'Ratując pana Banksa' - Jak Mary Poppins trafiła na wielki ekran - Joorg - 27 kwietnia 2014

"Ratując pana Banksa" - Jak Mary Poppins trafiła na wielki ekran

Obraz "Mary Poppins" z 1964 roku to jeden z największych klasyków wśród musicali. Film swojego czasu osiągnął ogromny sukces komercyjny i został nagrodzony całą masą nagród, w tym pięcioma Oscarami. Jednak kto by wtedy pomyślał, że 50 lat później kina podbije produkcja opowiadająca o jego kulisach...

Miłośnikom ciekawych, amerykańskich dramatów ciężko jest nie zainteresować się filmem "Ratując pana Banksa". W końcu Tom Hanks w roli Walta Disneya to niecodzienne widowisko. I choć pełni on bardzo ważną rolę w tej produkcji, to niech nie zmylą Was zwiastuny. Kluczową postacią jest tutaj Pamela Travers, australijska pisarka książek dla dzieci, która odpowiada za stworzenie Mary Poppins, głównej bohaterki serii książek posiadającej magiczne zdolności. Tutaj postać pisarki odgrywana jest przez Emmę Thompson a za reżyserię wziął się John Lee Hancock, który kilka lat wcześniej zdobył wiele uznań za film "Wielki Mike. The Blind Side".

"Ratując pana Banksa", tak jak już wcześniej wspomniałem, skupia się na postaci pani Travers, zgryźliwej i bezkompromisowej pisarce, która od wielu lat "nękana" jest przez Walta Disneya. Słynny producent filmowy stara się o prawa autorskie do "Mary Poppins", dzieła jej życia. Gdy kobiecie kończą się środki na utrzymanie postanawia dać szansę wizjonerowi i wyrusza do Los Angeles by zapoznać się z planami adaptacji jej książki. Niestety, projekt nie przypada jej do gustu a praca nad scenariuszem przywołuje smutne wspomnienia z dzieciństwa.

Film podzielony jest na dwie części, które co jakiś czas się przeplatają. Pierwsza to historia Pameli Travers, która w 1961 po raz pierwszy udaje się do Los Angeles, gdzie poznaje Walta Disneya. Jej postać przez ogromną część filmu nie wzbudza sympatii widza, wręcz odwrotnie. Nie ma co się dziwić, kto by pokochał charakter, który wywyższa się przy każdej okazji. Oczywiście efekt był jak najbardziej zamierzony, by podkreślić jak ciężka była praca nad scenariuszem z autorką książki. Nie dziwota, że Disney wypadł przy niej jak kochany wujek starający się zaspokoić wszystkie jej potrzeby. Z czasem widz przyzwyczaja się do trudnego charakteru kobiety, jednak pod koniec wszystko ulega zmianie. Wszystkie negatywne emocje zostają zamienione przez uczucia jak najbardziej pozytywne. I choć wiele scen w filmie wnosi bardzo mało i często przynudza, to ostatnie pół godziny wszystko rekompensuje.

Druga część to bardzo ważne retrospekcje z życia Pameli. Tutaj film przenosi nas do 1906 roku, kiedy pisarka jest małą dziewczynką o imieniu Helen. I choć początkowo obrazki z przeszłości wydają się nie mieć żadnego sensu, z biegiem czasu widz zaczyna doceniać ich wagę. Retrospekcji jest całkiem dużo, ale to "teraźniejszość" przeważa w całym filmie.

W obsadzie "Ratując pana Banksa" znalazło się wielu utalentowanych aktorów. Dwukrotnie nagrodzona Oscarem Emma Thompson świetnie wywiązała się ze swojej roli. Początkowo nie do zniesienia, pod koniec króluje w całym filmie. Wielu jednak obejrzy ten film ze względu na Toma Hanksa. Osoby te na pewno się nie zawiodą, bo gwiazda Hollywoodu świetnie zagrała Walta Disneya. Osobiście jednak chętnie zobaczył bym Hanksa w tej roli raz jeszcze, ale w produkcji która stawiałaby wizjonera na pierwszym planie. Bardzo dobrze wyszedł również Colin Farrell, który w retrospekcjach wcielił się w ojca Pameli. Postać jest naprawdę wielowarstwowa, a aktorowi bardzo dobrze udało utrzymać balans między tragizmem a przerysowaniem. Na uwagę zasługują również jak zwykle dobry Paul Giamatti oraz muzyczny duet B.J. Novak- Jason Schwartzman. Nie ma co, obsada i aktorstwo to jedna z mocniejszych stron filmu.

Ciężko pominąć bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową: świetnie wypadła muzyka w tle jak i utwory wykonywane przez aktorów w niektórych scenach. Ogólnie pod względem technicznym ciężko jest się do czegoś przyczepić.

Choć do filmu podchodziłem spodziewając się czegoś zupełnie innego i nastawionego ukazanie postaci Walta Disneya, to i tak nie żałuję spędzonego czasu. "Ratując pana Banksa" to nie laurka poświęcona słynnemu producentowi filmów familijnych ani prosty tytuł ukazujący epizod z jego życia. "Ratując pana Banksa" to magiczna opowieść o marzeniach, ale również o walce z żalem i smutną przeszłością. Czy pan Banks został uratowany? Warto przekonać się na własną rękę.

7/10

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.

Joorg
27 kwietnia 2014 - 01:44