Interstellar i jego soundtrack - skąd to całe zamieszanie? - Kamil Brycki - 28 listopada 2014

Interstellar i jego soundtrack - skąd to całe zamieszanie?

Kosmiczny pył powoli opada, a Interstellar zaczyna schodzić z wielkich ekranów z podniesioną głową. Dla jednych fenomenalny, dla średni i marnujący potencjał – dla nikogo jednak tragiczny i beznadziejny. Bardzo dobrze wypada również ścieżka dźwiękowa oddająca klimat wielkiej pustki oraz napięcia towarzyszącego jakże ważnej misji. Zdecydowanie gorzej mają jednak fani, którzy tej ścieżki dźwiękowej chcieliby posłuchać – oczywiście w pełnym i filmowym wydaniu.

Ścieżka dźwiękowa z Interstellar jest dostępna w trzech edycjach: w pudełkowej, zawierającej 16 utworów, Digital Deluxe mające ich bodajże 24 oraz Super Wyczesanej w Kosmos Edycji o Trudnej Nazwie, wzbogacone o dodatkowe 4. Nie byłoby w tym nic smutnego – w końcu wydawanie rozszerzonych edycji płyt z muzyką jest czymś, z czym spotykamy się codziennie – gdyby nie to, że nawet najbardziej rozbudowana wersja nie jest kompletna. A to już jest dość dobry powód, aby zdenerwować fanów.

Jeżeli jeszcze nie oglądałeś Interstellar i nie przekonują cię do tego te wszystkie pochlebne recenzje tu, tu i tu, oraz ta trochę mniej pochlebna, to ten tekst też lepiej sobie odpuść. Nie mam co prawda zamiaru spoilerować na potęgę, niektóre fakty jednak pewnie przemycę do tekstu choćby przez przypadek. Czytelniku, zostałeś ostrzeżony!

Wszyscy widzowie z pewnością kojarzą dialog „It’s impossible! No, it’s necessary!” oraz scenę, w którym ten dialog występuje. Trzyma ona w napięciu nie tylko przez świetną reżyserię oraz grę aktorską – z głośników (przynajmniej w IMAXie) wydobywają się wtedy dźwięki o ogromnym natężeniu mogące sprawić, że co wrażliwszy z niesmakiem zatka uszy. Zdecydowana większość jednak dzięki temu zabiegowi jeszcze bardziej wsiąknie w wydarzenia dziejące się na ekranie i będzie zmuszona wstrzymać oddech w momencie dokowania. W trakcie tej sceny towarzyszy nam również utwór nazwany przez fanów Docking, który niestety nie pojawił się na płycie ze ścieżką dźwiękową.

Na początku uważano, że to zwyczajne niedopatrzenie i nieznany utwór pojawi się na jakiejś z rozszerzonych edycji. Kiedy jednak do klientów dotarły linki do pobrania pełnych ścieżek dźwiękowych, a wśród nich feralnego Dokowania nie było, zaczęto dyskutować na forum (hans-zimmer.com) i zastanawiać się, co jest grane. Po Internecie za to krążyła już wersja kinowa epickiego słuchowiska (ciut wyżej), z dialogami nadającymi klimatu i szumami już odrobinę go psującymi.

Administrator strony skontaktował się więc z samym Hansem Zimmerem, a ten obiecał przycisnąć wytwórnię, aby poszukiwany przez wszystkich track znalazł się chociaż w wydaniu elektronicznym lub po prostu został udostępniony za darmo. To w końcu jedna piosenka, hello! Kompozytorowi udało się wywalczyć pojawienie się utworu na iTunes i tutaj historia mogłaby się zakończyć gdyby nie to, że to dalej nie było to samo.

Ej, a gdzie się podziały organy? I te wszystkie trąby? Prawda jest taka, że No Time For Caution brzmi, jakby dopiero co wyjechało z FL’a czy innego Abletona, którym posługuje się Hans Zimmer. Jest dość ubogi i w trakcie słuchania mamy wrażenie, że nie trafił do orkiestry tylko został po prostu wysamplowany (istnieje takie słowo?) i wrzucony do Internetu, aby uciszyć niezaspokojonych fanów. W tym momencie również okazało się, że filmowa wersja No Time For Caution jest połączeniem wersji wrzuconej przez Hansa Zimmera oraz kilku innych utworów ze ścieżki dźwiękowej, chociażby Mountains czy Day One Dark. No okay, z tym sobie jakoś poradzimy, jeżeli faktycznie filmowy mix nie istnieje...

Na YouTube oczywiście pojawiła się fanowska wersja No Time For Caution, odpowiednio wzbogacona o organy, chóry, trąby i tę całą epickość, której brakowało w wersji wrzuconej przez Zimmera. A kiedy na rewolucyjnych nastrojach zaczął osiadać kurz okazało się, że... taki track jednak istnieje! I że „wyciekł” wraz z czterema czy pięcioma innymi trackami, których nie ma na żadnej wersji ścieżki dźwiękowej możliwej do kupna (wersja FYC - For Your Consideration, zabiegająca o Oscara), a jednak istnieją i mają się dobrze. I brzmią naprawdę świetnie, z jednym wyjątkiem.

Quantifable Connection (jak się okazuje kolejny najbardziej poszukiwany utwór) niestety nie przetrwał wycieku bez szkód i wylądował w Internecie z dziwnymi dźwiękowymi artefaktami. Nie jest on jednak największym problemem – najbardziej zastanawia dlaczego wydawcy zdecydowali się „zataić” tak bardzo wyrywający się w pamięci utwór. Na dodatek występujący w najbardziej emocjonującym fragmencie filmu. Miejmy nadzieję, że szopka związana ze ścieżką dźwiękową z Interstellar dobiegła końca i niedługo nawet ten 33. utwór pojawi się bez śmiesznych przeszkadzajek, kończąc tę farsę. A kolejne soundtracki będą na tyle kompletne, że słuchacze nie zwrócą uwagi na brakujące utwory (bo w to, że pojawiają się w stanie nienaruszonym, nie ma co wierzyć - nawet nie wiem, czy byłoby to możliwe).

Kamil Brycki
28 listopada 2014 - 22:32