13 grzechów - o średnim filmie i zmarnowanym pomyśle. - Qualltin - 20 kwietnia 2014

13 grzechów - o średnim filmie i zmarnowanym pomyśle.

Idąc do kina na wybrany przez siebie film macie nadzieję, że wydane na wejściówkę pieniądze nie będą Wam potem ciążyć w głowie, a tak dzieje się, gdy traficie na mizerny seans. Zadajecie wtedy sobie pytanie o zasadność Waszego wyboru, o to co Was podkusiło, aby stracić godzinę czy dwie na dany film, gdzie czas ten można byłoby spożytkować znacznie lepiej. Takie z pytań będzie się Wam rodzić w głowie jeśli zdecydujecie się obejrzeć film pt. „13 grzechów”.

Przeglądając ofertę wszystkich dostępnych w danym czasie filmów często są sytuacje, w których albo trzeba spośród wielu potencjalnych hitów wybrać ten jeden, na który będziecie się mogli wybrać, bądź też sytuacja rysuje się w mało przyjemnych dla ludzkiego oka barwach, bowiem żadnego filmu pretendującego do miana hitu w ramówce nie ma. W przypadku sytuacji drugiej, jest to szansa dla produkcji mniej popularnych, które akurat mają swoje premiery, a na które nikt by nawet nie spojrzał w normalnej sytuacji. Wybierasz się wtedy na film biorąc na swoje barki ciężar ryzyka, że całość może okazać się tak bardzo mizerna, że zapłacze Twój portfel, a razem z nim Twoja artystyczna część, która miała ochotę na dobry film. Ja postanowiłem zasiąść przed ekranem aby obejrzeć film z opisu zapowiadający się na dość ciekawy spektakl z namiastką horroru – „13 grzechów”. Bardzo się przy tym rozczarowałem.

Jeśli ów tekst okaże się dla Was zbyt dużym spojlerem, nie miejcie mi tego za złe, bowiem prawdopodobnie w ten sposób zostaliście zniechęceni do obejrzenia „13 Sins”, a to z kolei ratuje Was przed dużym zawodem wynikającym z faktu beznadziejności całej produkcji. Słowo produkcja może być jednak określenie na wyrost, gdyż „13 grzechów” określiłbym raczej mianem przeciętnego filmu, z którego mogło wyjść dobre widowisko, a skończyło się na pustych obietnicach w zapowiedziach, nie wspominając już o całkowitym zmieleniu dość ciekawego pomysłu z nędzną formą rozrywkową. „13 grzechów” jest bowiem produktem nastawionym na pustą rozrywkę i nie kryje w sobie ani odrobiny kunsztu.

Główny bohater, Eliot, ma znaczne problemy finansowe, z którymi prawdopodobnie nie będzie w stanie sobie poradzić w sposób naturalny czy też legalny. Z pomocą przychodzi do niego tajemnicza postać, która z pomocą telefonu oferuje mu zawarcie umowy, w imię której dłużnik będzie musiał wypełnić 13 zadań, a każde z nich będzie nagradzane coraz to większą ilością pieniędzy trafiających na konto uczestnika całej tajemniczej zabawy. Zaczyna się dość sielankowo, od bardzo prostej misji, te jednak z czasem stają się coraz trudniejsze, a przy tym także bardziej zwariowane. Każde kolejne zadanie okazuje się przestępstwem o rosnącej kategorii „ważności”, by ostatecznie kończyć się na najcięższych przewinieniach. Brzmi ciekawie? Tak samo sądziłem z moją dziewczyną, kiedy rozsiedliśmy się wygodnie z nadzieją na dobry film, na niezmarnowane w głupi sposób dwie godziny. Całe widowisko jest jednak czymś w stylu „Piły”, mając przy tym groteskowy charakter. Niektóre sceny są bowiem mocno przekoloryzowane, a ich realizacja jest aż nazbyt komiczna. W końcu nie wiadomo, czy śmiać się, czy też płakać nad rozlanym mlekiem (czyt. wydane pieniądze na słaby film).

Nie mam wątpliwości, że uchyliłem rąbka tajemnicy opisując charakter zadań otrzymywanych od tajemniczej postaci, która przypominać mogłaby wręcz boga, bawiącego się człowiekiem, doprowadzając go do „zezwierzęcenia” i sprowadzając go wręcz nad granicę piekła. Jedynie zakończenie jest ciekawe i intrygujące, choć jego charakter można było przewidzieć. Mimo wszystko porusza, daje do myślenia, choć zostawia nas z niedosytem i niezadowoleniem namalowanym na twarzy, która daje dokoła znać, że „to nie było ciekawe”. O ile w samym zamyśle znaleźć można bogatą historię, którą można w zgrabny sposób zrealizować, to jednak w przypadku „13 grzechów” otrzymujemy przeciętniaka, nie godnego uwagi zwyczajnego widza, który od czasu do czasu lubi wybrać się na dobry film. Jeśli ktoś natomiast jest kolekcjonerem średniej klasy wśród populacji filmów świata, powinien sprawdzić, jak filmu nie powinno się robić i jak nie wolno marnować ciekawych pomysłów. A o samym filmie nie można już zbyt wiele powiedzieć. Zadanie, zadanie, zadanie, bunt i zakończenie. Mizernie, średnio, nieciekawie. 

Qualltin
20 kwietnia 2014 - 15:09