyczajnie zająć się czymś innym.
Prawda leży w tym, że większość gier opiera się na pewnych schematach, które towarzyszą nam od lat w każdej gałęzi popkultury i wraz z wiekiem, zwyczajnie pewne motywy nas nie przekonują. Szkoda nam czasu na kolejne godziny robienia, wbrew pozorom, tego samego. Zmienia się konwencja, zaś większość rozwiązań zostaje taka sama.
Lata temu, na jednym z for dyskusyjnych, gdzie mocno się udzielałem, znajomy napisał dość dobitnie - "Czujesz, że gry Ciebie nużą? To rzuć je w pizdu i poszukaj czegoś, co Ciebie aktualnie jara". Od tego czasu minęło prawie 10 lat - rzuciłem gry w kąt i teoretycznie już do nich nie wróciłem. Zmieniłem po prostu swoje podejście w tej sferze.
Nie gram, ale oglądam
Bardzo mocno wsiąkłem w świat filmowy, więc naturalną koleją rzeczy było zmienić spojrzenie na nowoczesne gry. Wszelkie zwiastuny i gameplaye są wyreżyserowane w iście hollywoodzki sposób. Oglądanie kolejnych materiałów wideo sprawia mi kupę radości. I wcale nie czuję potrzeby, aby kierować daną postacią. Skupiam się na całej otoczce – grafice, montażu, reżyserii poszczególnych scen czy też muzyce. Bo ogląda się to naprawdę wyśmienicie.
Nie dziwię się, że w Polsce jest taka popularność oglądania materiałów z "przechodzenia gier". Zamiast zadręczać się wieczorem, że nie możemy zmusić się do odpalenia gry, lepiej odpalić Youtube'a i obejrzeć fragment tego, na co aktualnie mamy ochotę. Cyberpunk? No to lecimy z "Remember Me". Może jakiś kryminał? O proszę, jest filmowe "Heavy Rain". Jakieś nowości? Proszę bardzo – właśnie się zakończyło E3 i w sieci jest masa fajnych wideo. Nie interesuje mnie, że sterowanie jest do kitu, że grywalność nie ta... Zwyczajnie nie obchodzi mnie to!
Może mając 40-stkę na karku, znów zechcę być tym nastolatkiem, który grał w swoje pierwsze gry na piecu i konsolach. Może pewna proza życia codziennego spowoduje, że zechcę na nowo przeżywać znane mi przygody i nie będę przejmował się mijającym czasem. Może na emeryturze (o ile jakakolwiek będzie), będę miał ochotę na koksowanie swojej postaci w jakimś erpegu. Tak jak pisze o tym Łukasz Orbitowski.
Ale w dobie dzisiejszego medialno-informacyjnego ADHD zwyczajnie nie chce mi się poświęcać więcej czasu na granie. Po co stękać? Po co marudzić? Po co się zmuszać? Jak masz ochotę na serial, to go odpal i nie miej do jasnej ciasnej wyrzutów, że kolejny dzień minie Ci bez gry.