Czy nadgorliwość sprzedawcy potrafi nas zrazić do sklepu? Czasem tak. Szczególnie, gdy ten bywa nietaktowny i wręcz nachalny. Jednak to zależy również od nas, czy lubimy taki typ ludzi, czy też nie. Ja akurat należę do takich osób, które wolą w spokoju obejrzeć interesujące mnie rzeczy.
Wchodząc do sklepu, zwykle jesteśmy witani i pytani. Pytanie to zwykle brzmi: czy mogę w czymś pomóc? Jest to standardowa procedura narzucana przez kierownictwo, ale w tym akurat niczego złego nie zauważam. Choć na mój gust jest to oczywiście zbędne. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że klienci zazwyczaj preferują takie zachowanie. Chociażby dlatego, że lubią czuć się ważni, bądź krepują się sami zagadać ekspedienta.
Zdecydowanie inaczej jest, gdy ekspedient/ka próbuje nas na siłę uszczęśliwić. Między innymi zachęcając do pseudo promocji, proponując coś, czego nigdy byśmy nie kupili, namawiając do większych zakupów nawet wtedy, kiedy my mu/jej podziękujemy. Takie sytuacje się pojawiają. I to dosyć często. Czasami są spowodowane indywidualnymi jednostkami, a czasem decyzją "góry", która ma zazwyczaj klientów za półmózgów, którym można wcisnąć dosłownie wszystko.
W pierwszym przypadku zazwyczaj mamy do czynienia z osobą pewną siebie, bądź wręcz zwariowaną. W drugim zaś od razu możemy się domyślić, że coś jest nie tak. Że cała ta inicjatywa nie wypływa od samego sprzedawcy, a jest wręcz z góry narzucana, bo jakaś szalona kierowniczka ubzdurała sobie, że koniecznie trzeba klientowi wchodzić w tyłek, bądź go śledzić i proponować wszystko, co tylko znajduje się na stanie.
Bywa i tak, że trafimy na kogoś, kto nas totalnie olewa. Nawet gdy potrzebujemy pomocy związanej ze sprzętem elektronicznym, bądź czymś innym. Wtedy przydaje się ktoś, kto mógłby nam wyjaśnić to i owo. A niestety osoba ta okazuje się niekompetentna. Nie tyle z braku wiedzy, co z braku chęci. To też potrafi zniechęcić mnie do danego sklepu, a już przede wszystkim do pracownika.
Wracając jednak do tych nadgorliwych. Jeśli ci są bardzo uciążliwi, to ja na przyszłość wolę unikać takich sklepów. Szczególnie księgarni, gdzie przed zakupem lubię sobie na spokojnie przejrzeć parę interesujących mnie pozycji. Preferuję swobodę i nie lubię byś w tym czasie śledzonym, tudzież zaczepianym. Pal licho, jeśli ekspedient/ka zada jedno pytanie. Najgorzej jest, gdy cały czas czuję się wręcz nękany. Raz taki wybryk potrafię zdzierżyć, ale jeśli sytuacja pojawia się nagminnie, to ja na przyszłość omijam taki sklep szerokim łukiem.