Przez muzyczną scenę przewinęło się wiele wartościowych gwiazd. Nieważne, kto jakiej muzyki słucha – niedocenianie i lekceważenie wpływu, który niektóre pojedyncze jednostki miały na w zasadzie wszystkich wykonawców, jest przejawem ograniczenia i przysłowiowej krótkowzroczności. Każdy ma prawo do nielubienia np. The Beatles, lecz to nie oznacza, że ten zespół jest słaby i absolutnie nic nie wniósł do muzycznego świata. Komuś może przeszkadzać zachowanie Freddy’ego Mercury, ale nie można powiedzieć, że beznadziejnie śpiewał. Mimo morza kontrowersji wokół Michaela Jacksona błędne jest stwierdzenie, że bez niego muzyka pop byłaby tym samym. Nie, nie byłaby, gdyż, nie tylko moim zdaniem, Michael Jackson ruszył ten gatunek do przodu wcale się do niego nie ograniczając.
Michael Jackson od samego początku swojego życia był wychowywany na gwiazdę. Wraz ze swoimi braćmi starał się zdobywać wysokie miejsca na listach przebojów, ale dość szybko wyszło, że samemu ma znacznie większe szanse. Ogromne sukcesy kolejnych jego płyt i singli tylko utwierdzały w przekonaniu, że jest kimś wyjątkowym – kimś, kto faktycznie może zasłynąć jako Król Popu.
Przed swoją największą trasą koncertową, This Is It, śmierć niestety odebrała nam wielkiego artystę, wprowadzając w rozpacz miliony fanów na całym świecie. Jednocześnie pojawiła się kura znosząca złote jaja – skarbnica piosenek Michaela Jacksona, których nigdy nie wydał, ponieważ uważał je za zbyt słabe lub niedostatecznie dopracowane. Trafiła ona w ręce Sony Music Entertainment, które nie zamierzało jej tak po prostu zostawić. Od 2010 roku, mimo braku czołowego wokalisty, zaczęto wydawać nowe płyty Jacksona, zbudowane z nieznanych piosenek wydobytych z otchłani Neverland Valley Ranch.
Trzynastego maja pojawiła się kolejna płyta o tytule Xscape. Składają się na nią piosenki niewydane, lecz stworzone według wizji Michaela Jacksona oraz ich nowe wersje, zremasterowane przez nowoczesnych producentów takich jak Timbaland. Całość dopełnia okładka stworzona przez przyjaciela artysty. Co prawda uważam, że postać, jak i twórczość Jacksona powinno się zostawić w spokoju, jednak cieszyłem się ze względu na ukazanie nowego krążka. Brakowało mi kilku piosenek, które można było usłyszeć chociażby na YT, lecz niestety w gorszej jakości i nie zawsze kompletne. Ochoczo więc przystąpiłem do odsłuchiwania Xscape: na pierwszy ogień poszły utwory z nowymi podkładami, ponieważ wszystkie tzw. Original Version nie znajdują się na płycie w zwyczajnym wydaniu. Tutaj z pomocą przyszedł wcześniej wymieniony Youtube, ponieważ dzięki niemu mogłem porównać wypociny grupy dźwiękowców z niekompletną wizją Michaela Jacksona.
Cała płyta jest wyjątkowo nierówna, jeśli chodzi o poziom wykonania. Mam wrażenie, że producenci do niektórych tracków przyłożyli się znacznie bardziej, a innych nawet nie odsłuchali po swoich przeróbkach. Z jednej strony mamy fenomenalne, moim zdaniem, Xscape (nowe/stare)– tytułowa piosenka w nowej wersji podoba mi się zdecydowanie bardziej niż jej starszy brat (co nie oznacza, że stare Xscape jest gorsze – jest po prostu inne), a z drugiej słabe i przebajerowane Blue Gangsta (nowe/stare), w której w zasadzie broni się tylko druga zwrotka. Zamiast całkowitej zmiany tła wystarczyło po prostu delikatnie upiększyć wersję od lat dostępną w Internecie i otrzymalibyśmy piosenkę znacznie przyjemniejszą w odbiorze.
Spójrzmy jednak szerzej – na płycie przecież występuje znacznie więcej piosenek, w których zmiana melodii wyszła tylko na dobre. Mamy na przykład Chicago (nowe/stare), które wraz z nowym akompaniamentem otrzymało nowe życie oraz duszę. Duet z Justinem Timberlake’iem w Love Never Felt So Good (nowe/stare) brzmi jak rozwinięcie pomysłu, a nie jego absolutna zmiana (w oryginale słyszymy tylko i wyłącznie pianino). Wreszcie moje ulubione Slave To The Rhytm (nowe/stare) zostało po prostu poprawione i ciut przyspieszone, dzięki czemu jest energiczne i wpada w ucho. Słychać, że twórcy wzięli sobie do serca pierwotne wyobrażenie Jacksona.
Michael Jackson był perfekcjonistą i myślę, że nie zgodziłby się na wydanie Xscape w takiej formie, w jakiej zostało wydane. Abstrahując od całkowicie nietrafionych pomysłów jak zastąpienie gitary elektroniką w A Place With No Name lub usunięcie charakterystycznego motywu Do You Know Where Your Children Are, niektórym piosenkom brakuje tego ostatniego szlifu – czasem ma się wrażenie, że tło mogłoby być odrobinę bogatsze, końcówki dłuższe i lepiej rozłożone w czasie, a stosunek nowych wymysłów do „klasycznego” Michaela bardziej zrównoważony. Jeśli ktokolwiek zamierza kupić Xscape,to niech dołoży trochę do wersji Deluxe. Standardową edycję uważam za bezsensowny zakup. Oryginalne piosenki brzmią naprawdę świetnie i tylko nieliczne są gorsze od ich nowszych odpowiedników.