Kolejny rok, kolejne Call of Duty. Ile to było spekulacji, dywagacji i wszelakich rozważań na temat właśnie nieskończoności tej serii. I to zresztą całkiem słusznie, bo Activision zwyczajnie się pogrąża co rusz chwaląc się nowymi elementami rozgrywki w kolejnej odsłonie, które wśród normalnych gier są małoznaczącymi, drobnymi pierdółkami. Nawet sytuacja na rynku i coraz większy wzrost popularności Battlefielda, nie są wstanie zatrzymać przybierającego na wadze tasiemca.
Cała ta sytuacja jest istotna, bo absurdalna, jednak dziś chciałbym podzielić się z wami moimi obserwacjami dotyczącymi pewnej zależności między produkcją spod rąk EA – Titanfallem, a Call of Duty właśnie.
Podczas premiery produkcji studia Respawn Entertainment, w które skład wchodzi między innymi Vince Zampella – była głowa Infinity Ward, wiele mówiło się o podobieństwie do najpopularniejszej growej marki. Że to takie Call of Duty do potęgi, że ubrane w nowe szaty, że styl ten sam i to, co konieczne zostało zmienione. Co ciekawe, wyrażano taką opinię nie tylko po becie czy już premierze gry, ale jeszcze sporo czasu przed – gdy za pracę wzięła się właśnie część załogi IW pracująca niegdyś nad CoDem.
Do dziś zupełnie nie potrafię utożsamić się z tymi słowami. W ogóle boli mnie ta skłonność do porównywania i przyrównywania nowej marki spod danego gatunku, do popularnych przedstawicieli. Cała ta sytuacja przedstawia „zero jedynkowe” myślenie: „Gra od EA, ale cholera do Battlefielda nie jest podobna. Jest szybka, dynamiczna i tworzona przez byłego członka Infinity Ward – perfidnie klon CoDa”. To nowa marka i pokłon za to panom od EA – mogliby przecież dać sobie spokój z mnóstwem akcji promocyjnych czy wydania fortuny na rozreklamowanie nowego Titanfalla, i wrzucić na rynek kolejnego Battlefieda – sprzedałby się przecież zadowalająco(mimo dotychczasowej opinii czwórki). Powinniśmy szanować nowe, mniej bądź bardziej ambitne tytuły, jak chociażby właśnie Titanfall.
To nowa produkcja z ciekawym pomysłem na rozgrywkę i naprawdę imponującą wizją świata przedstawionego. Granie jest szalenie satysfakcjonujące, sterowanie wręcz miodne, a wszelkie konfrontacje z przeciwnikami dostarczają wiele emocji i frajdy. Nie jest to Call of Duty, nie jest to Battlefield. To Titanfall. Titanfall, który najwyraźniej zaimponował obecnych twórców serii CoD. I mam również wrażenie że to obecnie Call of Duty zgapiło więcej z produkcji Zampelli, niż właśnie Titanfall od CoDów.
Do premiery domniemanego Advanced Warfare zostało zapewne jeszcze pół roku i jedyne co wiemy na ten temat, to niespodziewanie opublikowany trailer. Ten jednak wystarczy by dojść do wyżej wymienionych wniosków. Chodzi o samą wizję świata, wizję technologii tego świata i szereg zmian, jakie wymusza ona na rozgrywce. Sam styl otoczenia, opancerzenia czy uzbrojenia wygląda bardzo synonimicznie. Czy oglądaliście ten materiał, czy nie – włączcie go teraz proszę.
I tak po mocno nakreślającym futuryzm wstępie, już w 40 sekundzie mamy akcję, gdy gość odziany w naszprycowany elektroniką kombinezon wykonuje długi skok i ląduje bez jakiejkolwiek reakcji. 9 sekund później moje słowa znajdują potwierdzenie, gdzie tym razem dwóch podobnie odzianych panów wyskakuje z pomocą jakiegoś systemu odrzutu. Ciężko powiedzieć, czy będzie to jakiś stały element w sterowaniu, ale wręcz zapachniało tutaj produkcją Respawn.
W 1:05 mamy tym razem opcję uruchomienia systemu niewidzialności noszonego na sobie kombinezonu. Niby nic – bo to zwyczajna niewidzialność oklepana w wiele razy w grach, jaki filmach, ale jednak wrażenie pozostawia to inne.
Minuta pierwsza, sekund czternaście. Gość wskakuje z dużą siłą na maskę samochodu, niszczy pancerną osłonę i wyrzuca z wnętrza – najprawdopodobniej kierowcę. Podobnie wyrzuca się pilota z Tytana. No ale dobra, to możecie uznać za czepialstwo.
Chwilę później ujrzeć można… mini Tytana? 1:28
Istotny mym zdaniem jest również fragment trwający od 1:41. Wojownik zapoznaje się ze sprzętem będącym czymś w rodzaju Rękawiczek Rozszerzonej Rzeczywistości :). Sekundę później wspina się po ścianie jak małpka.
Ten gadżet, jak i inne z pewnością tworzą nie tylko nowe możliwości na polu bitwy, ale również ułatwiają przemieszczanie się. Być może zapewniają płynniejsze sterowanie, możliwość docierania tam, gdzie nie było nam dane. To byłoby ciekawe urozmaicenie nowego CoDa. Zwłaszcza w sytuacji, jeżeli położymy obok siebie właśnie Call of Duty i Titanfalla. Osoby, które porównywały te dwie produkcje, bez wątpienia zauważyły jak potężne braki i wady ma zapoczątkowana w 2003 roku seria. Titanfall jest bardziej zilustrowaniem tego, czym mogłoby być Call of Duty w przyszłości.
Jest możliwość, nawet bardzo duża, że styl nowej produkcji studia SledgeHammer jest indywidualnym wyobrażeniem. Jest kontynuacją zapoczątkowanej w Black Ops 2 futurystycznej technologii wykorzystywanej bezpośrednio w walce. Jest również możliwe, że to Titanfall zainspirował twórców do zaimplementowania elementów, które sprawią rozgrywkę lepszą, bardziej efektowną, płynną. Oczywiście materiałów jest jeszcze zbyt mało, a czasu zbyt wiele, by sądzić i rozstrzygać, bądź chociażby dowieść prawdy własnych słów. Niemniej takie odniosłem pierwsze wrażenie.
Nawet na kombinezonie jednego z żołnierzy w 22 sekundzie klipu widnieje nazwa podstawowego modelu Tytana. Coś w tym jest ;)