Trzeba jednak zacząć od tego, że taka decyzja już w samej definicji jest negatywna, absurdalna, krzywdząca. Wcześniej takie akcje się nie zdarzały, a jak już się zdarzyły, to z wyjątkowych powodów. Dzisiaj to chleb powszedni wśród produkcji głównie AAA, ale nie tylko. Nie mamy wyboru, musimy się dostosowywać. W wielu przypadkach jednak właśnie taka decyzja może uratować grę, co uważam szalenie dobry aspekt.
Sytuacja na rynku jest zła. Wielcy wydawcy są źli. Nie jesteśmy w stanie na to wpłynąć, bo i ta druga strona tłumaczy się czynnikami zewnętrznymi, zdarzeniami nieoczekiwanymi i czymkolwiek innym niezależnym od nich. Dostajemy produkt, którego oczekiwaliśmy, a że później… to nawet lepiej.
Ostatnio natknąłem się gdzieś na mocno zalajkowany komentarz w jednym z serwisów growych, pod postem dotyczącym najgorszej firmy roku, gdzie górowało EA. Z wpisu wynikało, jakoby zaskoczeniem było, że firma cieszy się świetnymi wynikami sprzedaży, a zajmuje podium rankingu najgorszych. Komentarz anonima krytykował właśnie głosujących, którzy narzekają na wydawcę, a kupują wszystko z jego rąk.
EA zasłużyło na to „honorarium” jak mało kto, choć oszczędzę sobie zbędne dla kontekstu tematu, słowa. Mimo wszystko jednak Elektronicy są potężni i wydają największe, najpopularniejsze gry. Często lepsze, czasem gorsze, ale zawsze poziom jest zadowalający i kolejne produkcje powstają. Grając w Titanfalla bawię się rewelacyjnie, w Battlefielda również, w Fifę tak samo. Bo to dobre gry. Mimo tej radości towarzyszącej podczas obcowania z tytułami, bez trudu wytykam wady i krytykuję wydawcę. Widoczna jest bowiem komercja, która tak, musi być obecna na rynku, ale można działać tak, by sprawiać zupełnie inne wrażenie. EA tego nie robi. Działa tak, by każda interwencja miała na celu jedynie wygenerowanie jak największego zysku, ustala tak terminy, by jak najlepsze wyniki osiągnąć, nie patrząc na faktyczne propozycje studia tworzącego. W studiach zabijana jest kreatywność, nie przechodzi wiele świetnych pomysłów, nie ma czasu na dopracowanie z pozoru zbędnych, acz w głębi istotnych elementów. Ma być wtedy i o tej. Koniec. Dlatego BF4 jest taki niedopracowany, dlatego wielu znanych i rozsądnych twórców przechodzi na działalność niezależną.
Wydawcy sobie na wiele pozwalają, bo mają mocną broń, jaką jest konkretna, świetnie zapowiadająca się produkcja ze skuteczną reklamą. Mogą zrobić co chcą, a my traktowani jesteśmy trochę jak głupi konsumenci, którzy łykną teraz, czy za 5 miesięcy, ale łykną.
Tak wygląda rzeczywistość i właśnie teraz, gdy premiera gry nie znaczy wcale jej kompletnego wykończenia, jestem za przedłużaniem, odkładaniem daty premiery jakiejkolwiek produkcji. Pragnę bowiem kupić grę i wiedzieć, że jest już w pełni gotowa na mój odbiór. Pragnę wiedzieć, że co rusz nie będę musiał obciążać łącza pobieraniem kolejnej aktualizacji, że twórcy skończą ten rozdział i będą mieli więcej czasu na tworzenie kolejnej, jeszcze lepszej gry.
To większy komfort dla studia, podkreśla David Polfeldt, szef Massive Entertainment mówiąc, iż pozwala na wydajniejszą i spokojniejszą pracę całej załogi, a poza tym zwiększa zaufanie do wydawcy, który taką decyzją daje znać, że zależy mu na jakości i jest w stanie poświęcić pewne sprawy na rzecz danej produkcji.
To zdecydowanie lepsze rozwiązanie nawet mając na uwadze konsekwencje. Przede wszystkim odzew ludzi na tą smutną wieść. Traci się na wstępie zaufanie – do wydawcy i do studia. Do tego drugiego niesprawiedliwie, bo ten pierwszy oszacował nierealny, przewidywany okres debiutu. Reakcja ludzi zauważalna jest również w akcjach spółki. CDP RED odnotowało ok. -15% gdy przesunęli Wiedźmina 3, a Ubisoft -25% za przełożenie Watch_Dogs. Jak widać, nie jest to decyzja łatwa, ani tym bardziej lekkomyślna.
Oczywiście można odbierać to pozytywnie i negatywnie. Te antagonizmy można przyrównać kolejno z właśnie dwoma wspomnianymi dziełami polskiego i francuskiego studia. Pozytywna wydaje się decyzja naszych rodaków. Mamy do nich kredyt zaufania, wiemy, że są zdolni, mają ogromny potencjał i decyzję podjęli odpowiednio wcześnie. Ubisoft natomiast zachował się krytycznie, bowiem ogłosił przeniesienie premiery miesiąc od zapowiadanego, faktycznego debiutu. Trzeba było wywiązywać się z Pre-orderów PS4, załatwiać masę formalności, a poza tym w naszych głowach tworzył się wielki znak zapytania – „Cholera, to tak późno zorientowali się, że nie zdążą? I przenieśli aż o 6 miesięcy? Co jest grane?”
Jakkolwiek jednak byśmy tego nie odbierali, jakkolwiek zła byłaby to dla nas wiadomość, korzyść jest znaczna. Choć sama idea przekładania mija się z celem, nie można by zapowiedzieć wtedy, gdy faktycznie stan projektu jest przeanalizowany i uzgodniony po obu stronach? Wtedy wszystko byłoby w porządku. W każdym razie, wolę czekać na tytuł dokończony, dopracowany, bądź wzbogacony o elementy, jakich nie doświadczyłbym wcześniej, niż szybciej usiąść do gry której stan niepoprzedzany szeregiem aktualizacji, jest wręcz krytyczny, a takie sytuacje zdarzają się coraz częściej. Niestety.