Ocena dotyczy kampanii - ARMA3 jako całość ma u mnie 80/100.
Istnieje przekonanie, że co drugi system Microsoftu jest dobry. Biorąc pod uwagę wszystkie główne odsłony militarnego symulatora od Bohemia Interactive Studio, można zobaczyć podobną sinusoidę w jakości kampanii fabularnej dla pojedynczego gracza. ARMA 3 na tym wykresie spada w dół, niczym zestrzelony przez RPG śmigłowiec. Jakie błędy popełniają ciągle czescy deweloperzy?
Jak to było kiedyś? Pierwsza kampania - Cold War Crisis - świetna. Klimat „zimnej wojny”, konfliktu USA vs. ZSRR, Guba, Gastovski, Armstrong - wszystko to zapadło nam w pamięć. Dodatek Resistance również był wysoko oceniany. Potem ARMA: Armed Assault - właśnie... o czym była kampania w ARMA i z kim? Pamiętam tylko niesłychanie nudne cutscenki, stylizowane na wiadomości CNN, a dodatkowe misje w Queen's Gambit i Royal Flush też przeszły bez większego echa. Kolejna część - ARMA 2 i kampania Harvest Red. Misje nie były może rewelacyjne i polegały na utartym przez BIS schemacie (o czym później), ale tym razem fabuła była jako taka, zbliżona trochę klimatem (pewnie przez słowiańskie tereny) do CWC. Do dziś pamiętam Coopera i jego Razor Team, nazwiska Lopotev czy Prizak, czystki etniczne. Wisienką na torcie pozostaje ogromna liczba różnych zakończeń, niczym w Silent Hill. Dodatek Operation Arrowhead - pomimo równie średnio interesujących misji, miał miejsce na mapie stylizowanej na Afganistan, co przełożyło się na świetny klimat rozgrywki. Gdy od lat oglądamy zdjęcia, wiadomości, filmy o jakiś konflikcie zbrojnym - wirtualne potyczki odbieramy bardziej świadomie i wiarygodniej, kiedy dzieją się w podobnej scenerii.
ARMA 3 to ponownie zmiana obszaru geograficznego i mały powrót w klimaty ARMA:AA. Bardzo długi czas, w jakim docierały do nas kolejne odcinki historii niósł nadzieje na szczególnie dopracowany produkt - niestety, ten okres przełożył się tylko na sporą ilość misji i dużą ilość czasu potrzebną do ich skończenia, w porównaniu do innych gier FPS. Po ostatnim zadaniu kompletnie zapomnimy o konflikcie zbrojnym na Altis i nigdy już do niego nie wrócimy, a gdy wybierzemy małą samowolkę zamiast rozkazów i alternatywne zakończenie - zostaniemy z wyrazem twarzy: "WTF????????" Czy kampania w ARMA 3 ma w ogóle jakieś zalety?
W zasadzie nie, bo większość jej zalet to plusy ARMY samej w sobie - ogromnego symulatora pola walki i żołnierza. Zaletą są potyczki na dalekie dystanse, zagrożenie ze strony kilku żołnierzy, a nie respawnującej się bez końca hordy, świetna grafika otoczenia i modeli postaci, pojazdów, dobre animacje poruszania się. Jedynym pozytywnym aspektem samej kampanii jest wcielenie się w role tylko jednego żołnierza - na szczęście zrezygnowano z przeskakiwania między postaciami od piechura, po pilota śmigłowca i operatora czołgu. Można też pochwalić wyjatkowo sprawnie działające tym razem skrypty. Co zatem jest nie tak w tej i poprzednich kampaniach od BIS, w grze, która daje tak ogromne możliwości?
Pierwsza i chyba najważniejsza rzecz - "Why we fight?" - Po co tu w ogóle walczymy? Każda kampania w ARMA stara się nam to jakoś wyjaśnić, ale nudne wstawki z fikcyjnych wiadomości TV robią to wyjątkowo nieciekawie. Nie pomaga też mnogość różnych frakcji, które spotykają się na małej wyspie, by sobie powalczyć, zawsze w towarzystwie armii USA. Każda z nich posiada okropnie długą nazwę, która nie kojarzy się kompletnie z niczym, nie pamiętamy co znaczy i czy to ci dobrzy, czy ci źli. ARMA 3 bombarduje nas całym alafabetem: CSAT, FIA, AAF, CTRG, NATO... Na pewno NATO jest po stronie gracza, ale kto i dlaczego walczył ze studia lokalnej tv satelitarnej, międzynarodowej federacji sportów samochodowych i automatycznego autofokusa, to do dziś nie wiem...
Kampanii bardzo zaszkodziło też rozbicie na trzy epizody, wydawane w tak dużych odstępach czasu - po premierze kolejnych zupełnie nie pamiętałem, co się działo w poprzednich. W uwiarygodnieniu konfliktu nie pomogły też greckie wysypy, które kojarzymy głównie z wakacjami i kryzysem strefy euro, a nie z operacjami militarnymi. (Podobnie było w ARMA 1, gdzie z wyspy pamiętam głównie cywilów ubranych jak surferzy i parasolki przeciwsłoneczne.) Wyludnione miasteczka, farmy, kościoły, brązowe pustkowia i wzgórza nie stanowią jakiegoś wielkiego "kąska", o który warto walczyć, misje nie korzystały też z ukształtowania terenu czy ciekawych lokacji, raz tylko pokazując nam imponującą elektrownie słoneczną.
"Why we fight?" - według standardów i motta US Army - dla kolegów z oddziału. Kropka.
W ARMA zabrakło też tego. Nie ma żadnych wyraźnych, ciekawych postaci, żadnego fabularnego przedstawienia bohaterów - nic co by nas zaciekawiło do śledzenia ich losów. Tak jak Call of Duty jest przykładem przesytu filmowością fabuły, tak w ARMA zawsze tego brakuje. Po części jest tu winny engine gry, który nie pozwala na kręcenie dynamicznych, epickich cutscenek, a coś takiego jak wyraz czy mimika twarzy postaci nie istnieje, ale różne fanowskie produkcje z edytora pokazują, że można jakoś poradzić sobie bez tego, przy minimalnym nakładzie kosztów. Voice acting jest nadal słaby, choć w porównaniu do poprzednich części, gdzie występował ciągle ten sam, zachrypnięty głos - tu nastąpiła ogromna poprawa. Czechom wyraźnie brakuje w ekipie kogoś o filmowym, "hollywoodzkim" talencie do montażu.
Brak świadomości o co i dla kogo się walczy można jeszcze przeboleć, jeśli wciągają nas konkretne, pojedyncze misje i zadania do wykonania. ARMA 3 w tej kwestii też nie błyszczy niestety.
W prawie każdej części gry widać dwa główne powody słabych misji. Pierwszy to:
1. Traktowanie kampanii jako wirtualnej wycieczki po całej wyspie czy wyspach. Twórcy robią wszystko, by poszczególne misje zmuszały gracza do długich podróży z jednego końca na drugi, albo do zwiedzania kolejnych lokacji - najlepiej jeżdżąc wszędzie samemu ciężarówką. Gdy już gdzieś dotrzemy - nagły zwrot akcji każe nam udać się gdzieś hen daleko, w odwrotnym kierunku. Podróże w uzbrojonym po zęby konwoju należą do rzadkości, szybki transport śmigłowcem pojawia się jeszcze rzadziej - helikopter w zasadzie służy do tego, by gdzieś się rozbił, dając pretekst, by gracz udał się w odległe miejsce katastrofy, albo w dalszą drogę pieszo lub... ciężarówką! Jest to o tyle dziwne, że i w ARMA 3 i w poprzednich częściach - wcielamy się w żołnierza amerykańskiego! Powinniśmy udawać się na misję w kluczu kilkunastu śmigłowców, konwoju Bradleyów i Strykerów, a nie w kabinie koparki... Wzorem modnych i dynamicznych strzelanin - misje kończą się wraz z wypełnieniem zadania - zabrakło udania się do miejsca ewakuacji, odjazdu z terenu walki.
2. Drugi powód słabych misji - BIS umiłowało sobie partyzantów! Od czasów kampanii Resistance - to oni grają główne skrzypce w każdym konflikcie. W ARMA 3 są wyjątkowo bogaci i dobrze wyposażeni - w najnowocześniejszą broń, prosto z magazynu, nówki sztuki. BIS zrobiłoby o wiele lepiej, dedykując im kampanię bez angażowania US Army - z wiarygodnym wyposażeniem, bohaterami - wtedy misje ubarwione podróżami ciężarówką miałyby o wiele więcej sensu, a tak jesteśmy na nich "skazani". W symulatorze pola walki, z dronami, czołgami, odrzutowcami, noktowizorami, śmigłowcami Ghost Hawk - nie widzimy obecności żadnego z tych sprzętów. Praktycznie całą grę siedzimy w starej ruderze z leśnymi wojownikami, a długie odprawy przy ogrodowym stoliku walczą o miano najnudniejszego fragmentu w historii komputerowej rozgrywki.
Ze wszystkich misji najbardziej zapadł mi w pamięć moment przywabienia wrogiego śmigłowca, ale jest to o zgrozo - opcja, można wybrać inaczej i tego fragmentu nie doznać. Pozostałe godziny kampanii upłynęły na podróżach i wymianach ognia na dystans. Raz czy dwa było skradanie, ale mało wymagające, ostatnie zadania przechodzą się same, jeśli odpowiednie punkty zasypiemy wsparciem artylerii.
Kampanii nie pomagają małe niedociągnięcia, bolące ARMA od dawna, jak kiepskie AI. Obcy żołnierze potrafią nas "wyłuskać" w nocy ze stu metrów i celnie odstrzelić za pierwszą salwą, gubią się, gdy pojawimy się trzy metry od nich. Pojedynczy strzał kończy ich żywot tylko w przypadku bezpośredniego trafienia w oko. Strzelanie w korpus wymaga od trzech do pięciu trafień, by zlikwidować wroga, a kolejne postrzały nie wpływają jakoś na ich zdolność działania czy celność. Nasi towarzysze łażą w kółko ostrożnie, wtedy gdy chcemy, by błyskawicznie wsiedli do pojazdu. Frustrujące też bywa, nie poprawione od lat otwieranie wszelkich drzwi i bram. Drętwa animacja zero jedynkowa zawsze otworzy je tak, by nas "przesunąć" i zasłonić widok. Problemy z dźwiękiem czasem zagłuszają dialogi. Wielkim finałem „bylejakości” kampanii do ARMA 3 jest jej zakończenie - albo oczywiste, nudne i nijakie, albo totalnie bez sensu, z wątkiem, który nie był absolutnie przemyślany i ktoś z BIS wyskoczył z nim jak Filip z konopii na 5 minut przed końcem prac i publikacją online.
Po wszystkim mam uczucie, że East Wind było kompletnie niepotrzebnym dodatkiem do ARMA 3. Wszelkie prezentacje "showcases" i trening strzelecki są przy kampanii prawdziwymi perełkami w rozgrywce single player. Nie mogę zrozumieć, jak tak zdolni ludzie, którzy robią tak świetny symulator pola walki z edytorem, który ogranicza głównie wyobraźnia - nie tylko nie potrafią stworzyć w nim ciekawego scenariusza i rozgrywki, ale nie potrafią przyznać się samemu, że są w tym kiepscy - i zatrudnić odpowiednich ludzi, którzy bez marnowania ośmiu miesięcy stworzyliby zestaw rewelacyjnych misji dla pojedynczego gracza. Gdyby jeszcze musieli wybierać nieznane osoby, na podstawie CV... ale na armaholics.com i Steam Workshop mają wszystko podane na widelcu - pasjonatów ze społeczności ARMA, którzy niejednokrotnie dowiedli, że potrafią stworzyć coś niesamowitego, uwielbianego przez graczy.
Do sieci trafił właśnie świetny dodatek do ARMA 3 - śmigłowiec MH-47 Chinook, słynnej formacji Nightstalkers, od moddera Konyo. Jego poprzednia wersja do ARMA 2 zawierała przykładową misję z wykorzystaniem Chinooka. Trzy maszyny czekają na lotnisku, oddziały żołnierzy ładują się przez rampy do środka, w końcu start. Chinooki, w asyście małych Liitlebirdów, majestatycznie udają się nad cel misji - małą wioskę, w której odbywa się spotkanie "na szczycie" lokalnych terrorystów. Lądują w trzech różnych częściach osady i błyskawicznie odlatują, ale krążą w pobliżu. Nad nami kręcą się Littlebirdy zapewniając wsparcie, my czyścimy wioskę i okolicę z sił wroga. Po wszystkim udajemy się na miejsce ewakuacji. Przyzwany Chinook powoli zbliża się do lądowiska, które cały czas ubezpieczają żołnierze, ląduje, zabiera oddziały, odlatuje, wysadza nas w bazie, gdzie musimy "odklepać" w laptopie koniec misji. Konyo zawarł mały trik, który rewelacyjnie wpływa na klimat - podczas lotu śmigłowcem słyszymy w tle "radiochatter", zestaw różnych przypadkowych komunikatów z lotniczej radiostacji - mały drobiazg ale efekt jest powalający. Ta jedna mała, zrobiona pewnie na szybko misja, ma w sobie więcej klimatu i atmosfery działań zbrojnych, niż wszystkie misje od BIS, zebrane przez te kilka lat od czasów Armed Assault. Tą misję mogę powtarzać wielokrotnie i się nie znudzi, o kampaniach w ARMA chciałbym zapomnieć zaraz po ich skończeniu.
ARMA 3 jako całość oczywiście nie zasługuje na tak niską ocenę, jak w nagłówku - to dotyczy tylko kampanii East Wind. Rozmach, możliwości, edytor, multiplayer i dodatki tworzone przez pasjonatów, stawiają ARMA w czołówce gier militarnych, ale chyba już czas, by kolejne części powstawały bez "firmowych" misji dla pojedynczego gracza. Czesi tracą czas, środki i energię na bardzo słabe scenariusze - zamiast tego mogliby skupić się eliminacji błędów, dodaniu trochę bardziej standardowej zawartości. ARMA 3 wyraźnie cierpi z powodu braku znanych modeli broni, fikcyjne karabiny kłócą się trochę z dotychczasowym realizmem, z którego słynęła seria, a prezentowany sprzęt pasuje bardziej do roku 2020 niż 2035. Opinia o kampanii jest oczywiście tylko moja i bardzo subiektywna, rozumiem, że komuś mogła się bardziej podobać. Gdyby nasz bohater był greckim bojownikiem partyzanckim - też pewnie oceniłbym tą historię trochę wyżej. Skoro jednak twórcy umieścili w wydarzeniach US Army i brytyjskie siły specjalne - moja ocena jest taka a nie inna, pełna niedosytu i rozczarowania - na szczęście dobrych misji, tworzonych przez modderów jest coraz więcej, a ARMA 3 to naprawdę świetna gra!