Kwiecień nie był dla mnie miesiącem obfitym w premiery. Do tego stopnia, że nawet wówczas nie uraczyłem Was kolejną odsłoną cyklu tych tekstów (nikt za tym nie płakał, tak wiem). Światło dziennie ujrzało wtedy The Elder Scrolls: Online i PeCetowy port Dark Souls II. Nic ciekawego. Chociaż nie ukrywam, że w oba tytuły obecnie się zagrywam. Głównie dlatego, że nie mam nic innego do roboty, a do tych dobrych premier maja jeszcze troszkę wody w Wiśle upłynie. W dodatku wielkimi krokami zbliża się sezon ogórkowy, dlatego też nie można oczekiwać za dużo od developerów. Pora odkopać zaległości przed wakacyjnym nadrabianiem.
Maj zaopatruje się wyłącznie w cztery porządne premiery, z czego dwie z nich nie są jakiejś wielkiej skali. Czuć zbliżającą się wielkimi krokami posuchę na rynku. Wszyscy przygotowują się na okres jesienno-zimowy, czyli końcówkę roku, gdzie klient dostaje oczopląsu od ilości proponowanych mu hiciorów AAA. Być może wreszcie teraz next-geny będą miały okazję zabłyszczeć. Ale wróćmy do najciekawszych premier tego miesiąca.
Watch_Dogs
Zdecydowanie „największa siekiera”. Produkt, który pojawił się praktycznie znikąd, a jego zapowiedź spowodowała szok wielu graczy. Z racji kilku obsunięć daty premiery, hype ucichł znacznie i dziś wiele osób zaczyna się obawiać o finalną jakość. Ciężko jednak odmówić jej uroku oraz pomysłu na siebie. Otwarty świat, działanie pod przykrywką, strzelaniny, pościgi samochodowe i przede wszystkim hakowanie. Życie w świecie kontrolowanym przez jeden wielki komputer nie wydaje się łatwe. Twórcy stworzyli sobie bardzo ciekawe uniwersum, które wystarczy tylko dobrze wykorzystać. Mam nadzieję, że fabuła odniesie się do wątków kontroli ludzi przez establishment w dobry sposób, a gameplay oraz otwarty świat nie będą nudzić. W końcu bycie sandboxem to nie tylko wygenerowanie dużej planszy, a odpowiednie nią zarządzenie. Oby też nie znalazło się tu za dużo Assassin’s Creeda, bo obecnie rynek ma już go lekki przesyt. Niech po prostu Pieski pójdą swoją odrębną ścieżką, ale wpierw stworzą ją na solidnym fundamencie debiutu.
Wolfenstein: The New Order
Jak w przypadku Ubisoftu, ludzie z Machine Games (dużo w nim ludzi choćby ze Starbreeze) gotują nam ciekawą odskocznię od przyjętych schematów. Wolfenstein to marka będąca matką wszystkich FPS-ów, ale nieradząca sobie w ostatnich czasach zbyt dobrze. Przykładem niech będzie odsłona z 2009, która nie została przyjęta zbyt ciepło. Pomimo obszernych zapowiedzi okazała się być dobrym średniakiem, co nie było dobrem efektem dla takiej legendy. W dodatku seria została wyparta przez Battlefielda czy Call of Duty, stawiające na wierne oddawanie obecnych pól bitew. Dlatego ciężko jej odnaleźć miejsce na rynku. Wybawieniem może okazać się The New Order. Podkreślam słowo może, bo pomimo ciekawej tematyki, nie wydaje się to być produkcja rewolucyjna dla gatunku. Akcja dzieje się powiem po II Wojnie Światowej, którą wygrały nazistowskie Niemcy. Hitler stał się panem świata, a cały świat stracił barwy, zamienił się w jedną wielką metalową masę, na której powiewają spokojnie flagi ze swastykami. Oczywiście my stanowimy ruch oporu i będziemy musieli zmierzyć się z tym ogromnym oponentem. W nowego Wolfensteina, przyznam szczerze, zagram wyłącznie z sentymentu oraz ciekawości. Zastanawia mnie sama wizja nowego świata, chociaż cały czas mam uczucie konfrontacji ze średniakiem. Przyda się też przy okazji jakaś odskocznia od strzelania w Rosjan. Po cichu liczę na miłe zaskoczenie, ale sam nie wiem czy warto w nie wierzyć.
Gry, które będę obserwował
Bound by Flame – ta gra wyskoczyła praktycznie znikąd, a natknąłem się na nią przeglądając ponownie listę premier na maj. RPG małego, francuskiego (Sic! Pewnie uciekną po porażce) studia, które na swoim koncie nie ma większych hitów, a wyłącznie produkcje przyjęte dość dobrze (czytaj średniaki). Fabuła wydaje się być ciekawa, świat bardziej zamknięty, rozwój postaci odcina się od schematów, a walki jest wymagająca. Samej grze przypisuje się dużo porównań do Gothica, co powinno dobrze świadczyć. Czy to wypali? Zobaczymy po premierze.
The Incredible Adventures of Van Helsing II – nie grałem w jedynkę i zastanawiam się czy to nadrobić, bo uznaje się ją za bardzo dobrego reprezentanta gatunku hack and slash. Idącego odrębną ścieżką niż takie Diablo. Kontynuacja ma być zaopatrzona w większą ilość zawartości i ogólnie ma być po prostu lepsza. Myślę, że to wystarczająca rekomendacja.
Maj pozostawia dużo wątpliwości co do jakości wszystkich premier. Ale z braku laku warto brać to co dają. A na jakie gry Wy czekacie w maju? Piszcie śmiało w komentarzach!
Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!