Moja kariera w FM13 #36: Nowe europejskie Lillehammer - Brucevsky - 18 czerwca 2013

Moja kariera w FM13 #36: Nowe, europejskie Lillehammer

Po długiej karierze w FIFA 12 zdecydowałem się spróbować swoich sił w prowadzeniu klubu w Football Manager 13. Wybór padł na tryb Classic, który stanowi idealne rozwiązanie dla osób pozbawionych dużych ilości wolnego czasu. Postanowiłem relacjonować wam swoje postępy. Przy okazji jest szansa podyskutować o samej grze, młodych talentach, bugach i różnych ciekawostkach.

Otwarcie sezonu na Brann Stadium przyciągnęło nie tylko wielu kibiców, ale także dziennikarzy. Telewizja wybrała akurat naszą potyczkę z Brann jako najciekawsze spotkanie pierwszej kolejki, więc wokół boiska kręciło się wielu przedstawicieli mediów. Wszyscy spodziewali się pewnego triumfu gospodarzy i przynajmniej solidnego widowiska z dwoma-trzema golami. Widać to było po obserwatorach, fanach i oddelegowanych na stadion reporterach, którzy mieli w głowach obraz nadchodzących 90 minut. Stojąc przy ławce rezerwowych i patrząc na wychodzących na boisko podopiecznych też miałem swoją, jednak nieco odmienną wizję tego meczu. Moi piłkarze także ją mieli. Gdy po kilkudziesięciu minutach zdecydowanie prowadziliśmy i dyktowaliśmy tempo gry, zaczęli też ją mieć pośpiesznie zmieniający konspekt wywiadów i relacji przedstawiciele mediów.

Wygrana 4:2 na wyjeździe z Brann była niespodzianką i tak przedstawili ją dziennikarze. Nie zrobiliśmy wiele, by tej relacji zaprzeczyć, zdobywając tylko dwa oczka z Haugeusund, Rosenborgiem i Lillestrom. Wchodziliśmy w sezon powoli, nieco ociężale, ale też inaczej niż zwykle. Dziewiąte miejsce po czterech kolejkach było naszym przylądkiem Canaveral, z którego właśnie mieliśmy wystartować. Odliczanie trochę się przeciągnęło, ale potem silniki rakietowe weszły na właściwe obroty, a ognisty podmuch zdmuchnął między innymi Tromso, Sogndal i Aalesund. Zauważyłem, że moi zawodnicy czują się silni, więc w pierwszych rundach Pucharu Norwegii wystawiłem w połowie rezerwowy skład. Zmiennicy utrzymali poziom i też zdemolowali rywali, Kopervik i Honefoss (w obu meczach po cztery zdobyte gole). Atmosfera w szatni była znakomita.

Przyczyną serii zwycięstw była nagła zwyżka formy? Dużo szczęścia na boisku? A może przekupieni sędziowie? Nic z tych rzeczy. Nowa polityka transferowa okazała się strzałem w dziesiątkę, a kilka przemyślanych inwestycji sprawiło, że spora część rywali została w tyle. Wspominałem jakiś czas temu, że norweskie zespoły w minionych latach głównie się osłabiały i teraz znalazło to potwierdzenie w wynikach ligowych. Co rusz większa gwiazda ostatnio wyjeżdżała i nie inaczej było tym razem. Koronnym przykładem jest Tromso, które oddało czterech piłkarzy podstawowego składu za 1 340 000 euro. W tym momencie klub jest już w dolnych rejonach tabeli i prawdopodobnie będzie rozpaczliwie bronił się przed spadkiem. Niewiele lepiej wypadł przedstawiciel czołówki, Rosenborg, który znowu pozbył się kilku gwiazd, a zdobyte środki zainwestował w Vasile Bologa z Metalista Charków. Szczerze to nie dałbym za niego 4,6 miliona euro.

My tymczasem oprócz Duponta i Fistrovica ściągnęliśmy jeszcze przed startem sezonu talent z Ajaxu Amsterdam, Holendra Santiego. 20-latek ma dobrze rozwinięte cechy, których potrzebuje każdy stoper. Umie kryć, świetnie odbiera futbolówkę i gra głową, a przy tym jest skoczny, pracowity i potrafi przewidywać ruchy napastników. Koszt? 10 000 euro, bo za pół roku kończył mu się kontrakt. A to nie koniec wzmocnień, bo latem pojawiają się kolejne nowe twarze. W tej sytuacji nawet specjalnie nie rozpaczałem, gdy na gali po zakończeniu poprzedniego sezonu wybrano na transfer roku przejście Magnusa Straume do Kongsvinger za 22 000 euro. Mógł być z nami, wybrał rywali, my znaleźliśmy innych piłkarzy.

Nasz nowy stoper i to ze szkółki Ajaxu

Nim nadeszło lato byliśmy już w górnej połowie tabeli i powoli zostawialiśmy w tyle resztę stawki, próbując jednocześnie dotrzymać kroku ścisłej czołówce. Zachwycała trójka obrońców Diallo-Borge-Santi, która regularnie nie schodziła ze średnią oceną poniżej 7.00. W pomocy brylował Dupont, którego wspierali Baibekov i doświadczony Snorrason. Sporo pociechy miałem też z młodziutkich skrzydłowych, Peturssona i Mattfolka, którzy notowali mnóstwo asyst i świetnie otwierali drogę do bramki Hoticiowi oraz Fistroviciowi. Byliśmy silni, byliśmy zmotywowani, byliśmy głodni sukcesów.

1 lipca pojechałem na lotnisko, by osobiście przywitać naszych trzech nowych piłkarzy. Spojrzałem na rozpiskę przylotów, by sprawdzić, o której wylądują samoloty z Palermo, Heerenveen i Gyoru. Rywale nawet nie spodziewają się, jak mocni będziemy po przerwie letniej.

Brucevsky
18 czerwca 2013 - 15:38