Wykopaliska #4: Densha de Go! - Pojedźmy pociągiem! - Antares - 4 stycznia 2014

Wykopaliska #4: Densha de Go! - Pojedźmy pociągiem!

Gry z serii Densha de GO! to coś dla fanów kolejnictwa i Japonii. Poruszamy się bowiem po prawdziwych trasach.

UWAGA! Niniejszy wpis to kolejna odsłona cyklu wykopalisk porzuconych tekstów pochdzących z otchłani dysku twardego. Dlatego też może zawierać różnorakie odniesienia, myśli i sformułowania, które niekoniecznie są dziś w stu procentach trafne.

Symulatory od zawsze cieszyły się sporym powodzeniem wśród sympatyków gier wideo. Obecnie, choć gatunek przechodzi lekką stagnację, wiele typowo rozrywkowych tytułów sięga po elementy symulacji by uatrakcyjnić zabawę. Klasyczne pojęcie gatunku, jako ciężkiego do opanowania i nastawionego na maksymalny realizm, pozostało jedynie na rynku PC, a i tam tego typu pozycje wydawane są coraz rzadziej. Poszkodowani przez to są zwłaszcza fani kolejnictwa, bo od wielu lat nie wydano na zachodzie niczego dorównującego staremu, dziesięcioletniemu już Microsoft Train Simulator. Jeśli jednak nie straszne nam dalekowschodnie klimaty, „zakrzaczone” napisy i nieco arcade’owe podejście możemy spróbować przygody z serią Densha de Go! A wtedy otworzą się przed nami wrota do kolejowego raju.

Symulator Densha de Go! pojawił się na rynku w 1995 roku pod postacią automatu arcade. Pomimo piętnastu lat istnienia seria nigdy nie opuściła granic Japonii. Developerem i wydawcą było wówczas Taito, na świecie znane przede wszystkim dzięki stworzeniu kultowego Space Ivaders.  DdG! zostało następnie wydane na PSX i PC, a swoje odpowiedniki otrzymały również konsolki przenośne, czyli czarnobiały WonderSwan i Game Boy Color. Rozgrywka na pierwszy rzut oka jawiła się, jako łatwa do opanowania. Mając do dyspozycji wajchy prędkości i siły hamowania, gracz wcielał się w maszynistę prowadzącego pociąg na jednej z rzeczywistych japońskich tras. Na pierwszy rzut oka wygląda to na zabawę łatwą i na dłuższą metę nużącą – nic bardziej mylnego. Japończycy to naród perfekcjonistów, co odbija się także na bezwzględnej niezawodności i punktualności kolei. Toteż w Densha de Go! spóźnienie nawet o kilka sekund „nagradzane” jest utratą punktów. Podobnie dzieje się, gdy przekroczymy dopuszczalną na poszczególnych odcinkach prędkość. Gdy nasza punktacja osiągnie zero zabawa dobiega końca. Połączenie tych dwóch ograniczeń narzucanych na gracza-maszynistę czyni rozgrywkę ekscytującą, gdyż zmusza do perfekcyjnego wyczucia pojazdu. Gra cechowała się ówcześnie bardzo wysokim poziomem trudności, spowodowanym przez brak mapy pokazującej ograniczenia prędkości i tym samym konieczność uczenia się tras na pamięć. Był to celowy zabieg mający na celu wyciągnąć jak najwięcej żetonów od bawiących się przy automacie graczy. Warto także zaznaczyć, że swojej wersji gry doczekała się także Sega Saturn.

Sukces DdG! zmotywował Taito do stworzenia tytułu traktującego o kolei parowej. Kisha de Go!, bo tak nazywała się owa wydana na PSX i PC pozycja, cechowała się trudniejszym sterowaniem mającym przybliżyć klimat prowadzenia klasycznej lokomotywy. Trasy zostały w dużej mierze skopiowane z Densha de Go! Większe zmiany wprowadzono dopiero w następnej odsłonie. Symulator Densha de Go! 2 Kōsoku-hen na zachodzie stał się najbardziej rozpoznawalną częścią serii zapewne dlatego, iż jego ulepszona wersja wyświetlała na ekranie mapę pokazującą najbliższe strefy ograniczenia prędkości. Podstawowa wersja trafiła na automaty, PSX i PC. Wspomniana już wzbogacona wersja z dodanym w tytule „3000”, poza automatami i komputerami osobistymi, trafiła także na kultowego Dreamcasta, a pod zmienioną nazwą na Nintendo 64. Gra korzystała cały czas z lekko zmodyfikowanego silnika graficznego części pierwszej, który miał już ówcześnie swoje lata. Toteż pomimo wyższej jakości tekstur i wyższej rozdzielczości wersje na PC i konsolę Segi nie zachwycały oprawą w porównaniu z innymi wydawanymi wtedy grami. Kolejne lata przyniosły następne odsłony serii, różniące się głównie dostępnymi trasami i malejącym poziomem trudności. Przełomem było wkroczenie DdG! na PlayStation 2, gdyż wtedy zastosowano po raz pierwszy nowy silnik graficzny, który po lekkich usprawnieniach towarzyszy grze po dziś dzień.

Automat arcade z grą Densha de GO! 3

Seria doczekała się także licznych odsłon na japońskie telefony komórkowe, małe dedykowane pseudo-handheldy oraz ostatnimi czasy PSP i NDS. Wersja na konsolkę Nintendo ukazała się w lipcu 2010 z okazji 125lecia(!) Yamanote, czyli najważniejszej tokijskiej linii kolejowej. Na rynek wypuszczono też kilka dedykowanych grze kontrolerów imitujących deskę rozdzielczą pociągu, jeśli można tak ową część kabiny maszynisty nazwać. Obecnie, dzięki dobrodziejstwu braku ograniczeń regionalnych większości konsol, liczba fanów Densha de Go! na zachodzie powiększyła się. Wreszcie, dzięki zwiększonej ilości podpowiedzi i wskaźników na ekranie, gry stały się bardziej przystępne dla osób nieznających języka japońskiego. Wypadałoby zadać pytanie; cóż takiego można w DdG! znaleźć, co sprawia, że seria potrafi być atrakcyjna dla kogoś spoza Kraju Kwitnącej Wiśni? Przede wszystkim, obecnie na rynku brak tytułu, który mógłby być konkurencyjny. Microsoft Train Simulator został wydany w zeszłej dekadzie, a na kontynuację fani nie mogą liczyć, gdyż gigand z Redmond ostatecznie anulował projekt. Pomijając więc fanów kolejnictwa, którzy sięgają po DdG! niejako z konieczności, gra jest atrakcyjna również dla pasjonatów Japonii. Wszystkie pociągi prezentowane w grze są wiernymi kopiami prawdziwych składów, podobnie jak i trasy zaprojektowane są tak, by możliwie jak najlepiej odzwierciedlać ich realne odpowiedniki. Jeśli macie ochotę posmakować klimatu podróży japońską koleją, to właśnie Densha de Go! najbardziej się do tego nadaje.

Japońskie kolejnictwo jest totalnym przeciwieństwem wszystkiego co może się kojarzyć z PKP, a więc i wcielanie się w rolę maszynisty jest atrakcyjne. Wprawdzie cały czas trzeba zwracać uwagę na zegarek, prędkościomierz i mapę, niemniej podziwianie widoków jest na swój sposób odprężające. Gry z serii Densha de Go! idealnie nadają się na relaksującą partyjkę późnym wieczorem, toteż jestem zadowolony, że ich najnowsze części wydawane są na handheldach. Wsłuchiwanie się w charakterystyczny stukot, leżąc sobie z konsolką w ręku jest najzwyczajniej w świecie przyjemne. O tym, że zabawa w maszynistę potrafi przyciągnąć wszelkich odbiorców niech świadczy fakt, że „przetestowałem” DSową odsłonę serii na jednej z przedstawicielek płci pięknej, co zakończyło się sukcesem. Autorzy zadbali też o to, by DdG! motywowało gracza do bicia rekordów na kolejnych trasach – dzięki temu odblokowujemy dostęp do kolejnych, nowych składów, czy galerii zawierającej filmy z prawdziwych przejazdów. Zbliżając się do końca tego artykułu, postanowiłem zaprezentować i omówić najnowsze i zarazem najlepsze z dotychczas wydanych gier z serii.

Densha de Go! Shinkansen-Ex (PC/Wii/PS2)

Japońska sieć kolejowa dla superszybkich pociągów jest jedną z wizytówek tego kraju. Futurystyczne, przywodzące na myśl samoloty, kształty poruszających się po niej składów przyciągają turystów jak magnes. Nie mogło zatem zabraknąć gry z serii Densha de GO! poświęconej właśnie tym demonom prędkości. W tytuł ten można pograć zarówno na komputerach osobistych z systemem Windows, jak i konsoli Nintendo Wii. W przypadku drugiej opcji trzeba się liczyć z tym, że Big N w aktualizacji systemu 4.2 zablokowało możliwość uruchamiania gier spoza regionu, nawet na konsolach przerobionych modchipem. Zatem jeśli chcecie sprowadzić sobie grę z Japonii koniecznością jest wykonanie tzw. softmoda. W grze zastosowano ulepszony silnik graficzny. Z racji na duże prędkości oddanych kontroli gracza pociągów, wyczuwalnie wzrósł także poziom trudności. Inaczej mówiąc, gdy z 300 km/h musimy wyhamować na najbliższą stację, liczą się ułamki sekund. Niestety ze względu na to, że trakcje przystosowane są do tego żeby poruszające się po nich składy mogły rozwijać możliwie jak największe prędkości, rozgrywka przy dłuższym posiedzeniu staje się monotonna, gdyż w stosunku do pozostałych gier z serii, rzadziej musimy tu manipulować hamulcem. Dodatkowo dość często graczowi zamiast podziwiać widoki, przychodzi oglądać wnętrza różnorakich ciemnych tuneli. Jeśli jednak chcecie poczuć klimat najszybszej kolei na świecie, to Densha de GO! Shinkansen-Ex jest dla Was tytułem idealnym.

Densha de Go! Ryojōhen (PC/PS2)

Tramwaje i kolej miejska to pojazdy, które przychodzi nam prowadzić w tej odsłonie serii. Gra ma już ponad 8 lat na karku, niemniej z racji na poruszaną tematykę nadal jest rarytasem. Co więcej, rozgrywka nie jest aż tak wymagająca jak w innych tytułach DdG!, co stanowi niewątpliwy plus dla graczy nieznających języka japońskiego. W tej części mamy też niepowtarzalną możliwość zobaczyć japońskie ulice „od środka”, ciesząc oko różnorodną architekturą. Jako tramwajarz musimy pamiętać o informowaniu pasażerów o najbliższych przystankach i otwieraniu drzwi po właściwej stronie; tory umiejscowione są najczęściej na środku ulicy. W nagrodę za uzyskanie wysokiej punktacji, na gracza czeka wiele materiałów multimedialnych do odblokowania.

Densha de Go! – Final (PS2/PC/PSP – jako DdG! Pocket)

Gra jest swoistym podsumowaniem pierwszych trzech części, a zdaniem fanów najprawdopodobniej najlepszą odsłoną serii. Znajdziemy tu wszystkie najważniejsze trasy z linii Yamanote, Chuo, Osaka, Tokaido, Kioto i Kobe. Ponadto zastosowano w grze specjalny, uatrakcyjniający rozgrywkę, system łańcuchów punktowych, które tworzymy przejeżdżając poszczególne odcinki bezbłędnie. Czyni to rozgrywkę nieco bardziej arcade’ową, co w połączeniu z jeszcze dokładniejszym informowaniem gracza o ograniczeniach prędkości, wpływa pozytywnie na odbiór całości. Jednocześnie gra zachowała swój charakterystyczny klimat, a ulepszony silnik graficzny cieszy oko. Gra została także „pocięta” na cztery części odpowiadające określonym liniom, a następnie przystosowana do konsolki Sony PSP. Na mniejszym ekranie grafika sprawia lepsze wrażenie, toteż polecam owy tytuł wszystkim chętnym skosztowania przygody z DdG!.

Densha de Go! Special Version - Revived! Showa Yamanote Line

Na koniec pozostawiłem moim zdaniem najatrakcyjniejszą obecnie odsłonę gry, dedykowaną specjalnie konsolce NDS. Jak już wspominałem, została ona wydana w zeszłym roku z okazji 125lecia otwarcia linii Yamanote. Gra zawiera zarówno nowe składy, jak i starsze modele pociągów. Silnik graficzny na pierwszy rzut oka przypomina ten, który wykorzystywany był w czasach pierwszych części serii. Prezentuje się on jednak nieco lepiej, co być może jest wynikiem wyświetlania grafiki na dużo mniejszym ekranie niż ten, na którym grywałem wiele lat temu w Densha de GO! 2. Przewagę wersji na NDS nad pozostałymi grami z serii zapewnia oryginalne sterowanie wykorzystujące ekran dotykowy konsolki. Zaprezentowana jest na nim deska rozdzielcza kierowanego pociągu, a gracz dosłownie „pociąga” stylusem za odpowiadające prędkości i hamulcom wajchy. Na plus zależy także zaliczyć bardzo przejrzyste tutoriale, uczące gracza jak najwydajniej zarządzać czasem i prędkością na poszczególnych odcinkach tras, czy hamować na poszczególnych stacjach tak, by nie przekroczyć dopuszczonej odległości od peronu.

Przygodę z serią Densha de Go! polecam każdemu, kto chce skosztować nieco odmiennego grania. Łatwe do zrozumienia zasady rozgrywki, która jednocześnie wymaga od gracza pokory i koncentracji powodują, że pokonywanie kolejnych odcinków tras przynosi prawdziwą satysfakcję. Warto zapoznać się także z serią Train Simulator, która jest wprawdzie nastawiona na symulację, lecz niektóre jej części posiadają także tryb nazwany Densha de GO!, rządzący się uproszczonymi zasadami. Train Simulator, ostatnio znany jako Railfan, może pochwalić się fotorealistyczną grafiką wykreowaną za pomocą odpowiednio zmontowanych filmów video. Zainteresować się nim mogą zwłaszcza posiadacze PS3, gdyż gra nie ma ograniczeń regionalnych. Jak seria DdG! będzie się rozwijać w przyszłości nie wiadomo, lecz zadeklarowana współpraca między Square-Enix a Nintendo daje nadzieje, że przyjdzie nam kiedyś zagrać w symulator kolejowy na 3DS. A to byłoby naprawdę oryginalnym przeżyciem.

Antares
4 stycznia 2014 - 23:36