Na fali gigantycznej popularności mobilnej gry Flappy Bird, poza tysiącami różnorakich klonów, pojawił się także edytor, pozwalający na podmienienie grafiki i granie w przeglądarce. To właśnie w nim, ktoś „dowcipny” postanowił stworzyć Flappy Smoleńsk. Jak nietrudno się domyślić, przeróbka nawiązuje do katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Pytanie, czy jeśli ktoś zechce wokół niej zrobić aferę, nie oberwie się znowu rykoszetem polskim graczom.
Pomimo błyskawicznie rosnącej popularności, elektroniczna rozrywka wciąż boryka się z problemem niezrozumienia. Choć grają dziś prawie wszyscy, ponieważ do grona hardkorowych graczy dołączyli posiadacze smartfonów, czy miłośnicy gier przeglądarkowych, media nadal lubią ukazywać czasem gry, jako narzędzie do „produkcji” uzbrojonych psychopatów lub w najlepszym wypadku nieszczęśliwych odludków. Miłośnicy gier wideo na takie rewelacje reagują zazwyczaj śmiechem lub oburzeniem, jednak czasem mam wrażenie, że gracze „podkładają się” na własne życzenie.
Do takiej wpadki można zaliczyć Flappy Smoleńsk, czyli przeróbkę popularnej zręcznościówki na smartfony, wokół której zrobiło się mnóstwo szumu. Podsycił to swoją drogą sam jej twórca, usuwając grę ze sklepów Google Play i AppStore, rzekomo z powodu obciążenia psychicznego, jakie wywarła na nim popularności produkcji. Dziś jesteśmy natomiast zalewani różnorakimi klonami Flappy Bird, z których można wskazać naprawdę oryginalne pomysły, takie jak np. Flappy MMO, czy generator pozwalający na przerabianie gry według potrzeb.
I właśnie ten generator został wykorzystany przez, najprawdopodobniej, jednego z naszych rodaków, który stworzył Flappy Smoleńsk, gdzie poruszamy, a jakże, samolotem przelatującym pomiędzy koronami drzew. Wartość rozrywkowa tej produkcji jest żadna, więc należałoby się zastanowić po co powstała. To prowokacja mająca na celu ośmieszenie „afery smoleńskiej”, z trotylem i sztuczną mgłą? Złośliwość przeciwnika PiSu? A może po prostu głupi żart, jakich nie brak w sieci, efekt internetowej adaptacji kultury remiksu? Sam autor pozostał anonimowy, jednak link do strony na której można zagrać we Flappy Smoleńsk się rozprzestrzenia. Niedługo zauważy go zapewne jakiś dziennikarz któregoś z konserwatywnych portali lub gazety.
A potem znowu będziemy mieć „aferę” w stylu tej, która wybuchła po tekście Wojciecha Wencla z 2011 roku, przyrównującego wszystkich dorosłych graczy do dzieci. Tylko tym razem, sprowokuje ją ktoś, kto sam jest graczem lub przynajmniej zna branżę na tyle, by słyszeć o fenomenie Flappy Bird i znaleźć edytor pozwalający na tworzenie jego klonów. I po co to wszystko?