Cztery miesiące ostrego picia w Irlandii. Kwartał w stolicy hazardu, Las Vegas, wypełniony graniem, obstawianiem, wygrywaniem i przegrywaniem. Kilka tygodni spędzonych w rajskiej Tajlandii w poszukiwaniu namiętnego seksu. Wizja idealnego roku dla przeciętnego mężczyzny? Główny bohater książki Pij, graj, używaj postanowił ją zrealizować, by naładować baterie na nowy start i zapomnieć o żonie, która go porzuciła.
Może nie każdy mężczyzna na Ziemi marzy, by dużo pić, spędzać godziny na grze w pokera i podrywać chętne na bliższe spotkania nieznajome. Pewne jest jednak, że w określonych okolicznościach bardzo wielu przedstawicieli płci brzydszej chciałoby pójść śladami Davida i na rok odciąć się od znanej sobie codzienności, by zaszaleć w różnych miejscach świata. Na pierwszy rzut oka wyprawa ze stworzonym przez Andrew Gottlieba bohaterem wydaje się więc interesującą przygodą i dobrą okazją, by popuścić wodze fantazji.
Bohatera poznajemy, gdy zaczyna realizować swój plan w Irlandii. W towarzystwie znajomego przepija kolejne dni w najlepszych, najciekawszych i najdziwniejszych pubach, bawiąc się do oporu i zawierając mniej lub bardziej dziwne znajomości. Potem akcja przenosi się do Las Vegas, gdzie David poznaje swojego guru i z jego pomocą wskakuje w szpony hazardu. Po setkach godzin spędzonych na obstawianiu i poznawaniu coraz dziwniejszych gier, mężczyzna wyrusza do rajskiej Tajlandii, by w ramach ostatniego etapu „rehabilitacji” po rozstaniu oddać się uciechom cielesnym. Nieskomplikowany plan, kobiety mogłyby teraz dodać - zupełnie jak większość mężczyzn.
Czy opis różnych przygód rozbitego, pijącego na umór, grającego bez rozsądku w kasynach i szukającego pocieszenia w ramionach nieznajomych mężczyzny może być ciekawy? Pij, graj, używaj to na pewno nie jest porywająca i pouczająca lektura. Autor Andrew Gottlieb jest producentem i autorem kilku sitcomów i jeśli przyjmiemy, że mamy do czynienia z książkowym „serialem komediowym” napisanym przez domorosłego komika to odpowiednio przygotujemy się na czekające nas treści. Lektura na swój sposób pozwala się odprężyć i odlecieć nieco w stronę raczej nieosiągalnych dla większości czytelników rejonów i sytuacji. To specyficzny, prosty humor i opowieść bez przesłania i moralnych wyborów. To historia idealna do poznania a w słoneczny dzień, by po ciężkim dniu pracy wyłożyć się na leżaku lub hamaku i poczytać o perypetiach fikcyjnego, bardzo typowego faceta.
Przy Pij, graj, używaj raczej nie można śmiać się do rozpuku. Nie znajdzie się tam też odpowiedzi na ważkie pytania i trudne kwestie miłości, związków czy relacji międzyludzkich. To nie jest lektura poważna, ale nie jest też typowa komedia. Gdyby jeszcze autor nie zdecydował się na dziwne zakończenie przygody Davida (jakże romantyczne i nie pasujące do reszty książki) można by śmiało powiedzieć, że to idealnie zawieszona po środku, luźna opowieść o typowym facecie, który zyskuje szansę na zaspokojenie swoich pobudek. A tak opis ten pasuje tylko do trzech czwartych książki. Pozostała część przypomina damskie romanse, choć na szczęście, wciąż pisane z męskiego punktu widzenia. Dla znudzonych, piekących się na słońcu i szukających prostej lektury na kilka godzin, wybór jak znalazł.