Jacek Kaczmarski - poeta 'bard Solidarności' a może ktoś inny? - Słowo na niedzielę(31). - Bartek Pacuła - 15 kwietnia 2014

Jacek Kaczmarski - poeta, "bard Solidarności", a może ktoś inny? - Słowo na niedzielę(31).

10.04.2004 z tego świata odszedł Jacek Kaczmarski. Dla niektórych jest to jeden z symboli walki z komuną i władzami PRL-u, dla innych autor znakomitych utworów z gatunku "poezji śpiewanej", dla jeszcze innych znacznie przeceniany koleś, który wybił się na dobrym targetowaniu swojej publiczności, a nie na jakości tekstów oraz muzyki. Niedawno minęła 10. rocznica śmierci "barda Solidarności". Jest to więc, tak mi się wydaje, dobra okazja, żeby przyjrzeć się lepiej Jackowi Kaczmarksiemu. 

Kaczmarski urodził się 22 marca 1957 roku w Warszawie. Pochodził z rodziny artystów - jego matką byłą malarka Anna Trojanowska-Kaczmarska, a ojcem Janusz Kaczmarski - wieloletni prezes Zarządu Głównego Związku Polskich Artystów Plastyków. Młody Jacek wychowywał się więc w rodzinie, w której sztuka wysoka zajmowała ważne miejsce. Sam Kaczmarski ukończył nawet studia na Wydziale Polonistyki na UW. Chociaż Jackowi Kaczmarskiemu przyszło się wychowywać w średnio sprzyjających realiach PRL-u na samym początku jego działalność artystyczna nie była szczególnie związana z walką antystystemową. W 1978 roku Kaczmarski napisał tekst do piosenki  L'Estaca (Słup) katalońskiego artysty Llacha, a utwór ten, zatytułowany Mury, zaczął robić szaloną karierę w podziemiu antykomunistycznym. Co zabawne nie taki był jego cel - Kaczmarski jeszcze w latach 70. nie był szczególnie zaangażowanym działaczem antykomunistycznym. Dopiero gdy ogłoszono stan wojenny w 1981 roku Kaczmarski zaczął się bardziej angażować w walkę z systemem - został członkiem Radia Wolna Europa, pisał teksty dotyczące polityki, nagrywał kolejne albumy, które były prawdziwymi bestsellerami w podziemiu. Gdy powrócił do Polski w 1990 roku (stan wojenny zastał go zagranicą, więc nie miał do Polski Ludowej pozwolenia na wjazd) zaczął koncertować po kraju (z tego okresu pochodzi krążek Live) oraz nagrywać kolejne przeboje i albumy - np. Mimochodem, które zosatło wydane na początku trzeciego tysiąclecia. Zmarł na raka przełyku w 2004 roku pozostawiając córkę oraz żonę.  


Ja z początku do Kaczmarskiego podchodziłem nieufnie. Najpierw odpychała mnie od niego muzyka - Jacek, co by nie mówić, nie jest specjalnym wirtuozem gitary, a jego melodie, choć proste i wpadające w ucho, miały dla mnie więcej wspólnego z graniem klasowym przy ognisku, niż z parawdziwą sztuką. Potem Kaczmarski został przeze mnie skreślony z powodu jego najsłynniejszych rzeczy - piosenek antysystemowych. Wydawały mi się nadęte, nieaktualne, śpiewali je moim prawicowi koledzy, którzy nie zawsze byli do końca zrównoważeni. Jednak jakieś dwa lata temu kolega dał mi książkę Lekcja historii Jacka Kaczmarskiego oraz dedykowaną tej książce płytę. I po prostu odleciałem. Ogniskowe melodie nadal był ogniskowe, ale ile było w tym energii i zapału! Tekst przestały być nieaktualne, a stały się szalenie ciekawe, intrygujące, niejednoznaczne. Na dodatek utworów z tej płyty nie śpiewał żaden z moich psychicznych kolegów, więc nie kojarzyły mi się źle. To była naprawdę dobra muzyka, do której chętnie i cały czas (Wojna postu z karnawałem - ahhh!) wracam.
 
Jacek Kaczmarski to postać głęboka, niejednoznaczna, wielowymiarowa. Nie słucham jego muzyki codziennie, więc nawet nie próbuję tutaj tworzyć jakiegoś ambitnego wpisu o nim i jego muzyce. Tekst ten jest raczej pewnego rodzaju zachętą - Wy, którzy jak ja kiedyś skreśliliście Kaczmarskiego - dajcie mu szansę. Jego dyskografia jest bogata i naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Ja znalazłem i niezwykle mi z tego powodu miło.
 
PS. Na moim facebookowym profilu od tygodnia trwa konkurs. Do wygrania kilka ciekawych płyt (dziś ogłoszę kolejną), w tym OST z najnowszego Deus Exa!
Bartek Pacuła
15 kwietnia 2014 - 11:12