Nie raz jest potrzeba sięgnąć po zakurzony tytuł. Czy to z powodu sentymentu i pragnienia przeżycia raz jeszcze danej przygody, czy z uwagi na zwyczajną chęć zagrania w produkcję zaległą, którą wstyd nie wpisać w swoją grową bibliotekę. Mimo wszystko powracanie do starych tytułów jest często bolesne.
Zarówno w przypadku, gdy w pewną produkcję graliśmy i pamiętamy ją z wyjątkowo dobrej strony, jak i wtedy, gdy ma to być nasze nowe doświadczenie z jakimkolwiek starym tytułem, ciężko jest czerpać z grania przyjemność taką, jaką serwowała, bądź mogła serwować w okresie swojej premiery. W pierwszym przypadku uważam, że powracanie do gry sprzed mniej więcej 10lat tylko szkodzi nam samym. Pozwólmy naszym mózgom zapamiętać daną grę, która musiała być przecież dla nas wyjątkowa, że pomyśleliśmy o ponownym zagraniu, taką, jaką była w okresie swojej świetności. Patrząc na panujący wtedy poziom technologii i stosunkując się do konkurencyjnych w tym czasie tytułów. Emocje i wrażenia jakie wtedy przypisaliśmy tej grze są bardzo ważne, bo to one wyrabiają nam najracjonalniejszą krytykę.
W Drugim przypadku sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, bo mocno uzależniona od przypadku pierwszego. Chęć dorwania się do starszego tytułu musi wynikać z pozytywnej opinii znajomych, serwisów poświęconych grom, bądź jej ciągłej popularności. Wytyczone więc zalety i unikalne, wyjątkowe cechy, w dobie dzisiejszych przyzwyczajeń i pewnych zakodowanych już w głowie standardów, nie będą już najprawdopodobniej sprawiały tylu pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie, w dobie współczesnych gier, ciężko jest czerpać radość z tytułów starszych.
W pierwszej kolejności oczywiście daje o sobie znać technologia. Zarówno poziom audio-wizualny, jak i wszelkiej maści animacje, sprawnie uniemożliwiają nam wybuchać euforią od pierwszych chwil obcowania. Kiedyś zachwyt tymi elementami był zapewne uzasadniony ogólnym poziomem technologicznym, na tle którego dana produkcja się wyróżniała. Rozpaćkane tekstury, płaskie dźwięki, drętwe animacje. To cechy, które jedynie dziś moglibyśmy przypisać pierwszym lepszym przytoczonym grom rozpoczynającym drugie tysiąclecie. Wcześniej nie pomyślelibyśmy o takim wytykaniu bo i tak z zasady były to tytuły pod tym względem godne. Ale jako, że gra nie grafiką stoi, przejdę do tego, co poza strona techniczną powstrzymuje nas od nasycania się miąższem starszej produkcji.
Chodzi oczywiście o rozgrywkę i fabułę. Weźmy więc na tablicę tą pierwszą. Pod względem surowego gameplay’u, współczesne produkcje naprawdę są świetne. Można zarzucić często powtarzającą się opowieść, fatalny scenariusz, ale w większości przypadków rozgrywka po prostu trzyma wysoki poziom. Ten poziom jest jednak w dużym stopniu wywołany wrażeniem, jakie wywołują; wszechobecna płynność, oskryptowane, efektowne sekwencje, liniowa struktura, czy bardzo wygodne sterowanie. Nauczeni jesteśmy być prowadzeni za rączkę, jak również tego, że w danym miejscu wyskoczy tyle przeciwników, by zdołać ich zabić w odpowiednio satysfakcjonujący sposób. Nie wyobrażamy sobie również, by w jakimkolwiek FPSie/TPSie, bądź po prostu dowolnej grze akcji, nie było mechaniki automatycznej regeneracji życia, opcji wskazującej potencjalne miejsce oddania strzału, bądź przyklejania się do osłon.
Stąd też wracanie na stare śmieci może sprawiać trudności, a na pewno nie będzie bawić jak kiedyś. Ten zestaw można by rzec surowych mechanik, często bardzo ogólnikowo przedstawione cele misji, potrzeba manualnego zapisywania i wiele więcej obecnie nie praktykowanych rozwiązań sprawia, że współczesnego gracza gryzie taki, a nie inny poziom rozgrywki. Dzisiaj gra się łatwiej – czasami nawet zbyt łatwo, ale z reguły nie stawia się na wyzwanie, kilkugodzinne ślęczenie nad sposobem przejścia levelu, lecz na widowisko i przyjemność płynącą z gry. Druga sprawa, to fakt, że dziś gier ogólnie, powstaje znacznie więcej, przez co nie musimy brać pod uwagę tylko tytułów AAA.
Rozmyślając o fabule jako takiej kiedyś i dziś, można dojść do wniosku, że niewiele się zmieniło. To przecież treść, nie technologia. Należy jednak zauważyć, że w wielu przypadkach, kiedyś sporo się wybaczało zarówno opowieści jak i scenariuszowi. Niektóre treści wydają się teraz abstrakcyjne, a wcześniej by nie pomyślano, żeby w jakikolwiek sposób się do nich odnieść. Narzekamy, że dziś to wszystko to samo, że zabili go i uciekł, że ta historia to już oklepana setki razy. Obecnie rzeczywiście trzeba się nagłowić, by zaserwować opowieść zupełnie niespotykaną. Unikalną na swój sposób. Wcześniej wcale nie było takiej sytuacji, mieliśmy gwarancję, że każdy tytuł z danego gatunku zagwarantuje nam zupełnie nową, ciekawą historię.
Jestem zdania, że nie powinno wracać się do tych już naprawdę starych tytułów. To, w jaki sposób je zapamiętaliśmy nie jest przypadkowe i właśnie tak powinny te produkcje zostać w naszych myślach. Wtedy nie odnosiliśmy się do czasów obecnych, dzisiaj też nie powinniśmy, ale standardy i przyzwyczajenia do jakich przywykliśmy na przestrzeni kilku lat, uniemożliwiają nam czerpanie równie wielkiej przyjemności z gry w produkcje archaiczne, przynajmniej w moim odczuciu. Jak bardzo wielbię wiele gier oddalonych o blisko 10 lat, tak po prostu nie chcę wykreować sobie podświadomej, gorszej opinii o nich.
Gry przez nas nie grane, które lata swojej świetności miały zdecydowanie dawno, są ciężkim orzechem do zgryzienia przez pragnącego przetestować je gracza. W jego oczach ciężko będzie dopatrywać się jakiegokolwiek zachwytu, nie mówiąc już o negowaniu wielu zachwalanych przez graczy aspektów. Nawet nie myśląc o dzisiejszym stanie gier, nastawiając się na kompletne cofnięcie w czasie – przynajmniej mentalne, ciężko jest igrać z przyzwyczajeniami.